To nie czas, żeby ktoś wkraczał w węgierskie życie publiczne jako entuzjastyczny amator i próbował swoich sił jako premier - politolog Tamás Lánczi ocenił wypowiedzi lewicowego kandydata na premiera dotyczące wojskowej roli Węgier na Ukrainie w niedzielnej gazecie radia Kossuth program.
Analityk mówił również o tym, że Marsz Pokoju to marka i koncepcja nie tylko na Węgrzech, ale także na arenie międzynarodowej. Przypomniał, że podczas uroczystej gali na placu Kossutha 15 marca premier bardzo poważnie przeanalizował wydarzenia na świecie i wybrał miejsce Węgier, podczas gdy opozycja zorganizowała tradycyjną imprezę kampanijną. Najbardziej uderzająca różnica dotyczyła liczby uczestników wydarzeń 15 marca. Rządowi udało się zmobilizować więcej ludzi, to już tradycja, od dwudziestu lat widzimy, że w ruchach prawicowych „jest dużo, dużo więcej ludzi”, stwierdził Tamás Lánczi. Zaznaczył: na podstawie przemówień
premier bardzo poważnie przeanalizował wydarzenia na świecie, przebudowy geopolityczne, a także wyznaczył miejsce Węgrom.
Podkreślił: Miejsce Węgier jest poza głównymi konfliktami, które rozpoczęły się na Ukrainie i które według kilku prominentnych polityków w Europie są dopiero początkiem długiego konfliktu. Analityk podkreślił: Węgry muszą trzymać się z dala od serii konfliktów, które prawdopodobnie się rozpoczęły. Z kolei wydarzenie opozycji było tradycyjnym wydarzeniem kampanijnym. W swoim dwudziestominutowym przemówieniu kandydat opozycji na premiera ostro zaatakował rząd i premiera, ale tak naprawdę nie pojawiła się żadna koncepcja – wyjaśnił Tamás Lánczi, który nie widział w nim propozycji dla wyborców opozycji, jaki kraj chcą budować.
Odnosząc się do tego, że burmistrz DK Péter Niedermüller nazwał Marsz Pokoju i przemówienie premiera na jego zakończenie niesmacznymi, a także poniżające i kpiące zachowanie opozycji, powiedział: są zazdrośni, w ciągu ostatnich 20 lat nie byli w stanie zorganizować imprezę masową, która pokaże prawdziwą siłę i jedność. Mniejsze, tak, ale nie tak duże jak Marsz Pokoju, zaznaczył. Według Tamása Láncziego, procesja pokojowa to nie tylko marka i koncepcja na Węgrzech, ale także na arenie międzynarodowej. Taki cykl wydarzeń, który gmina organizuje regularnie od dziesięciu lat i na który przychodzą setki tysięcy osób, trudno powiedzieć – dodał. To węgierska innowacja polityczna - ocenił.
Politolog poruszył również fakt, że Marsz Pokoju ma bardzo ważną moc wspólnototwórczą i legitymizującą, zwłaszcza w tak trudnych czasach, gdy kraj znajduje się pod presją zewnętrzną i znajduje się w środku dużego konfliktu.
Odnosząc się do tego, że pewnego dnia Péter Márki-Zay mówi o wysłaniu broni na Ukrainę, a następnego dnia temu wszystkiemu zaprzecza, powiedział: był dość jasny co do wojskowej roli Węgier, nie rozumie, dlaczego chce iść z tym do sądu . Tamás Lánczi uznał to za wyjątkowo żenujące i kopnął nim tylko bramkę samobójczą. Te zdania zostały wypowiedziane i te wypowiedzi nie są „doceniane” przez Węgrów. Dodał, że zdecydowana większość Węgrów odrzuca jakiekolwiek zaangażowanie wojskowe Węgier. Podchodząc życzliwie do działań kandydata, teraz nie jest czas, aby ktoś wkraczał w węgierskie życie publiczne jako entuzjastyczny amator i próbował się sprawdzić jako premier, podsumował analityk.
Źródło: PestiSrácok.hu
Wyróżniony obraz: Demokrata