Péter Jakab próbowałby uciekać przed siebie, aby ocalić to, co można było uratować w jego coraz bardziej rozpaczliwej sytuacji politycznej. Ostatni ruch polityczny prezydenta Jobbiku zakończył się fiaskiem.
Wraz ze swoim głównym doradcą politycznym, tymczasowo „emerytowanym” szefem sztabu Eniko Molnárem, postanowili, że choć fotel przewodniczącego partii jest w ruchu, postarają się zapewnić przynajmniej kierownictwo frakcji parlamentarnej. Oczywiście także z uwagi na fakt, że środki finansowe frakcji są obecnie głównym dochodem Jobbiku. Powyższe zapisy są w partii nawet ważniejsze niż stanowisko prezesa - informuje Metropol.
Z tego powodu Jakab próbował zmienić regulamin frakcji. Starał się, aby zwykła większość nie wystarczyła do usunięcia go ze stanowiska przywódcy frakcji, ale potrzebna była decyzja dwóch trzecich głosów.
Wystarczyłoby więc, gdyby przynajmniej trzech z 10-osobowej frakcji stanęło po jego stronie.
Metropol dowiedział się, że cieszący się chwiejnym autorytetem przewodniczący partii, przez wielu uważany za ustępującego lub bliskiego rezygnacji, znów poniósł porażkę, nie udało mu się zebrać potrzebnych głosów. Według ich źródeł, jego porażka wyraźnie wskazuje, że odliczanie wyraźnie się rozpoczęło, a upadek polityczny Pétera Jakaba jest już prawie przypieczętowany.
Na razie nie wiadomo, kiedy odbędzie się nadzwyczajny klub Jobbiku, na którym ostatecznie rozstrzygną się losy prezesa partii, który piętrzył aferę za aferą, a nawet doniósł na własnego wiceprezydenta - informuje portal.
Źródła Metropolu nie wykluczyły, że Péter Jakab, który miał wcześniej napisać swoją rezygnację, będzie próbował wyrwać się z kłopotliwej sytuacji, a nawet opuścić partię, by ocalić to, co jeszcze jako niezależny reprezentant da się uratować.
Źródło: Magyar Hírlap
Obraz: Origo