László Felföldi rozpoczął posługę biskupią w Peczu zaledwie rok temu. Przeniósł się ze wschodniej części kraju, z diecezji Debrecen-Nyíregyházi, na południowy kraniec granicy, by zostać głównym proboszczem jednej z naszych największych diecezji. W swoim wywiadzie z okazji pierwszej niedzieli Adwentu mówił także o sile mężczyzn w utrzymaniu rodzin, cudzie stworzonego świata i obchodach narodzin Jezusa, Bożym Narodzeniu, jedynym prawdziwym święcie narodu węgierskiego .
- Niemal co do dnia dokładnie rok temu papież Franciszek mianował go biskupem diecezji Pecz. Wierni już od dawna czekali na nowego proboszcza, więc szczególnie dobrze się stało, że przybyliście do Peczu dzień po nominacji. Czy pośpiech możemy uznać za niezwykły?
„To było naturalne”. W dniu mojej nominacji arcybiskup György Udvardy, ówczesny namiestnik apostolski, powiedział, że chciałby zwołać następnego dnia personel diecezjalny i zobaczyć, czy mógłbym zorganizować tam również mnie. Nie było łatwo, byłem bardzo daleko od Peczu, ale wiedziałem, że od tego dnia spędzę tam całe życie, a teraz było tam moje miejsce pracy. Wiedziałem, że wierni czekają i pomyślałem też, że ważne jest spotkanie, żeby się przywitać. Od tego czasu co tydzień przyjeżdżałem do Peczu. W tamtym czasie w moim domu pakowałem się stopniowo, a tu, w Peczu, rozpakowywałem możliwości... Po Bożym Narodzeniu w końcu dotarłem.
- W diecezji Debrecen-Nyíregyházi byłeś uważany i kochany jako wysoko ceniony i popularny duszpasterz. Papież Franciszek powiedział kiedyś: ważne jest, aby pasterze mieli „zapach trzody”. Czy udało Wam się opanować „zapach stada” w Peczu?
"Tak." Coraz bardziej czuję się jak w domu, w coraz większej liczbie miejsc czuję i doświadczam, że przyjmują mnie z miłością i radością. Już witają was jako znajomych na ulicy, w sklepie, no, w parafiach. I to jest bardzo dobre uczucie, bo człowiek z daleka jest zawsze przez chwilę obcy – nieważne jak bardzo się nim nie czuje. Poznanie się wymaga niezliczonej ilości spotkań, ale widzę, że moje relacje z ludźmi stają się coraz bardziej intymne i naturalne.
- Rozpoczął swoje obowiązki biskupie w pamiętnie trudnym okresie: podczas pierwszej fali epidemii koronawirusa, kiedy wszyscy byli zamknięci, kościoły puste, a Msze święte transmitowane były tylko online. Jak trudny jest brak osobistej obecności wiernych w pracy nowo przybyłego biskupa?
– Ten okres spowodował trudności w życiu każdego człowieka i każdej parafii. Ze swojej strony, na ile przepisy na to pozwalały, kontynuowałem to, co zacząłem. Odwiedziłem parafie, ale czasami siedziałem w kościele sam, w maseczce, poznawałem to miejsce, jednym słowem robiłem wszystko, co mogłem. Dziś mogę spotykać się z moimi współpracownikami, kapłanami i wiernymi raz po raz całkowicie swobodnie, bez przerwy.
- Ostatnio, w przemówieniu wygłoszonym podczas instalacji Eucharystycznego Krzyża Pamiątkowego w Tamás, widać było jego miłość do natury. Czy jest tak blisko natury, czy to tylko otoczenie i okazja skłoniły go do powiedzenia tego, co tam zostało powiedziane?
– Dorastałem w niezafałszowanych wiejskich warunkach, w zachwycie stworzonego świata. Oczywiście nie jest to nic nadzwyczajnego: ten cud jest obecny wszędzie, niezależnie od tego, czy ludzie są w naturze, czy w jej pobliżu. Ale jako człowiek możesz się wiele nauczyć od roślin i zwierząt o porządku natury.
Ponieważ natura ma porządek i cuda, przed którymi człowiek może stanąć tylko z czcią i szacunkiem.
Jeśli tylko miałam okazję, zapełniałam okno kwiatami, a gdy tylko okoliczności na to pozwalały, obsadzałam ogród i ogród mojej parafii kwiatami i roślinami.
Dla mnie spotkanie z naturą jest zawsze doładowaniem, odrodzeniem - potwierdzeniem realności życia. Człowiek żyje w całkowitej symbiozie z naturą. Innymi słowy, jeśli zniszczymy stworzony świat – florę i faunę – zniszczymy siebie. Nie możemy żyć bez drzew: to, co oni wydychają, my wdychamy, a co my wydychamy, oni wdychają. Nie możesz oddzielić tych dwóch. Jeśli nie szanuję natury – choć zawdzięczam jej życie – to nie szanuję siebie, nie kocham siebie. Ochrona stworzonego świata nie jest tylko teorią czy grą, ale żywotnym zadaniem człowieka. Pomyśl tylko o jednym małym stworzeniu, które jest w ogromnym niebezpieczeństwie: pszczoła. Gdyby pszczoły wyginęły, nie mielibyśmy owoców, a to byłaby śmiertelna strata dla ludzkości. I bezlitośnie niszczymy je pestycydami i insektycydami...
