W połowie listopada ubiegłego roku rząd zdecydował o ustaleniu górnej granicy ceny benzyny i oleju napędowego na poziomie 480 forintów na trzy miesiące.
Pod warunkiem, że zamknięte mogą być tylko stacje benzynowe, które nie mogą zaopatrywać kierowców w paliwo przez 48 godzin. Ponadto zapowiedzieli, że MOL pomoże tym, którzy nie będą w stanie tego zrobić i przejmie ich odwierty do eksploatacji.
Nawet wtedy lewica zaczęła wywoływać lekką histerię, mówiąc, że setki studni zostaną zniszczone.
Po tym, jak uzasadniła to cena rynkowa ropy naftowej, rząd przedłużył termin 15 lutego o trzy miesiące.
Powodem tego była nie tylko ochrona portfeli kierowców, ale także to, że – jak tłumaczył minister finansów – panującą na początku roku inflację trzeba było jakoś ograniczyć. Choć zarówno on, jak i premier mówili, że zamrożenie cen paliw, żywności i niektórych stóp procentowych oraz zamrożenie cen mediów obniży węgierską inflację o co najmniej 3 proc.
ten argument nie interesował lewicy i jej prasy. Bo dla nich – jak zawsze – głównym celem jest wprowadzanie zamieszania.
Potem pojawiły się nagłówki: „Cena na stacjach benzynowych będzie wynosić 520 HUF, gdy skończy się limit cenowy”, to samo w innym miejscu, „benzyna będzie kosztować 600 HUF…”, nawet „paliwo może kosztować 700 HUF za litr”, „dziesiątki stacji benzynowych mogą zbankrutować”, „w ciągu 1-2 tygodni będą problemy z zaopatrzeniem” i tak dalej.
Błagam: skąd mieliby to wiedzieć z góry? I dlaczego nie cieszą się, że benzyna kosztuje tutaj tylko 480 forintów za litr?
Oczywiście te nagłówki trafiły do ludzi, którzy oglądają tylko RTL i ATV. Nasz sąsiad (nawiasem mówiąc, sympatyczny, porządny człowiek) napisał z przerażeniem do mojego partnera SMS-a, mówiąc: „więc teraz mogę zatankować tylko 10 litrów?”. Wiadomość miała takie podstawy w rzeczywistości, że wśród dużych graczy Shell naprawdę ograniczył ilość 95 normalnej benzyny, którą można było wyemitować w tym samym czasie.
Tak, ale nie wszędzie, tylko na 10 stacjach można kupić normalną benzynę za 50 000 HUF brutto. Oznacza to, że jednorazowo dozwolone jest tankowanie nie mniej niż stu litrów. Ale który samochód osobowy ma 100-litrowy zbiornik?
Ale wracając do studni i rzeczywistości. Na Węgrzech jest około 2000 stacji paliw (z czego około 400 należy do MOL). Według artykułu Napi.hu przedwczoraj (!) Gábor Egri, prezes Stowarzyszenia Niezależnych Stacji Benzynowych, powiedział, że
już 20 (czyli: dwadzieścia!), głównie rodzinnych studni, zdecydowało się zamknąć z powodu zamrożenia cen paliw.
Według niego, "do tej pory rząd nie dał żadnych sygnałów, że zrekompensuje właścicielom stacji paliw, nadal będzie zmuszał ich do ponoszenia kosztów zamrożenia cen".
Chętnie wierzymy, że życie rodzinnych studni stało się teraz bardzo trudne, ale w porównaniu z 2000 studniami – powiedzmy, że 100-200 zostanie zamkniętych – stanowi to zaledwie 5-10 procent studni. (Nikt nie jest w stanie przewidzieć dokładnej liczby).
Z drugiej strony Origo obliczył, że zatrzymanie cen paliwa pozwoli zaoszczędzić kierowcom (i ich rodzinom) około 60-70 miliardów HUF.
Rząd nie ma dużego pola manewru: wysokość akcyzy ustala Unia Europejska, a węgierskie obciążenie podatkowe jest już poniżej minimalnego poziomu. VOSZ chce teraz obniżki VAT, co jest trudne, bo rząd musi utrzymywać zrównoważony budżet.
Ale histeria wciąż rośnie: przeczytaliśmy już artykuł, który „przepowiada” ruch narodowy pod następującym tytułem:
„Organizują gigantyczną demonstrację samochodową przeciwko Viktorowi Orbánowi z powodu kryzysu benzynowego!”
Nooo normalnie?
Wyróżniony obraz: Pixabay