Fidesz znacznie się rozrósł w ciągu ostatniego miesiąca, jego obóz powiększył się o 300 tys. . Mimo to, zdaniem Tibora Závecza, lewica nadal prowadzi, choć tylko o 1 proc. Przyjrzyjmy się szczegółom, a potem analizie – pisze w swoim poście na Facebooku Dániel Deák
W październiku partia rządząca liczyła 34 procent całej populacji, obecnie 37 procent. Według sondażu Závecza Fidesz to 47 proc. grupy zdecydowanych wyborców partii.
DK jest na drugim miejscu z 19 proc. Jobbik może liczyć na 10 proc. aktywnych wyborców, MSZP na 7 proc. Pęd wynosi 5 procent. Párbeszéd i Mi Hazánk mają po 3 procent w grupie pewnych wyborców, a LMP i Partia Dwuogoniastego Psa mają po 2 procent w tym kręgu.
Zdaniem Závecza, w grupie wyborców, którzy na pewno obiecują wziąć udział w wyborach i mogą wybierać między listami, sytuacja jest zasadniczo remisowa. Opozycja ma 49 proc., lista rządząca 48 proc.
42 proc. głosujących uważa, że w obecnych wyborach zwycięży Fidesz, a 39 proc. uważa, że wygrałaby opozycja.
Analiza: lewica nie odnalazła się od prawyborów, nie mają nic do powiedzenia ani kampanii. Lewicowy kandydat na premiera, Péter Márki-Zay, oprócz ciągłego obrażania wyborców wszelkiego rodzaju obelgami, sprzeciwia się również obniżeniu rachunków za media, obniżeniu cen benzyny, ustawie o ochronie dzieci i środkom podejmowanym przeciwko imigracji . Sprawy te cieszą się jednak 70-90 proc. poparciem społecznym, więc kontynuowanie tej komunikacji jest politycznym samobójstwem. Podczas gdy lewica nie ma narracji, nie ma nic do powiedzenia, a kampania nawet się nie zaczęła, Fidesz apeluje do wyborców zrozumiałymi przekazami, a kampania prawicy już trwa. Jeśli tak dalej pójdzie, w grudniu można spodziewać się osłabienia lewicy i dalszego wzmocnienia strony narodowej.
Źródło i zdjęcie: Dániel Deák/Facebook