- Przeniósł się z równinnego regionu Alföld do podnóża Mecsek, między wzgórzami i lasami. Udało Ci się przyzwyczaić?
- Na początku było to bardzo dziwne, bo na Wielkiej Równinie wszystko jest proste i widoczne - a potem dotarłem do Peczu, gdzie nie wszystko jest proste i nie wszystko widać... Ale bardzo mi się podobało. Mecsek jest bardzo blisko; dziesięć minut i mogę stać pośrodku fabryki tlenu, ciesząc się przyrodą z „pełnymi płucami”, rozglądając się dookoła. To ogromny skarb. Dla mnie życie i świat są bardziej zielone w Peczu niż w innych miastach. Lasów jest więcej - i to jest właśnie bogactwo.
- Z podobnym zapałem głosi wagę roli rodziny. Jeśli przyjrzymy się jego wcześniejszej pracy w Nyíregyháza i jego obecnym zabiegom w Peczu, powraca stały motyw: zjednoczenie mężczyzn, głów rodzin, lub jeśli można to ująć w ten sposób: ustawienie ich w „porządku wojskowym” , w formie męskich spotkań . Utrzymanie rodziny, mężczyźni... Czy powiązanie jest aż tak bliskie?
"Bardzo ciasno!" Podobnie jak wielu moich rówieśników, widzę i doświadczyłem, że rodziny potrzebują poważnej pomocy. Rodzina nie jest opcją egzystencji człowieka, wspólnoty ludzkiej, ale opcją jedyną. I nigdy w historii rodziny nie zostały dotknięte takim atakiem, taką raną, jak dzisiaj.
A Kościół albo chroni rodzinę w tej walce – albo nie, to na pewno nie rozumie dobrze duszpasterstwa.
Naszą misją nie jest realizowanie jakiejś abstrakcyjnej filozofii, ale postawienie człowieka w centrum. Nasza misja przemawia do ludzi, a jeśli przemawia do ludzi, to przemawia do rodziny. Mężczyźni są głównymi odpowiedzialnymi za pokój w rodzinie, mogą zrobić dla jedności i ochrony rodziny. W dzisiejszych czasach było trochę zamieszania na ten temat i wielu ludzi cierpi z tego powodu.
Odpowiedzialność i władza muszą wrócić do mężczyzn, bo jasne jest, że nikt inny nie będzie walczył w tej bitwie zamiast nich. Dlatego gromadzę i zapraszam głowy rodzin na spotkania męskie w siedmiu punktach diecezji: usiądźmy, porozmawiajmy i wzmocnijmy się.
Żegnam się z nimi za każdym razem w następujący sposób: jeśli od jutra twoje dziecko lub twoja żona nie jest szczęśliwsza z powodu tego, co tutaj usłyszałeś i czego się nauczyłeś, to wszystko nic nie znaczy. Ale jeśli jesteś szczęśliwszy, przyjdź następnym razem!
– Czy powinniśmy traktować te okazje jako swego rodzaju dokształcanie?
„W żaden sposób nie chodzi o kontynuację edukacji, nie sądzę, że mogę mówić takie wspaniałe rzeczy mężczyznom”. Ale wierzę, że mężczyźni, kiedy są razem, stają się silniejsi w swoim towarzystwie. Dziś utraciliśmy wspólnotę męską, choć jeśli spojrzymy wstecz, widzimy, że mężczyźni zawsze pracowali razem, z tym przeplatało się życie wsi i wsi, wspólnie wykonywali dzieło opieki, ochrony i budowania rodziny. Fakt, że to wszystko znika, największymi przegranymi są mężczyźni. Z tego powodu cierpią oni i cierpią z tego powodu rodziny.
- Znacznie częściej słyszymy, że kobiety są opiekunami rodziny, są ciepłem pieca...
- To absolutna prawda, też tak myślę. Kobieta jest ciepłym gniazdem.
Kobieta upiększa dom, kobieta nakrywa do stołu, kobieta sadza dzieci przy stole. Ale tylko mężczyzna może zatrzymać dzieci przy stole.
Opinie uczestników męskich spotkań są więcej niż dobre. To cud, który się dzieje. To wzruszająco piękne, że przychodzi tak wielu ludzi, tak wielu z nich odczuwa potrzebę takich okazji. W sercach mężczyzn jest bardzo, bardzo głębokie przesłanie, że tak, potrzebujemy siebie nawzajem! I jest nas coraz więcej, coraz więcej znajomych i przyjaciół dołącza do nas.
- Z perspektywy czasu posługi biskupiej miniony rok to nie jest długi okres. Gdybyś jednak miał wyróżnić jakieś osiągnięcie lub zmianę, co by to było?
