W niedzielnym wywiadzie Zełenski wyraził surrealistyczne oczekiwania: jeśli USA i Europa nie pokryją kosztów wyborów na Ukrainie, wyborów nie będzie. Przynieś nam praworządność...
W czasie pokoju przeprowadzenie wyborów kosztuje około 130 milionów dolarów, ale ze względu na sytuację wojenną kwota ta może nawet kilkukrotnie wzrosnąć.
W niedzielnym wywiadzie telewizyjnym prezydent Ukrainy wyjaśnił, że w związku z obecnym stanem wojny, zgodnie z prawem, zabrania się przeprowadzania wyborów, gdyż byłoby to niezwykle trudne. (Na Ukrainie stan wojenny musi być przedłużany co 90 dni, a jeśli zostanie przedłużony po raz kolejny, 15 listopada, wygaśnie tuż przed planowanymi wyborami prezydenckimi, w marcu 2024 r.)
Jednocześnie Wołodymyr Zełenski dodał, że jeśli parlamentarzyści będą „gotowi”, to będzie można zmienić ordynację wyborczą i – jak to ujął –
jeśli Stany Zjednoczone wraz z Europą zechcą przeznaczyć na ten cel pieniądze, wówczas wybory się odbędą.
Stwierdził, że tego wszystkiego nie zrobi się za pomocą pożyczek, oczekuje darowizn od krajów zachodnich, które oczekują wzmocnienia demokracji na Ukrainie. Według jego twierdzeń rozmawiał już na ten temat z republikańską senator Lindsey Graham, która w zeszłym tygodniu odwiedziła Kijów.
Prezydent Ukrainy nie potrafił dokładnie powiedzieć, ile będzie kosztować organizacja wyborów, zdradził jedynie, że w czasie pokoju można spodziewać się kosztów na poziomie blisko 135 mln dolarów (około 45 mld HUF), co w obecna sytuacja.
W wywiadzie Zełenski wspomniał także, że czystość wyborów będzie miała najwyższy priorytet i w tym celu obserwatorzy wyborów schodzą nawet do okopów.
„Obserwatorzy muszą zostać wysłani do okopów, aby wybory były legalne”
- powiedział głowa państwa Ukrainy.
Wyróżniony obraz: MTI/EPA/Dumitru Doru