Marsz Pokoju ma dziesięć lat, co postrzegam jedynie jako podnoszące na duchu zjawisko wspólnego bicia serc. Wpływa na zdecydowaną większość Węgrów, w tym na mnie, na dwa sposoby. Jednym z nich jest to, że mogę być członkiem jedynej w swoim rodzaju w Europie społeczności, ponieważ tutaj, w oparciu o zasadę suwerenności ludu, ludzie mogą swobodnie wyrażać emocje, które chcą okazać rządowi lub Unii Europejskiej jako ważna wiadomość.
Po drugie, Węgrzy doskonale zdają sobie sprawę, że osiągnięcie wolności, zachowanie naszej niepodległości i suwerenności musi być procesem ciągłym, niekończącym się. Nasz naród słynie z przewrotów, a nasi przodkowie i obecne rodziny dokładnie wiedzą, co się stało w 1848 czy 1956 r., kiedy wolność, choćby na krótki czas, można było wywalczyć tylko za cenę wielkich krwawych ofiar. Marsz Pokoju też uważam za akt rewolucyjny, ale oczywiście cichą, że tak powiem, aksamitną deklarację woli. Swoją drogą, wywalczyć wolność to jedno... Ale w wielu przypadkach zachowanie wolności wymaga też rewolucji, jeśli nie zawsze z krwawą ofiarą, choć naród musiał za nią krwią poświęcić np. w 2006 roku. Zadaniem Marszu Pokoju jest również przypominanie: opiekunowie muszą zawsze być czujni.
Za największe osiągnięcie Marszu Pokoju uważam fakt, że według oficjalnych danych na imprezę na zaproszenie CÖF-CÖKA przybyło 340 tys. osób. Wydaje się, że teraz, 15 marca, może nas być nawet dwa razy więcej. To, że ludzie potrafią i od dziesięciu lat potrafią tworzyć tak dużą społeczność, jest sygnałem również dla sceny międzynarodowej. Procesja Pokoju stała się ważną wartością, którą można nawet nazwać węgierską.
Obowiązkiem węgierskich cywilów jest wspieranie swojego narodowego i opartego na chrześcijaństwie rządu, ale mają też inną misję. Te europejskie społeczeństwa, które tak jak Węgrzy nie wierzą w duże, federalne, centralnie sterowane państwo, ale w mądry i silny sojusz niezależnych narodów, muszą wskazać drogę. Pojawiający się na Marszu Pokoju Węgrzy kierują przesłanie do całej Europy, do Polaków, Włochów, Hiszpanów i kto wie, jakie narody już się na nim pojawiają... Nie mówiąc już o Węgrach za naszymi granicami! Uważam, że Marsz Pokoju jest poważnym i surowym ostrzeżeniem dla kierownictwa w Brukseli. Mówię o ludziach i społeczeństwach, które chcą podejmować decyzje w oparciu o zasadę suwerenności swojej wspólnoty, ale także o wielkich kwestiach losu Europy.
Źródło: demokrata.hu
Na naszym zdjęciu otwierającym: László Csizmadia jest prezesem CÖF. Fot. demokrata.hu