„Wiesz, gdzie takie szaleństwa się nie zdarzają? Na Węgrzech. Tylko mówię” – Rod Dreher, znany amerykański konserwatywny publicysta i pisarz, ogłosił na Twitterze bardzo dziwaczną wiadomość.
Rodzice w Kalifornii byli oburzeni, gdy dowiedzieli się, że nauczyciele płci męskiej, którzy używają neutralnych zaimków osobowych, typowo preferowanych przez osoby, które identyfikują się jako osoby niebinarne, zostali umieszczeni w tym samym pokoju z dziewczętami z piątej klasy na letnim obozie, więc w naszym przypadku są zasadniczo uważane za kobiety .
Kiedy rodzice zapytali, czy organizatorzy obozu mogą zagwarantować, że ich córeczki nie będą spały w jednym pokoju z dorosłymi mężczyznami, odpowiedź brzmiała: nie. Biorąc pod uwagę powyższe, tożsamość przedmiotowych nauczycieli jest niejasna i nietrudno zrozumieć, dlaczego zaniepokojeni rodzice nie byli usatysfakcjonowani wyjaśnieniami szkoły.
Jak wspomniał Dreher, powyższy przypadek jest tylko jednym z niezliczonych przypadków czytanych w prasie amerykańskiej i zachodniej, które dowodzą, że
że dzięki ustawie o ochronie dzieci węgierski rząd z pewnością nie walczy z bezpodstawnymi koszmarami, jak twierdzą liberałowie. Kilka lat temu po prostu śmialiśmy się z tego, jak mają problemy z neutralnymi płciowo toaletami za granicą, ale gdzie te sprawy są w szkołach, to już dawno nie jest śmieszne.
Tendencja jest taka, że szkoły nie tylko nie pytają rodziców o zgodę na ideologiczne wychowanie, ale ukrywają to przed nimi, odbierają im prawo do podejmowania decyzji, a nawet uzyskiwania od nich informacji, alienują ich od własnych dzieci. To, co napotkaliśmy w dystopiach, jest dziś rzeczywistością. Oczywiście sytuacja w Stanach Zjednoczonych również nie jest taka sama: chociaż lewicowo-liberalne przywództwo tego kraju zachęca do tego, co uważa się za postępującą chorobę mózgu, istnieje duży opór na poziomie poszczególnych stanów. Na Florydzie przygotowywana jest ustawa o ochronie dzieci i prawach rodzicielskich, podobna do węgierskiej.
Na przykład szkołom zabrania się ukrywania informacji o dziecku przed rodzicami. Brzmi to jak przesada, ale nią nie jest: coraz częściej zdarza się, że jeśli dziecko ma wątpliwości co do swojej tożsamości płciowej, szkoła od razu zaczyna je do tego zachęcać, ale jest to regularnie ukrywane przed rodzicami. Jest też bliższy przykład, bo w Szkocji już w zeszłym roku dyskutowano, że nawet czteroletnie dziecko może decydować o swojej płci na podstawie ogłoszenia i przedszkole i szkoła powinny to uszanować, a rodzice nie nawet coś powiedzieć. A potem nawet nie rozmawialiśmy o tym, co jest wpychane do głów nieszczęsnych amerykańskich uczniów pod tytułem „krytyczna teoria rasy”.
Zachodni liberałowie boją się węgierskiego prawa ochrony dzieci tak samo jak ognia. To nie przypadek, bo podobnie jak po kryzysie migracyjnym z 2015 roku, teraz widzą, że przykład Węgier jest zaraźliwy. W amerykańskiej prasie mainstreamowej wychodzi na jaw seria przerażających analiz o tym, że amerykańscy konserwatyści są fanami Viktora Orbána i że w końcu podejmą kroki jak rząd węgierski. A milcząca większość ludzi żyjących w krajach zachodnich coraz mniej cicho zadaje pytanie, że jeśli Węgrzy mogą jeszcze chronić rodziny w imię zdrowego rozsądku, to dlaczego nie razem z nimi.
Celem ataków na ustawę o ochronie dzieci, w tym jawnego szantażowania środków Brukseli, jest przekonanie ludzi, że jej istotą nie jest ochrona praw rodziców i dzieci. Poparcie niedawnej polskiej ustawy wskazuje również, że rodzice nie chcą, aby wszelkiego rodzaju organizacje pozarządowe mówiły swoim dzieciom nie wiadomo co bez ich wiedzy. Nie jest za późno, trzeba wysłać mocną wiadomość
Źródło: magyarhirlap.hu / Mariann Őry
Wyróżniony obraz: MH/Tamás Purger