„Dobrą rzeczą w międzynarodowych firmach jest to, że każdy ich produkt jest oferowany pod tą samą marką iw tej samej jakości w każdym zakątku świata” – tym karmiono nas od czasu zmiany ustroju do dziś. Chociaż wszyscy wiedzieli, że linzer, czekolada, sok owocowy, salami czy kapusta kupowane „w Niemczech” były znacznie lepsze niż rzeczy sprzedawane tutaj o tej samej nazwie.
Bzdura marketingowa, a teraz faktoringowa czasami broni się, mówiąc, że tak, jest minimalna różnica, bo dany produkt jest nieco dostosowany do gustu danego kraju. Jej włosy. Powszechnie wiadomo, że my tutaj na Węgrzech mamy bardziej serowy gust niż Niemcy za granicą. A kto ustala, na jakiej podstawie, jak skądinąd „wszędzie taki sam” multiprodukt ma być do nas dostosowany? Popularność? Dziwak. Pozdrowienia dla Węgrów. Dobrze im zrobi, jeśli będzie trochę mdły, pozbawiony smaku, będzie zawierał mniej droższych składników, zamiast więcej cukru...
Bo nigdy nie zdarzyło się przypadkiem, żeby multiprodukt był smaczniejszy u nas niż za granicą. I kupimy.
Wszystko zaczęło się gdzieś tam, kiedy postanowiliśmy eksportować to, co dobre, a to, co słabe, zostało dla krajowego konsumenta. To nie jest nowa historia... Brak poczucia własnej wartości i dumy narodowej.
W niedawnym śledztwie Nébiha okazało się, że za jedną czwartą zachodnich produktów nie otrzymujemy tej samej nazwy, co te spoza Lajty. A teraz śledztwo trwa, dlaczego? Cóż, zastanawiam się, dlaczego? Pytanie jest równie trywialne, jak wielka łamigłówka o to, co powoduje, że ceny materiałów budowlanych gwałtownie rosną. Od czego, od czego... Każdy dokładnie wie. Handel skórami nosorożców stara się przełknąć wszystko, co państwo przeznaczy na dobrych ludzi - czyli: czy podobało Ci się, że VAT na mięso został obniżony? Cóż, racja.
Znajomy pszczelarz powiedział mi, że dotacja na gadżet pszczelarski została zwiększona o 70 000 HUF. Cóż, teraz też może to kupić. Dzwoni do tzw. dystrybutora, który informuje go – w połowie lipca – że nie będą już przyjmować zamówień na samolot, bo od 1 sierpnia (!) wszyscy będą na urlopach przez cały miesiąc, a od września to będzie droższy o 50 tys.
To nie powinno tak wyglądać. Na przykład w USA kupujący ustala, ile jest skłonny zapłacić za konkretny produkt. I nie zapłaci za to ani centa więcej. Trzyma handel na ładnej smyczy.
Z nami handel zdziera rodzinne kasy tak, jak chce.
A po drugiej stronie oceanu przywożą nie tylko towary gorszej jakości pod tą samą marką, ale – jeśli to możliwe – nawet smaczniejsze niż to, co jest dostępne w centrum handlowym w Stuttgarcie. Nie, nie dlatego, że jest to większy rynek, ponieważ rynek europejski jest trzykrotnie większy od amerykańskiego. Z drugiej strony, im mniej konsumentów, tym więcej rozsądku robią zakupy, a ich ochrona konsumencka jest dość silna. Nébih operujący modelem amerykańskim nie zastanawiałby się długo, dlaczego jest głupszy, a mówiąc bardziej pobłażliwie: dlaczego jest „inny”.
Wymieniał towary, które nie przeszły testu – według dystrybutorów – w taki sposób, że zamiast znaku Hegyeshalom przed oczami przesuwał im się tylko szary pasek.
József Mészáros