Pracownik niemieckich mediów publicznych przypuścił listowny atak na wydawany na Węgrzech niemieckojęzyczny tygodnik Budapester Zeitung, zajmujący się sprawami węgierskimi: odwiedzał niemieckie firmy reklamujące się w gazecie i pytał je o ich relacje z gazetę, a także dlaczego wspierają „skrajnie prawicową” gazetę.
Magyar Nemzet skontaktował się telefonicznie z założycielem Budapester Zeitung, Janem Mainką. Redaktor naczelny uważa list za „poważny atak na węgierską wolność prasy”.
Doskonale zdają sobie sprawę, że przychody z reklam są kluczowe. Jeśli natomiast kanał ten zostanie zamknięty lub częściowo wyschnięty, nasze istnienie będzie zagrożone – Jan Mainka, założyciel Budapester Zeitung, odpowiedział na pytanie, dlaczego pracownik Rundfunk Berlin-Brandenburg (RBB) mógł zaatakować tygodnik która działa na Węgrzech od ponad dwudziestu lat. Od niemieckiego dziennikarza dowiedzieli się też, że w sprawie nie wytoczono żadnego procesu, jednak w liście napisanym przez prawnika zwrócili uwagę RBB na konsekwencje prawne, bo to „zniesławienie”.
Jan Mainka opublikowała na swoim profilu w mediach społecznościowych list, który telewizja publiczna RBB/ARD wysłała do kilku firm reklamujących się na łamach Budapester Zeitung. W liście napisali, że chcieliby zająć się tygodnikiem wydawanym na Węgrzech w jednym z ich programów iw związku z tym skierowali do odbiorców sześć pytań.
Uważam, że te pytania służyły jedynie podsumowaniu trzeciego, najważniejszego pytania: dlaczego wspierają skrajnie prawicowy tabloid. Nie jestem nawet pewien, czy rzeczywiście planowali emisję, może po prostu wykorzystali to jako pretekst do wysłania listu z tym konkretnym pytaniem. Co właściwie nie jest nawet pytaniem, ale raczej „poetycką sugestią” lub po prostu przekazem informacji. Co więcej, przekazanie informacji, że moja gazeta jest skrajnie prawicowa – wyjaśnił niemiecki dziennikarz zapytany przez Híradó.hu.
Jana Mainki , autor listu mógł pomyśleć, że gdyby nazwał Budapester Zeitung skrajną prawicą, to firmy „uciekłyby” od nich, a wtedy całkowita izolacja doprowadziłaby do zerwania stosunków gospodarczych.
W Niemczech – kontynuował dziennikarz – takie oskarżenia są szczególnie niebezpieczne, bo jeśli komuś przykleja się etykietkę radykalnej prawicy, to znaczy, że nie należy mieć z tą osobą żadnych relacji.
„Ponieważ nie ma legalnego sposobu na zniszczenie Budapester Zeitung, wybrali samoosąd, aby zniszczyć gazetę ” – stwierdził niemiecki dziennikarz. Jednak autorowi listu nie udało się osiągnąć zamierzonych celów: Jan Mainka zwrócił uwagę, że to nie przypadek, że reklamodawcy tygodnika poinformowali go o otrzymaniu takiego listu. Dodał: firmy reklamowe wiedzą, że ani on, ani gazeta nie są skrajnie prawicowe.
Cały artykuł można przeczytać tutaj.
Źródło: naród węgierski
(Zdjęcie na okładce: budapester.hu/screen image )