Według ostatnich badań, w amerykańskich miastach, w których odbywały się protesty Black Lives Matter, liczba zabójstw dokonywanych przez policję spadła, ale liczba morderstw wzrosła, donosi lewicowy portal Vox.
Badanie zostało przeprowadzone przez Travisa Campbella, doktoranta z University of Massachusetts, który do tej pory opublikował jedynie wstępne wyniki, więc badanie nie zostało jeszcze zrecenzowane. Należy również dodać, że nie zbadano skutków zeszłorocznych zamieszek Black Lives Matter, które skupiły się na okresie między 2014 a 2019 rokiem i wybuchły po śmierci George'a Floyda, ponieważ nie wszystkie istotne dane są jeszcze dostępne. Zdaniem ekspertów wyniki Campbella są jednak wiarygodne i pasują do trendów nakreślonych przez poprzednie badania.
Campbell zwraca uwagę, że im większe lub częstsze protesty BLM miały miejsce w mieście, tym bardziej spadła liczba zabójstw policyjnych. Ekspert uważa, że możliwe są trzy wyjaśnienia tego spadku, które nie wykluczają się wzajemnie. Z jednej strony stosowanie kamer ciała stawało się coraz bardziej powszechne, a ponadto kładziono większy nacisk na policję społeczną, czyli budowanie osobistych więzi między funkcjonariuszami policji a społecznościami – policja wprowadziła zatem reformy mające na celu ograniczenie środków polegających na śmierci.
Campbell mówi, że dwa ostatnie czynniki mogą wyjaśnić 10-procentowy wzrost liczby zabójstw na „stronach BLM”. W każdym razie liczba morderstw i rabunków wzrosła o 10-17 procent po zmediatyzowanych zabójstwach policyjnych.
Nie zapominajmy jednak: Campbell nie przeanalizował danych za 2020 rok, a pod auspicjami ruchu Black Lives Matter w ubiegłym roku protesty i zamieszki na niespotykaną dotąd skalę zakłóciły codzienne życie Amerykanów.
A rok 2020 był rokiem, w którym odnotowano największy wzrost liczby zabójstw rok do roku w całym kraju (21 procent) – chociaż wskaźnik zabójstw był nadal o 40 procent niższy od rekordowego poziomu z lat 90.
Cały artykuł można przeczytać na Mandine.
Wyróżniony obraz: LA-Times