Prezes Psiej Partii zaproponował, że ma innego psa, który może bardziej nadawać się do roli opozycyjnego kandydata na premiera, bo "przynajmniej nie mówi"

Prezes Psiej Partii zastąpiłby Pétera Márki-Zaya swoim psem, a lewicowy kandydat na premiera na wczorajszych forach w Budapeszcie, powołując się na niejasne informacje wewnętrzne, po raz kolejny uwierzył w prywatyzację służby zdrowia, model Gyurcsány i odgrodził całkowicie nieudaną zbiórkę podpisów opozycji.

Kapitan Gyurcsány'ego, Péter Márki-Zay, kontynuował swój objazdowy pokaz w Budapeszcie, namawiając swoją skromną publiczność do podpisania inicjatywy referendalnej opozycji w towarzystwie lokalnych przedstawicieli i kandydatów lewicy w dziewięciu lokalizacjach.

Źródło: MH/Róbert Hegedüs

Kapitan Gyurcsány pod nadzorem/MH/Róbert Hegedüs

Bazując na wnioskach wyciągniętych z jego podróży po kraju, nie jest zaskakujące, że ludzie nie tłoczą się na jego forach, i tak było również wczoraj. Márki-Zay nie jest jednak szczególnie lubiany przez sympatyków partii lewicowych, co więcej, regularnie pobłaża sobie i pozwala sobie na wypowiedzi i komentarze obrażające wyborców, a także regularnie krytykuje działania rządu cieszące się szerokim poparciem społecznym.

Nawiasem mówiąc, na placu Móricz Zsigmond - właśnie wtedy, gdy Márki-Zay zadeklarowali, że stworzyli zupełną jedność narodową - konferencję prasową przerwał mężczyzna zza kulis, krzycząc "ukrywaj się w swoim wiejskim miasteczku". W swoim przemówieniu marionetka Gyurcsány'ego ponownie odniosła się do zgonów spowodowanych przez covid, ponownie odnosząc się do „celowo zdegradowanego systemu opieki zdrowotnej”. Tymczasem według doniesień prasowych prawa ręka Márki-Zay pracuje jako kierownik prywatnej kliniki.

Mobilizacja lewicy zakończyła się całkowitym fiaskiem, nadzieja na to, że zdążą zebrać wystarczającą liczbę podpisów na czas, by móc rozpisać referendum w dniu wyborów parlamentarnych, praktycznie zniknęła. Spadek wskazują też sondaże opinii publicznej z minionego okresu, a nazwisko Márki-Zay regularnie pojawia się w tęczowej koalicji wśród powodów.

Lewicowy kandydat na premiera jest o krok od pojednania z prezesem Jobbiku Péterem Jakabem, przynajmniej według pozorów. Jednak Gergely Kovács, lider węgierskiego Kétfarkú Kutyapárt, nadal go oczernia, ostatnio powiedział, że Márki-Zay nie mówił prawdy, kiedy mówił o tym, jak błagał Kutyapárt o start w prawyborach. „Pytał, czy jedziemy, ale absolutnie nie namawiał ani nie błagał” - wspominał Kovács w programie ATV, zaprzeczając Márki-Zayowi. A w swoim poście na Facebooku napisał: „Czy kandydatem nie mógłby być ktoś inny, kto nie jest taki?” - potem zasugerował, że ma jeszcze jednego psa, który mógłby się nadawać do roli opozycyjnego kandydata na premiera "bo ma też dużą zaletę: nie mówi".

Źródło i pełny artykuł: magyarhirlap.hu

Wyróżniony obraz: Facebook