Boże, jak bardzo mu ufaliśmy. Oczywiście nie było to trudne, bo po Jean-Claude Juncker mógł przyjść tylko lepszy kandydat. Potem przyjechała Ursula i objęła przewodnictwo Komisji Europejskiej. Nie możemy być zawiedzeni matką siedmiorga dzieci - myśleliśmy jeszcze dwa lata temu. Ale niestety, nawet ten krótki okres wystarczył, by został łatwo zmiażdżony przez brukselską maszynerię.

Teraz jesteśmy w punkcie, w którym nas okłamuje. Mówi, że zakup szczepionki w UE zakończył się sukcesem. Jak to ujął Mandiner : jest to technika komunikacji zwana „nowomową”. Cytujemy z listu:

„Nieszczęście, które w żargonie unijnym nazywa się sukcesem, zaczęło się od tego, że komisja chciała załatwić wszystko na szczeblu unijnym, potem nie wystawiała kontraktów na szczepionki i wdała się w spór z AstraZeneca, a w międzyczasie sprzeciwia się wschodnim szczepionkom z powodów politycznych. Jednak coraz więcej państw członkowskich to ignoruje i kupuje tonami Szputnyika i Sinopharma. W ostatnim czasie do kolejki, która jest niemal równa UE, jeśli pomyślimy o krętych ścieżkach kształtowania się woli UE, dołączyły także Niemcy.

W domu, gdybyśmy czekali na niedoskonałość, mielibyśmy 1,7 miliona mniej zaszczepionych osób, a wskaźnik szczepień wyniósłby 27 procent zamiast 44 procent. Cóż, taka jest średnia unijna.

Dla porównania, Von der Leyen jest dumna, że ​​kraje UE wyeksportowały do ​​innych krajów 200 milionów szczepionek – często ignorując potrzeby własnych obywateli. Tymczasem nie wspomniał, ile importowaliśmy, np. wschodnie szczepionki. Eksport jest OK, import nie. Po raz kolejny udowodniono, że poziom lokalny działa szybko”.