Świąteczne zebranie mieszkańców zdecydowało, że w przyszłości zmotoryzowani nie będą mogli podjeżdżać pod Most Łańcuchowy. Około pięćdziesięciu do stu członków LMP (wielu z nich już nie może być) bije brawo, a kierowcy... ale nie wypada tego opisywać.
Uwielbiam dostawać prezenty świąteczne, ale jakoś nie udało mi się jeszcze nacieszyć ani jednym prezentem świątecznym. Nie udało mu się zdobyć mojego serca przypadkowo pomalowanymi, pożółkłymi ścieżkami rowerowymi, które byłyby w porządku, ale powinny zostać pozostawione tym, którzy wiedzą, jak je zaprojektować.
Nie pochwalałem też demontażu prawie 3000 ulicznych śmieciarzy, bo tylko niewidomy i „geniusz” Gergely Karácsony nie przewidział, że jak będzie mniej śmieciarzy, to będzie więcej śmieci – na chodnikach. Tak często je montowali (to prawda, ci, którzy to robili, nawet o tym myśleli), bo wiedzieli, że większość ludzi – niestety – nie zabiera ze sobą swoich śmieci dalej niż dziesięć metrów dalej. Wiele osób wyrzuca go nawet na metr od miejsca, w którym stoi.
Przekląłem, kiedy - rzekomo z powodów ekonomicznych - Ogród Główny został praktycznie zlikwidowany, wspaniałym osiągniętym rezultatem jest to, że utrzymane dotąd w porządku tereny zielone teraz wegetują jak chwasty, zamiast kwiatów zarastają chwastami, ale co to materiał? Wystarczy nazwać nieuprawiane tereny pszczelimi pastwiskami i wszystko jest w porządku. Oczywiście pszczelarzy nie zapytano o ten „ekologiczny” krok, bo mogliby ujawnić, że pszczoły nie są roślinożercami, więc nie ma potrzeby wypasu, a prawdopodobieństwo zebrania nektaru z chwastów jest tysiąc razy mniejsze od zera. Gdyby jednak mieli to zrobić, chciałbym, aby Gergely Karácsony i jego współpracownicy spożywali codziennie miód „wyhodowany” w mieście z coraz bardziej zanieczyszczonym powietrzem w dobrym zdrowiu.
I dlaczego jakość powietrza w stolicy się pogarsza? Ponieważ w wyniku wyżej opisanych błogosławionych działań wielkiego burmistrza-ekologa, formują się niespotykane wcześniej korki, a pojazdy, które poruszając się w sposób ciągły wytwarzałyby tylko tolerowaną część zanieczyszczenia powietrza, garbią się w przeludnienie. Oczywiście Karigeriemu to nie przeszkadza, liczy się dla niego tylko powiewanie tęczowej flagi, Budapeszt go w najmniejszym stopniu nie obchodzi.
Ale jeśli już zacząłeś niszczyć stolicę, nie przestawaj, kontynuuj z wielką starannością! Biorąc pod uwagę, że dzięki łasce Bożej nie mieszkam już w Budapeszcie (gdybym tam mieszkał, może bym nie mieszkał), mogę dać ci kilka pomysłów. Co będę z tego mieć?
Zamknijcie wszystkie mosty na Dunaju i uczyńcie je otwartymi! Następnie otwórz go i nie zawiedź przez co najmniej pół godziny dziennie! Ludzie pozbędą się obrzydliwego zachowania polegającego na jeżdżeniu z Budy do Pesztu lub z Pesztu do Budy, aby tam zanieczyszczać.
Wyremontuj (lub przynajmniej udawaj, że remontujesz) wszystkie autostrady, ale koniec z samochodami! Wtedy następne „zgromadzenie mieszkańców” również będzie głosować w tej sprawie. Ale może tak nie być, ostateczny wynik można ogłosić za zamknięciem, nawet jeśli przyniosłoby to skutek odwrotny. Kto mógłby sprawdzić, kto za czym głosował?
Ważne jest obniżenie wieku uprawniającego do głosowania do 3 lat! W końcu mówimy o przyszłości maluchów, na jakiej podstawie mogli wykluczyć bázis i ovis z grona opiniotwórczych?
Wytnij kanały w miejscu dróg miejskich i zalej je wodą Dunaju! Mała Wenecja, to jest prawdziwe! W każdym razie nie ma bardziej przyjaznego dla środowiska środka transportu niż łodzie wiosłowe. Oczywiście jest to mały problem, że na drewniane łódki potrzeba bardzo, bardzo dużo drzew, ale cel uświęca środki, w miejscu ściętych drzew wyrosną nowe.
Mam mnóstwo innych pomysłów, ale zachowam je na następny raz, gdy powyższe już zostanie zrealizowane.
Nawiasem mówiąc, bezczelność przywódców stolicy jest nieograniczona. Teraz nie myślę o oklaskiwanych miliardach (odziedziczonych po Tarlósach), nie o 40 dystrybutorach soków, którzy co miesiąc zgarniają duże pieniądze jako konsultanci (w zamian albo nie udzielają porad, albo, co gorsza, ), nieważne, że dało się przeprowadzić te inwestycje droższe i gorsze jakościowo, które poprzednia administracja miasta przygotowała już taniej iz większym zapleczem technicznym.
Od tygodnia myślę tylko o Moście Łańcuchowym, cały czas zatrzymując się w korku. I fakt, że krwawiąca gmina odmawia płacenia podatku solidarnościowego. Nie płacą więc podatków, ale otwarcie domagają się 6 miliardów dotacji od rządu, co było warunkiem ponownego otwarcia mostu dla ruchu. Ale na litość boską, gdzie jest ten otwór? Bo za zamknięciem przed ruchem samochodowym głosowali uczestnicy „spotkania osiedlowego”, którzy z całą pewnością nie jeżdżą samochodem, prawda? Te 6 miliardów niewątpliwie będzie tego warte - i tylko wtedy, gdy na Moście Łańcuchowym będą (być może) samochody. Do tego czasu żadnych petów. Oczywiście jest to nieprzyjemne z punktu widzenia dalszego marnowania pieniędzy, ale trzeba się do tego przyzwyczaić.
Karácsony obiecał wysłać wezwania do zapłaty dwóm ministerstwom i Viktorowi Orbánowi. Myślę, że ci kierowcy, którym burmistrz praktycznie zabronił korzystania z Mostu Łańcuchowego i którzy z tego powodu muszą codziennie pokonywać długie objazdy, niepotrzebnie zużywają kilka litrów benzyny, powinni wysłać do Gergely'ego Karácsony'ego wezwanie do zapłaty za wyrządzone szkody. Byłoby na to mniej więcej tyle samo (lub trochę więcej) podstaw, co na zamknięcie mostu na Boże Narodzenie.
A burmistrz mógłby się dowiedzieć, że za wszystko trzeba zapłacić. Jeśli nie teraz, to za rok.
Autor: György Tóth Jr
Zdjęcie: Gergely Karácsony Facebook