„Nie znam szczególnie dużego wyniku, ale też nie chciałbym się nim popisywać”. Dla mnie ten rok był rokiem wzajemnego poznawania się, odwiedzam parafie, szkoły, instytucje, odwiedzam ojców. Diecezja Pecz jest bardzo duża, więc nie mogłem nawet dotrzeć do jej końca. Nie chcę „kończyć” znajomości symbolicznymi spotkaniami, bo gdyby tak było, mogłabym powiedzieć: już dawno skończyłam… Posługując się analogią: gospodyni też sprawdza, co jest w lodówkę lub spiżarnię przed gotowaniem, a po ocenie decyduje, co może ugotować z tego, co znalazł. Najważniejsze dla mnie jest teraz znalezienie najlepszych współpracowników wśród księży, świeckich i pomocników w całym powiecie Baranya i Tolna. Ci, z którymi mogę robić, myśleć razem, pracować razem dla diecezji.
– Ten wywiad zostanie opublikowany w pierwszą niedzielę Adwentu. To dobrze znane zjawisko, które w tym okresie wydaje się nasilać z roku na rok, że przedświąteczna gorączka zakupowa wkrada się zawsze wcześniej, zaczyna się w połowie listopada, a teraz jednodniowy wcześniej Czarny Piątek trwa przez tygodnie... Wierzący i niewierzący są w stanie przeniknąć to medium.. prawdziwe przesłanie Adwentu dla wierzącego?
- Dzięki Bogu - Boże Narodzenie do dziś jest jedynym prawdziwym świętem dla Węgrów.
Są dni wolne, są weekendy - ale to nie są wakacje. Kiedy wszyscy naprawdę świętują, jest to Boże Narodzenie. I tego musimy bronić! Święto jest również niezwykle ważne z punktu widzenia godności człowieka: wtedy kochamy, zwracamy na siebie uwagę i troszczymy się o siebie. Trzeba zaakceptować fakt, że każde wakacje tak naprawdę zaczynają się od oczekiwania. To jest Adwent. Jest w sercach i urzeczywistnia się dzięki takim rzeczom, jak piękno i blask domu wakacyjnego, nakryty stół, ozdobna sosna i prezenty. Ale jeśli cała ta rzeczywistość jest obecna bez radości i pokoju duszy, serca, może być nie tylko pusta, ale także bardzo bolesna. Ważne jest, aby pamiętać, że prezent, który daję ukochanej osobie, reprezentuje mnie, ale nie może go zastąpić. Muszę wiedzieć, że sam jestem darem, a wtedy wakacje będą wypełnione duchem i radością.
Są tacy, którzy mogą to czynić w miłości Boga, ale ci, którzy w to nie wierzą, muszą też odnaleźć ducha świąt, Bożego Narodzenia, bo tylko tak można poczuć radość, a to święto będzie bogactwo, które służy życiu.
- To będzie jego pierwszy Adwent, pierwsze Boże Narodzenie w Peczu. Czy ma niezbędne „dobre samopoczucie”?
„Naprawdę nie mogę się doczekać, naprawdę się przygotowuję!” Chcę być wszędzie, wśród ludzi w wirze Adwentu, na liturgiach, na Mszach świętych . A poza tym oczywiście ważne jest też moje osobiste przygotowanie, bo te Święta będą dla mnie zupełnie inne niż kiedykolwiek. Ufam, że mi również doskonale uda się znaleźć prawdziwie godną świąteczną atmosferę pośród wielu zadań i zajęć.
– Czy biskup powiatowy, który jest w separacji z rodziną, może świętować Boże Narodzenie z rodziną?
- Dla mnie to nie będą rodzinne święta tutaj w Peczu, to będzie nabożeństwo tutaj - będę świętować z wiernymi. Odkąd jestem księdzem, spotykam się z rodziną w noc po Bożym Narodzeniu lub tuż po nim. Moi bracia i siostry spędzają Boże Narodzenie, a kiedy przyjeżdżam, gromadzimy całą rodzinę. To wtedy nadchodzą prawdziwe wielkie rodzinne wakacje. To też bardzo cieszy dzieci, co jest zrozumiałe, bo tak naprawdę mają dwa święta Bożego Narodzenia.
– Pierwszy rok, o którym dziś kilka razy wspominano, dobiegł końca. Jaki będzie następny? A dokładniej, czego chcesz?
– Chciałbym dalej wzmacniać parafie, rozpoczętą w parafii działalność grup rodzinnych i męskich, trzeba też wszędzie znaleźć odpowiednich liderów. Wtedy duszpasterstwo diecezjalne, nasza codzienna praca, nabierze prawdziwego sensu. W każdym razie nie chcę niczego nadzwyczajnego.
Chciałbym po prostu urzeczywistnić piękną miłość codzienności. Tak jak życie rodziny nie zależy od wielkich rzeczy, nie od statystów, ale od spokojnej miłości codzienności.
Wyróżniony obraz: József Mészáros