Wszyscy porządni ateiści na Węgrzech wierzą, że wiedzą, że z ambon leje się cuchnąca rządowa propaganda.
Zaletą ateistów jest to, że im bardziej zdecydowanie starają się udowodnić, że Węgry nie są już krajem chrześcijańskim, tym bardziej ekstrawagancko ilustrują przeciwieństwo tego. Ponieważ nie-buddyjski obywatel Węgier, który mógłby śmiało opublikować 10-14 akapitów gadających o bodhisattwach, wadżrajanie, a nawet po prostu o moralności mistrzów zen, powinien podnieść rękę. To by tak nie działało, prawda?
Z drugiej strony mamy tu zadeklarowanego „niewierzącego” Ferenca Sokszórbérmálkozó i nic więcej: zaskakuje nas spontanicznym traktatem o Augustynie z Hippony, objawieniu i wspólnocie świętych. Podczas gdy ateistyczny dziennikarz HVG z podobną łatwością przyzwyczaja nas do najnowszej historii Kościoła, kapłaństwa i Eucharystii, zamykając swoje myśli zrelaksowanym „Ite missa est”, oczywiście zakładając, że jego czytelnicy zrozumieją: to to rodzaj żartobliwego tekstu gościnnego z Mszału Katolickiego.
Jeśli to kraj daleki od chrześcijańskiego,
to jak to możliwe, że wyrażenie „Idź w pokoju” może być nadal uważane za element edukacji podstawowej?
Że nawet Árpád W. Tóta jest w pełni świadomy nauki Chrystusa i potrafi intuicyjnie stwierdzić, że wierzący w nią „postępują tak samo jak wszyscy inni”? To tak, jakby wyłaniała się tu jakaś powszechna wiedza, a raczej kultura, w której ateista – przynajmniej dla powierzchownego fana – czuje się tak samo dobrze jak mnich kapucyn. I z jakiegoś powodu nie jest to buddyzm.
Niemniej jednak, jako absolwent szkoły kościelnej, jako pobożny katolik, pozwolę sobie na kilka drobnych uwag, jeśli tylko mogę przyłączyć się do mądrości wielkich.
Z bratem Ferenkiem możemy przeczytać, co następuje:
„Czy można zaprzeczyć, że w oczach wielu największe kościoły chrześcijańskie wydają się być instytucjami władzy państwowej, ideologicznymi zasobami tej światowej potęgi, a nie miłosiernymi strażnikami człowieka stworzonego przez Boga?”
Z mojej strony możemy rozpocząć debatę na ten temat, ale byłoby to niepotrzebne, ponieważ jest to już konkretny fakt w wielu miejscach dalej na zachód od nas. Na przykład pewnego dnia na Synodzie Niemieckiego Kościoła Ewangelickiego przemawiał członek „Utolsó Generáció” (Utolsó Generáció), który otrzymał owację na stojąco od znacznej części duchowieństwa. Przewodniczący synodu zwrócił też uwagę dziennikarzom: w przypadku ruchu nie ma podstaw do powoływania się na odpowiedzialność karną, są one jedynie „pokojowym oporem obywatelskim”. Wszystko to całkowicie pokrywa się z wypowiedziami przewodniczącego Zielonych, natomiast nic nie wskazuje na to, by Kościół odwoływał się do napomnienia Jezusa „nie znacie dnia ani godziny” i do bardziej holistycznego podejścia do ochrony stworzenia i przy jednocześnie bardziej uparty sposób.
Podobnie trudno byłoby nie zauważyć, że synod katolików niemieckich nawołuje właśnie do „bezproblemowej” zmiany płci osób transpłciowych w metrykach chrztów (94,5 proc. kiedy przygotowywana jest niemiecka ustawa o bezpłatnej zmianie płci. Gdzie więc są „miłosierni stróże człowieka stworzonego przez Boga”, którzy by zwracali uwagę, że szczęścia nie przynosi samookaleczenie czy oszukiwanie samego siebie?
