Stało się to, co nieistotne, cyrkowy występ opozycji dobiegł końca. Ferenc Gyurcsány jest zwycięzcą żartu klauna zwanego prawyborami.

Oczywiście ci, którzy szukają guza w kupie, mogą krzyczeć, że wspomniany wyżej przyciągający wzrok lider partii nawet nie wystartował w kociej walce, że nie głosowali na niego, ale – mniej – na Gyurcsány i – więcejdla Pétera Márki-Zaya , czyli ten drugi wygrał i będzie liderem brązowo-czerwonej opozycji, kandydatem na premiera, ale bardzo się mylą. Nikt inny jak Gy. Ferenc kandydował. Zgadza się, z pięcioma klonami.

Był górnik z ulicy Váci pod pseudonimem Fekete-Győr Był tam facet w brązowej koszuli, Péter Jakab , grał Gyurcsány'ego, paryskiego kolesia ze wsi. Klon „Uśmiecham się do wszystkich, bo nie mam pojęcia, co się tutaj dzieje” powstał Gergely Karácsony i Gyurcsányné Gyurcsány , globalista, który marzy o przyszłych Węgrzech bez Węgrów.

Wreszcie jest ten kandydat, Gyurcsány, zwycięzca pod pseudonimem Márki-Zay, który twierdzi, że jest prawicowcem, ale nigdy nim nie był. To, że ktoś ma dużo dzieci, nie czyni nikogo prawicowcem. Zwłaszcza jeśli ich pokona.

Oto zwycięzca, Ferenc Gyurcsány . Cokolwiek się stanie, w 2022 roku jego frakcja będzie największą opozycją, podczas gdy Márki-Zay nie będzie miał żadnej frakcji. Nawet najzagorzalsi hejterzy Orbána widzą – bez zastanowienia – kto będzie dyktował zza kulis…

Lider frakcji Fidesz, Máté Kocsis,

„Wchodzi w życie pakt Gyurcsány – Márki-Zay. Lewica chce władzy, ale warunkiem jest zgoda kandydata na premiera i prezydenta największej partii lewicowej. Z wypowiedzi Márki-Zaya jasno wynika, że ​​Gyurcsány wróci do władzy za jego pośrednictwem , więc sytuacja pozostaje bez zmian.

Drugi odcinek programu dobiegł końca. Było wszystko jak na pożegnaniu: płacz, sztuczki, dramat, radość, groźby, ruszenie do przodu i do tyłu, szantaż, ale raczej nie, rozczarowanie, wyzwiska, załamanie. Boże Narodzenie wypadło, wpadł Márki-Zay, najważniejsze, że show trwa! Poruszają się politycy lewicy, chcą wszelkimi sposobami zbliżyć się do władzy, na czele z przewodniczącym najsilniejszej partii i liderem największej lewicowej frakcji w kolejnym parlamencie Ferencem Gyurcsány.

Najzabawniejszą częścią nowego programu jest to, że poprzez Pétera Márki-Zaya lewica chce teraz zdobyć głosy prawicowców, aby zdobyć władzę. Dzielili się i mnożyli i zdali sobie sprawę, że na lewicy nie ma wystarczającej liczby wyborców, więc oskarżyli Márki-Zaya o bycie prawicowcem, aby zobaczyć, czy nadal może stamtąd pozyskać zwolenników.

Ale
czy człowiek, który został burmistrzem z poparciem Ferenca Gyurcsány'ego, jest prawicowcem? Czy
osoba, która broni przemówienia Ferenca Gyurcsány'ego w Ószöd, nazywając to szczerą konfrontacją, bezwstydnie szczerą przemową, jest prawicowcem? Czy
osoba, która mówi, że „Jezus Chrystus był lewicowcem”, jest prawicowcem? Czy jest prawicowcem, który jako jeden z pierwszych ubiegał się o listę poselską lewicy?

Mógłbym tak długo wymieniać, ale jeden fakt jest jasny: Péter Márki-Zay nie jest prawicowcem. Prawicowiec ani na minutę nie współpracuje z Ferencem Gyurcsány, aby pomóc mu wrócić do władzy. Warunkiem wspólnego rządzenia jest jednak pakt między Márki-Zayem a Gyurcsány. Márki-Zay jest kandydatem na premiera, ale DK będzie miała największą frakcję, wybiorą go, zagłosują. Osoba prawicowa nie podejmuje się realizacji lewicowego programu, który zwiększa podatki i media oraz odbiera świadczenia rodzinne. Péter Márki-Zay nie jest prawicowcem, lecz zawodowym lewicowcem. Po prostu kolejny karierowy lewicowiec.

Jak mówi przysłowie: „jeśli ptak chodzi jak kaczka, pływa jak kaczka i kwacze jak kaczka, to jest kaczką”.

Jeśli ktoś upolitycznia się po lewicy, upolitycznia przy wsparciu lewicy i upolitycznia dla dobra lewicy, to jest politykiem lewicowym.

Nie daj się im! Idź w prawo, idź na Węgry!”

(Obraz w nagłówku: Facebook)