We wtorek wieczorem Ferenc Gyurcsány, prezes DK, udzielił wywiadu finansowanemu z Ameryki kanałowi internetowemu lewicowego działacza Mártona Gulyása. Podczas dość długiej rozmowy, która odbyła się w przyjaznej atmosferze, upadły były premier po raz kolejny udowodnił, że jest liderem lewicy, ale jednocześnie nie bierze odpowiedzialności za nieudane wybory. Nie wymienił nazwiska Pétera Márki-Zaya, ale mimo to dał jasno do zrozumienia, jak złą ma o nim opinię – przynajmniej z perspektywy czasu – i zasugerował, że Gergely Karácsony nie będzie kolejnym kandydatem na burmistrza. Wygląda na to, że amerykańscy sponsorzy nadal płacą: teraz właśnie dlatego, że ich propagandysta, Márton Gulyás, próbuje oczyścić Gyurcsány.
Prezydent DK Ferenc Gyurcsány wyjaśnił porażkę lewicy prawyborami. W wywiadzie stwierdził, że prawybory były „nieporozumieniem” i że najpierw pomyślał, że to „duży problem”, kiedy wygrał je Márki-Zay (czyli wybory są dobre, dopóki wygrywa Gyurcsány). „Byłem pełen wątpliwości”, „z wielkim rozczarowaniem obserwowałem, co zrobił kandydat” – powiedział lider DK, który
NAWET NIE NAZWAŁ MÁRKI-ZAYA PO IMIENIU, RACZEJ NAZWAŁ MNIE „MIR KANDYDAT”.
Jak powiedział, opozycja "błąka się" od lat i "robi w międzyczasie mnóstwo głupich rzeczy". Cokolwiek to oznacza, Gyurcsány od razu stwierdził: DK nie ponosi za to odpowiedzialności, ale szczerze.
Jak powiedział, była to wyraźna prośba opozycyjnego kandydata na premiera Pétera Márki-Zaya, aby nie brał udziału w kampanii. W wywiadzie prezes DK zauważył z poczuciem urazy - choć starał się zaprzeczać temu urazowi - że jeśli kandydat chce "żeby nas w tym nie było, to jak najbardziej w porządku". Potwierdził też, że nie ma nic przeciwko temu, że ani on, ani kandydat DK, jego żona, nie stanęli za Márki-Zayem na scenie w noc przegranej wyborów.
Historyczny błąd polityczny, który popełniliśmy rolą Pana Kandydata, wbrew moim intencjom i przekonaniom - Ferenc Gyurcsány wielokrotnie uchylał się od odpowiedzialności za osobę Márki-Zay. Kampanię nazwał sytuacją schizofreniczną, choć biorąc pod uwagę powyższe przymiotnik ten bardziej pasowałby do koalicji opozycyjnej...
W niedawno utworzonym rządzie cieni żony nie chce być członkiem rządu - stwierdził, odnosząc się do tego, że był już premierem. Swoje poprzednie ministerstwo sportu nazwał oczywistym „żartem”.
CZY TO BYŁ ŻART, CZY NIE, WEDŁUG WIELU ANALITYKÓW POLITYCZNYCH GYURCSÁNY DOPROWADZIŁ PRZEWÓD PRZECIWKO PREMIOWI PÉTEROWI MEDGYESSY'emu NA TYM STANOWISKU NA TYM STANOWISKU, A PÓŹNIEJ ZAJMOWAŁ JEGO MIEJSCE.
„Klára będzie znakomitym premierem kraju od 2026 roku lub wcześniej” – wyraził swoją opinię, dodając: „Będziemy przewodzić temu krajowi”. Jednak ważnym pytaniem jest, jaka jest pierwsza osoba liczby mnogiej, jeśli nie zamierza być członkiem „rządu Dobreva”. Wszystko to, potwierdzając kilka innych stwierdzeń (np. „kto chce upolityczniać Gyurcsány”), można interpretować w jeden sposób:
FERENC GYURCSÁNY UWAŻA SIĘ ZA PRZYWÓDCĘ LEWicy – ALE RACZEJ ZA KRÓLA.
Na to ostatnie wskazuje fakt, że w trakcie rozmowy kilkakrotnie nazwał się „Ferenc Gyurcsány” lub „Gyurcsány”, co jest dość niezwykłe z ust polityka.
Wyjaśnił, że wyobraża sobie zmianę rządu w drodze wyborów, bo „rewolucja jest piękna tak długo, jak długo płynie druga osoba” – wyjaśnił swoje dość nietypowe stanowisko Ferenc Gyurcsány. (W 2006 roku strzelił w pokojowy tłum - popłynęła krew innych ludzi. Oczywiście nie jego i jej! - przyp. red.)
Prezydent DK uważa swoją partię za silną – pytanie oczywiście, dlaczego nie uruchomili niezależnej listy – jest tak przekonany, że DK jest najsilniejszym bastionem lewicy, że oświadczył: „DK nie jest boi się użyć swojej mocy”. Nawet nie próbował zaprzeczać, że „DK sama próbuje zorganizować partie opozycyjne”.
Odnosząc się do „siły” swojej partii, czyli do tego, że jest prawdziwym liderem lewicy, dał też jasno do zrozumienia: będzie miał wpływ na to, czy Gergely Karácsony otrzyma poparcie dla restartu. Czuł też, że jego „słowo” niekoniecznie będzie wsparciem
TO CZYLI JAKO PRZYWÓDCA LEWICY OCZYWIŚCIE CHCE DECYDOWAĆ.
W odpowiedzi na pytanie Mártona Gulyása wyjaśnił, nie mówiąc tego, ale jasno to opisując, że nie jest zadowolony z burmistrza Budapesztu. „To, co bym ci powiedział, nie byłoby dla niego dobre” – powiedział ankieterowi.
Dodał też, że – w przeciwieństwie do DK, którą uważa za „silną”, Gergely Karácsony jest byłym przewodniczącym „raczej małej partii, która nie będzie miała zdecydowanej większości na najbliższym walnym zgromadzeniu w kapitał".
W KOŃCU POWIEDZIAŁ NAJBARDZIEJ MOŻLIWE WSPANIALE: NIKT NIE WYZWA MU NA WYZWANIE.
źródło: Origo
Wyróżniony obraz: YouTube