To był pracowity tydzień dla Rady Europejskiej: spotkali się także premierzy, ministrowie spraw zagranicznych i ministrowie spraw europejskich. Tematów było wiele, ale nawet wśród nich szczególną uwagę poświęcono kwestii rozszerzenia UE. - napisał wczoraj Péter Szijjártó minister spraw zagranicznych i handlu w swoim poście na Facebooku.
Jak można przeczytać: Niestety, dyskusja była otrzeźwiająca: kraje Europy Północnej i Zachodniej nadal nie chcą rozszerzenia, kraje Bałkanów Zachodnich również tym razem nie otrzymały docelowych terminów, negocjacje z Albańczykami i Macedończykami Północnymi jeszcze się nie zakończyły rozpoczęty, Serbowie i otwarte cztery nowe rozdziały negocjacyjne (z 35!) oznaczały jedynie nikłe pocieszenie.
UE zaczyna cofać się do punktu, w którym polityka Brukseli wobec Bałkanów Zachodnich składa się z edukacji, lekcji i sankcji. To nie jest bardzo pomysłowe podejście, a także jest niebezpieczne. Jeśli ktokolwiek, to my, Węgrzy, dobrze pamiętamy tragiczne konsekwencje, gdy świat zachodni chce ukarać Bałkany Zachodnie.
Moja nowa niemiecka koleżanka z minister spraw zagranicznych, Annalena Baerbock, zagroziła ostatnio Miloradowi Dodikowi, czołowemu politykowi Republiki Serbskiej, sankcjami.
Takie stwierdzenia napawają nas niepokojem, ponieważ Bośnia i Hercegowina jest nam bliska, a utrzymanie stabilności i pokoju w tym kraju jest naszym podstawowym interesem bezpieczeństwa . Berlin jest dalej, ale nie na tyle daleko, żeby nie można było stamtąd w każdej chwili polecieć do Banja Luki. Odlecieć i negocjować. Porozmawiać z bośniackimi Serbami. Z nimi, a nie o nich. Może to pomoże ci zrozumieć sytuację.
UE może nałożyć sankcje na każdego tylko jednomyślną decyzją państw członkowskich i dla jasności warto powiedzieć: Węgry nie poprą żadnych sankcji wobec przywódcy bośniackich Serbów Milorada Dodika. Jeśli pojawi się taka propozycja, zawetujemy ją.
Rozszerzenie, a nie sankcje: na tym powinna polegać polityka UE wobec Bałkanów Zachodnich w przyszłości.