Lubię dawać prezenty innym, bo dawanie sprawia im radość. Chyba nie jestem w tym osamotniony. Nie ma jednak znaczenia, kto co i kiedy daje. Przede wszystkim nie podobają mi się prezenty świąteczne, które przychodzą w ciągu roku.
„Co Rzymianie dla nas zrobili?”
– pada pytanie w filmie Życie Briana, po którym następuje długa lista: wodociągi, kanalizacja, drogi i tak dalej. Wszystko dobre, ale i tak ich nienawidzą.
„Co dały nam Święta Bożego Narodzenia?”
– możemy zapytać, a lista jest długa: zagrażające życiu oznakowanie pasów rowerowych, bezmyślne remonty dróg powodujące ogromne korki, ogromne podwyżki opłat za parkowanie, zamknięcia mostów i nabrzeży, hotele dla owadów, które, gdyby przyciągnęły na przykład osy, jeździłyby ludzi z dala od przystanków autobusowych, pola chwastów wyśmiewane jako pastwiska dla pszczół, 3 tysiące zdemontowanych pojemników na śmieci i oczywiście ratusz i kryzys klimatyczny, który nie istniał w momencie jego ogłaszania, ale teraz się skończył. Aha, i żebym nie zapomniał, budapeszteński Biden przekazał niewidzialne skrzynki na zbiórki pieniędzy z bardzo widocznymi setkami milionów, głównie w euro i funtach. Geri (alias baby Ali), która pragnęła bajki, również podarowała stolicy czterdziestu nieświadomych doradców. Mały Ali też miał czterdzieści lat. Więc to wszystko jest złe, ale oni to chwalą. Wyprane mózgi hejterom Fideszu. Im też jest go szkoda, bo to taki uroczy dzieciak, dorosły przedszkolak.
I to jest. Wystarczyło mu, że przedszkolanka wzniosła toast, okazało się, że rząd wykrwawia Budapeszt, kasy były puste.
Pusty? Ale najwyraźniej nadal są pieniądze, najwyraźniej grają na zielonych stawkach i najwyraźniej zostały porozrzucane wszędzie tam, gdzie nie powinno ich być.
Na próżno, jeśli słuchasz jednocześnie czterdziestu różnych rad czterdziestu doradców, to właśnie to otrzymasz. Stawka, jak zwykliśmy nazywać ocenę niedostateczną.
Każdy ma prawo się mylić, choć może nie w równym stopniu. Jeśli popełnię błąd w swojej pracy, co najwyżej tekst będzie wyświetlany niepoprawnie, chociaż redaktor główny lub dzienny może jeszcze zauważyć literówkę i jeśli tak się stanie, poprawi ją. Jeśli któryś z „ekspertów” burmistrza zasugeruje bzdury i nie wyślą go do cieplejszego klimatu, ale zrealizują jego genialny pomysł, redaktorzy codzienni (czyli zastępca burmistrza z Hadoszlopnyi) i redaktor naczelny (w Boże Narodzenie, ale nie tylko w dwa dni w roku) musiałyby poprawić, ulepszyć.
Byłoby, ale tak nie będzie, wręcz przeciwnie. Oczami wyobraźni widzę wielu geniuszy łączących siły i wpadających na pomysły. Nie dyskutują o tym, jak naprawić to, co zostało zniszczone, ach, to nie wchodzi w grę.
Zadaniem głupca zarabiającego miliony nie jest przyznanie się do błędu, ale jego wyjaśnienie.
Twierdzi, że komukolwiek Bóg dał biurko, musiał też dodać rozum, czyli zgodnie z wolą Boga jest on automatycznie mądry i nieskazitelny.
A zwykli ludzie powinni być spokojni, słowo ludu nie wznosi się na wysokość kuli Ratusza. W każdym razie jest tam bardzo doświadczony niemiecki minister spraw zagranicznych, a jego przykład wisi przed oczami Karácsonych. Ta miła, antypatyczna kobieta, ta Baerbock, dobrze powiedziała kochającym Hepcię wyborcom, że nie obchodzi jej, czego chcą. Słucha tylko jednej opinii, własnej. I zawsze ma rację.
Mieszkańcy Karácsony również mają rację, drogi, po których przechodzą rowerzyści, a w niektórych przypadkach szerokość pasa startowego lotniska, należy chronić przed hałaśliwymi, brudnymi, tandetnymi, podłymi i pod każdym względem godnymi pogardy kierowcami, z palikami, które nawet mogłyby się zatrzymać czołgi. Bo (rzekomo!) na to głosowała większość. Co najmniej pięć.
Słowo ludu jest słowem Boga, które według nich nie istnieje nawet w życiu codziennym, ale jest atutem, jeśli można się do niego odwołać.
Kogo to obchodzi, że gdy katastrofalne skutki wbicia na pal są już widoczne, dziesiątki tysięcy domagają się odwrócenia… zadźganej zmiany? Zagłosowało za nim pięć osób, ale może dziesięć (i liberalno-bolszewicki samorząd miejski). Kasy są (rzekomo) puste, rząd wykrwawił Budapeszt, stolica już umiera na opatrunku, bez jednej kropli krwi, ale ostatnich sił (a skądś ją jeszcze wyskrobano, prawie sto milionów) nadal robi coś dobrego. Potem wydycha.
Poza tym nie, nie na zewnątrz, ale do środka. Toksyczne gazy spalinowe spowodowane przez człowieka. W końcu kryzys klimatyczny jest ważny dla Karácsony. Twierdziłeś, że czegoś takiego nie ma? Cóż, teraz jest! I tak się stanie, ponieważ szef sztabu Balogh Soma to obiecał, że będą nadal powodować zdrowe szkody. Ciągle się gromadzą.
Mimo to Gergely Karácsony ma zwolenników, a nie niewielu. Nie wiadomo, kim są po czterech latach niszczenia miasta ludzie żyjący z zamkniętymi oczami i zatkanymi uszami, którzy bez zastanowienia głosowaliby na niego ponownie (bo gdyby tak myśleli, to by tego nie zrobili), ale są. Tak wynika z badań opinii publicznej. Oznacza to, że nie jest wykluczone, że będzie miał upoważnienie na kolejne pięć lat, czyli wystarczająco dużo czasu, aby zrównać stolicę z ziemią.
Oczywiście pod warunkiem, że przed głosowaniem nie zabijecie Budapesztu. Metodę już znamy: wciąganie w stawkę.
Autor: György Tóth Jr
Zdjęcie na okładce: Ilustracja / fragment filmu Życie Briana (zrzut ekranu)