„Groźba strajku nie zastąpi merytorycznych negocjacji, nie przyniesie więcej pieniędzy na edukację publiczną”. Kiedy padło to zdanie? Nie, lewicowi czytelnicy się mylą, tak Gergely Arató, teraz biegający w barwach DK, powiedział nauczycielom w 2006 roku, kiedy protestowali przeciwko zwiększeniu liczby obowiązkowych lekcji. Potem w 2007 r. 8 tys. nauczycieli straciło pracę z powodu zamknięcia szkół, ale kto pamięta, że teraz, kiedy lewica, na czele z Ferencem Gyurcsány i jego żoną, zdecydowała się na podniesienie płac nauczycieli w nadziei na korzyści polityczne. Choć rząd wielokrotnie podkreślał, że nie chodzi o podwyżkę wynagrodzeń nauczycieli, a jedynie o jej zakres i termin. Minister cieni Demokratycznej Republiki Konga, Arató, i jego koledzy wzywają do dyktatury, podczas gdy rozprzestrzeniają się nieweryfikowalne wiadomości.
Rząd już niezliczoną ilość razy stwierdził, że podwyżka płac dla nauczycieli nie wchodzi w grę . Pytanie, kiedy i o ile mogą podnieść płace: Kilkakrotnie mówili: chcą podnieść jak najwięcej, ile się da, dobrze by było, gdyby lewica w Brukseli nie ustawicznie temu przeszkadzała.
Między innymi dlatego to, co dzieje się w związku z demonstracją nauczycieli, jest absurdalne. Ferenc Gyurcsány i jego emerytowani ministrowie – wobec braku znaczącej aktywności politycznej – desperacko trzymają się ruchów. Ponadto rozeszły się również nieweryfikowalne wiadomości.
Na jednej z platform, krótko po pierwszej części, ktoś udostępnił artykuł o wymienianiu zarówno uczniów, jak i nauczycieli bez żadnych odniesień. Ktoś napisał o liberalnym dyrektorze, który nakazał kilku nauczycielom pracującym w placówce, a tym samym klasie, udział w demonstracji. W ten sam sposób byli tacy, którzy pisali o kwotach, ale byli tacy, którzy już wyobrażali sobie czarne samochody nawiązujące do przyjaciela. Krótko mówiąc, asortyment jest szeroki. Magyar Hírlap nie znalazł żadnych dowodów na żadne z oskarżeń.
Jeszcze raz: rząd już niezliczoną ilość razy stwierdził, że w obecnej sytuacji problemem nie jest podwyżka nauczycielskiej pensji, a tylko jej wysokość. Tego wszystkiego nie słyszał też LMP Antal Csárdi, który powiedział, że atakując edukację, rząd w istocie walczy z własnym narodem.
Parlamentarny sekretarz stanu Bence Rétvári stwierdził w swojej odpowiedzi: w przyszłorocznym budżecie rząd zwiększył budżet na edukację o 86 miliardów forintów, z czego znaczna część zostanie przeznaczona na podwyżki wynagrodzeń nauczycieli, nawet jeśli lewica nie głosowała za tym. Rétvári przypomniał też Csárdiemu, że to on startował w wyborach pod szyldem partii, które odebrały nauczycielom miesięczną pensję.
Jeśli pójdziemy za słowami sekretarza stanu, dotarcie do rządu Gyurcsány'ego naprawdę nie jest trudne. Jedyną ciekawostką jest to, że poza drobnymi różnicami mamy również do czynienia z listą nowo utworzonego rządu cieni. W politycznym komitecie poranka kierowanym przez Klárę Dobrev za program rządowy odpowiada Gergely Arató. Jeśli jednak spojrzymy wstecz, nazwisko Arató jako sekretarza stanu w Ministerstwie Edukacji i Kultury może być znajome.
Pikanterii sytuacji jest to, że to zawsze dyktatorski wówczas lewicowy Gergely Arató przemawiał do nauczycieli z okazji strajku nauczycieli w prasie lewicowej.
Pod auspicjami epoki Gyurcsány'ego Gergely Arató zrobił furorę w lewicowej prasie jako sekretarz stanu ds. ustawodawstwo i prawa. To właśnie Arató ogłosił latem 2006 r., że koalicja zgodziła się na zwiększenie liczby obowiązkowych godzin. Kiedy Demokratyczny Związek Nauczycieli ogłosił dwugodzinny strajk ostrzegawczy w grudniu 2006 roku, to sekretarz stanu skomentował: „Groźba strajku nie może zastąpić merytorycznych negocjacji, nie przynosi więcej pieniędzy na edukację publiczną”. Gdy ta taktyka nie poskutkowała, lewica wykorzystała również dzieci, twierdząc, że należy zapewnić im nadzór także w czasie strajku. Oczywiście dodatkowo Arató i całe Ministerstwo Edukacji pracowało nad tym, aby problem był widoczny i oczywiście w lewicowej prasie pojawiła się jak najmniejsza demonstracja.
Komunikat ministerstwa po wstrzymaniu pracy brzmiał następująco: „Ministerstwo Oświaty i Kultury dziękuje nauczycielom, którzy poświęcają się w czasie nauki i wychowania naszych dzieci, że zdecydowana większość z nich do dziś nadal skupia się na swoich obowiązkach. " Ministerstwo na podstawie swoistej matematyki obliczyło, że w akcji wzięło udział tylko sześć procent nauczycieli, więc właściwie nie ma tu problemu.
Arató nie gardził też niekonwencjonalnymi formami polityki, gdyż polityk Fideszu Zoltán Pokorni zwrócił uwagę na fakt, że sekretarz stanu ds. edukacji rozdawał dzieciom jajka w uszach królika podczas kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego.
W końcu, mimo króliczych uszu i zamiatania problemów pod dywan, do 2007 r. polityka Gyurcsánys osiągnęła apogeum wraz z serią zamknięć szkół, w wyniku których według szacunków co najmniej 8 tys. nauczycieli straciło pracę. W świetle tego fakt, że Arató i jego ministerstwo dokonali kolejnej defraudacji w 2009 roku, tym razem na kwotę 120 milionów forintów, jest bolesny.
Po tym nie jest zaskakujące, ale jednocześnie z pewnością wymowne, że Arato był trzymany z dala od edukacji w zabawkarskim rządzie Gyurcsánys. Więc pomimo płynących milionów dolarów lewica nie może ich zamienić na głosy. I dopóki taka sytuacja istnieje, najwyraźniej nie pozostaje nic innego, jak próbować wyciągać korzyści polityczne z każdej inicjatywy i sprawy. Dlatego ci, którzy chcą jasno widzieć podwyżki płac dla nauczycieli, muszą patrzeć daleko, by wyjść poza niejasności stworzone przez Ferenca Gyurcsány'ego.
Źródło: magyarhirlap.hu
Na naszym zdjęciu otwierającym: Ferenc Gyurcsány – kolekcja podpisów przeciwników, Budapeszt, 22.02.2022. Zdjęcie autorstwa Pétera Töröka