Oczywiście rozumiem, że prezydent DK uważa węgierskie kościoły za instytucje władzy państwowej, uważa
każdy przyzwoity ateista wie, że z ambon leje się cuchnąca rządowa propaganda
- Tyle że w ostatnią niedzielę rozmawialiśmy też o pokorze i znaczeniu miłosierdzia, a proboszcz zamiast wypełniać ogólnokrajowe konsultacje, zwrócił nam jedynie uwagę na możliwości adwentowej zbiórki i adoracji sakramentów.
Dla pewności sprawdziłem w internecie, co mówiono w kościele parafialnym najbliżej ulicy Szemlőhegy, żeby zobaczyć, czy naprawdę szaleje tam NER – tam też słyszymy, że prawdziwa wielkość objawia się, gdy ktoś pokornie służy swoją mocą . Ale nie będę więcej spoilerować: każdy obywatel, który lubi informować, może oglądać masowe transmisje w domu i może swobodnie wskazywać, gdzie można znaleźć wszelkiego rodzaju świecką wiedzę.
Przypomnijmy jednak pokrótce pismo – więc osoba, która poza tym jest zdeklarowanym ateistą, jest zmuszona iść tam i bawić się w klauna. (…) Bo w pobliżu nie ma innej dobrej szkoły; ani nie dlatego, że kościół nim zarządza. Te dzieci i rodzice byli zmuszeni mieć cokolwiek wspólnego z kościołem. (…) To był głupi plan. Nikt nie kocha księży i ich wyimaginowanych przyjaciół za to, że zmuszają ich do uczestniczenia we mszy i składaniu ofiar”.
Żonaty. W roku Pańskim 1948 (po kampanii propagandowej mającej na celu antykościelne wystąpienia dzisiejszej lewicy) na Węgrzech znacjonalizowano ponad trzy tysiące szkół katolickich i ponad tysiąc reformowanych, zamykając ich budynki i wyposażenie jednym uderzeniem pióra. Obecnie istnieje łącznie 1573 kościelnych publicznych placówek oświatowych. Można wątpić, czy wszystkie one są rzeczywiście religijne, to znaczy w życiu codziennym; jednak narzekanie na „upadek szkół” jest dość mocne. Czy rolnicy, którzy dostali ziemię w ramach rekompensaty, a tym samym produkują wartościową żywność za pomocą dopłat obszarowych, również byliby grabieżcami ziemi?
Jeśli chodzi o jakość szkół, fakty pokazują, że dwie szkoły średnie w Peczu znalazły się w pierwszej setce w tegorocznym rankingu liceów HVG, ale niestety żadna z nich nie była z cystersów. Więc w tym przypadku
odwoływanie się do szkoły kościelnej jako jedynej alternatywy jest kiepskim argumentem.
I byłoby dość elitarystyczno-pro-segregacjonistyczną postawą, gdybym jako ateistka Libsi wolała posłać swoje dziecko do szkoły z zatkanym nosem niż posłać je do gimnazjum z niższą oceną na ten moment. Jeśli wszyscy to zrobią, kto stworzy instytucje „neutralne światopoglądowo”? Choćby dlatego, że nasza klasa w tym czasie zapisała się do właśnie odbudowanego kościelnego liceum, borykającego się z początkowymi trudnościami i tu i ówdzie brakowało nauczycieli, ale zanim ukończyliśmy szkołę, instytucja stopniowo stała się elitarna szkoła. Można powiedzieć, że go uszlachetniliśmy, jeśli mogę być tak skromny. (Widzisz, dlatego szczęściem jest, jeśli nauczyciele, uczniowie i rodzice trzymają się razem.)
I nie obwiniajmy ateisty, który rzekomo opiera się wyłącznie na namacalnych faktach, a nie na wierzeniach, za wyobrażenie sobie obowiązkowej Komunii św. Dołączył). Każdy może mieć swoje najciemniejsze chwile. Raczej przyznajmy uprzejmie, że jest to chrześcijański kraj, w którym nawet przywódca Danii i ateistyczny publicysta czują, że ich misją jest głoszenie ewangelii – czy to stosowne, czy nie.
Wyróżniony obraz: Dávid Matrai