Kiedy opozycja ma kłopoty, zawsze wyciągają Pétera Rónę z kapelusza, aby przekonać ludzi o tym, do czego nie są zdolne lewicowe partie polityczne - emanować obywatelskim zapachem z jego jowialnej, starzejącej się osobowości. (W każdym razie jego własna koleżanka Júlia Király nazwała go „psotnym, małym złoczyńcą”)

Teraz np. o tym, że Viktor Orbán powinien zostać zastąpiony w Fideszu.

Tak więc, podczas gdy Gyurcsány nieustannie przygotowuje się do zmiany rządu, zgodnie z podziałem pracy, Róna, który ma pokrewieństwo z DK, powinien wykopać grób premiera od strony cywilnej. Dlatego wysyłają go do ATV, gdzie opowiadają mu o aktualnym piskliwym tekście Gyurcsány'ego o zachowaniu cięć w dostawach mediów za wszelką cenę, mimo że wcześniej mówili dokładnie odwrotnie, bo to jest dobre dla ludzi, prawda? I o tym, że „Byłoby dużo więcej szczęścia, gdyby Fidesz zmienił napastników”. Po węgiersku partia powinna zastąpić Viktora Orbána i zastąpić go kimś innym, kto ma taką możliwość.

Pisti Ujhelyi również niedawno wypuścił tę płytę, przyznając się do tego po raz tysięczny

lewica nie jest zdolna do osiągnięć intelektualnych, które byłyby atrakcyjne dla Węgrów, więc wybraliby kandydata lewicy na premiera.

Teraz próbują wykorzystać trudną sytuację ekonomiczną spowodowaną wojną, aby w podły sposób zdyskredytować Orbána – tak jak lewica jest przyzwyczajona do uprawiania polityki. Mówiąc, że nie radzi sobie z zadaniami, prowadzi kraj w kierunku katastrofy.

Péter Róna ujął to w ten sposób: „Węgry stoją w obliczu bezprecedensowej presji. Nie wiem, czy warto, żeby Fidesz pozwolił Viktorowi Orbánowi poprowadzić Fidesz w kierunku pewnej destrukcji. A kraj w kierunku katastrofy”.

Z jego słów wynika, że ​​wolałby zastąpić Orbána niedoświadczonym Fideszem, który nie spędził nawet minuty na fotelu premiera. To jest logika lewicy. Zastąp premiera z 16-letnim doświadczeniem jako szef rządu dwulatkiem bez wygranej, bo z pewnością będzie w stanie unieść rydwan kraju lepiej niż wypróbowany, sprawdzony, doświadczony motocyklista, który jest też uwielbiany przez ludzie. W kryzysie, w sytuacji wojennej, do rządzenia potrzeba wielu rzeczy, ale najważniejsze jest zaufanie.

A ludzie ufają Viktorowi Orbánowi bardziej niż komukolwiek innemu i mają świadomość, że to, co robi, robi dla dobra Węgrów. Jego autentyczność i bezpośredniość są niekwestionowane. Orbán zachował zdolność do działania nawet w kryzysie gospodarczym wojny, w której oprócz krajowej lewicy, przeciwko niemu ze wszystkich sił stoi Unia Europejska.

Według Róny Orbán jest w „impasie, z którego nie może się wydostać”. Oczywiście już nie dodaje, że jeśli nie będzie Orbána, Węgry zostaną przytłoczone wolą Unii, imperium osiedli się na nas i to wszystko dla węgierskiej przyszłości. Z czego lewica to krajowy producent zakwaterowania.

Nawet jako kandydat na prezydenta opozycji Róna powiedział: „Jeśli nie możemy się dogadać, nie ma hamulca, nie ma przeciwwagi, która by nas uratowała”. Zapomniał tylko podkreślić, że tu się nie targuje. Tutaj nie trzeba się do siebie uśmiechać, ale wykonywać mandat wyborców. Gyurcsánys nie dogadują się z partiami rządzącymi, ale z wyborcami. Wyborcy mówią im, że na zewnątrz jest bardziej przestronnie. Tu nie ma co negocjować na poziomie politycznym, bo to byłby cios w plecy wyborców.

Oczywiście na lewicy nie ma to takiego znaczenia, jak w Brukseli. Ale dopóki premierem jest Viktor Orbán, na Węgrzech ma to duże znaczenie.

Na próżno Gyurcsány przygotowuje, na próżno Ujhely, Rónás i mieszkańcy Brukseli próbują wyśpiewać ser z paszczy węgierskiego kruka.

Źródło: 888.hu/József K. Horváth

Wyróżniony obraz: YouTube