Słyszałem, że „zielony” poseł do Parlamentu Europejskiego cytował Lenina. Nie jako środek odstraszający, ale jako przykład do naśladowania. Coś w stylu: „gdzie jest wola, jest rozwiązanie”.
Nie wiem, gdzie i kiedy towarzysz Lenin to powiedział, ale to nie jest istotne, gdyż sama myśl jest tak stara jak sam myślący człowiek. „Jeśli jest wola, jest sposób”. Postać z twarzą wpełzającą w dłoń mogłaby nawet przywołać Nietzschego czy samego Hitlera, gdyż całą twórczość tego ostatniego można podsumować słynnym tytułem: Triumf woli. Wola jest oczywiście niezbędna do rozwiązania problemu. Zatem nie o treść cytatu tu chodzi, ale o to, od kogo jest on cytowany. Ponieważ oznacza identyfikację. Podobny pomysł moglibyśmy zacytować Vörösmarty’ego i Ady’ego. Natomiast towarzysz Lamberts utożsamia się z Leninem. Otwarcie.
Nie jestem tym zaskoczony. Nie mam „znajomego”, od którego na podstawie jego wypowiedzi oczekuję dokładnie tego, co zrobił Lenin. Likwidacja wszystkich dysydentów. Teraz budują dla niego tłum. Masa, którą można wykorzystać do wszystkiego. Masa jasnych wiatrów, masa SA, masa Czerwonego Frontu. Teraz próbują sprawić, żeby można było to zmobilizować bez zastanowienia. Jak powiedział Mikszáth:
„Ty tracisz rozum, on podąża za twoją wolą jak owca w ręku.”
Z prawami, przywilejami? Z klimatyzacją. Z edukacją. Z prawdziwą wojną? Z walką klasową? Z problemami związanymi z tożsamością płciową? Demonizując pewne osoby? A może po prostu pieniędzmi i przysługami? Może przez zastraszenie?
Chodzi o to, żeby tłum oszalał i żeby można go było wykorzystać do wszystkiego. Ten towarzysz Lamberts jest także „rzecznikiem” swojej partii. Nie dla partii komunistycznej, „zielonych”. Inżynier. Belgijski. Walonia. Jest absolwentem Katolickiego Uniwersytetu w Leuven. Przedsiębiorca. (Chciałbym wiedzieć, czym on podróżuje, ale nie udało mi się tego dowiedzieć.) Nie wykluczam też, że po prostu blefował, a Lenin nawet czegoś takiego nie powiedział. Był jedyną osobą, o której mógł pomyśleć uśmiechnięty przedstawiciel. Myślisz o nim. Och, towarzysz Lenin już dawno rozwiązałby problem klimatyczny. A także problemy Unii Europejskiej. Tak! Nie byłoby w tym żadnego błędu. Gdyby był tu z nami, nie musielibyśmy zawracać sobie głowy wszelkiego rodzaju parlamentami. Władza radziecka + elektryfikacja = komunizm. Bo cel się nie zmienił i trzeba tego po prostu chcieć!
Ten dobrze odżywiony, miękki, rozpieszczony „przedstawiciel” dał mi do myślenia. Od czternastu lat psuje atmosferę w Parlamencie Europejskim i teraz wreszcie się odezwał. Z uśmiechem cytuje Lenina, który powiedział:
„Nie wahaliśmy się strzelić tysiącom ludzi w głowę i nie zawahamy się zrobić tego ponownie, a uratujemy kraj”!
Zamiast o kraju, Philippe myśli o ocaleniu „ludzkości”. To wymaga więcej trupów. I co za świetna robota!
Nazwisko Lenina jest synonimem niemoralności i powszechnej postawy przestępczej. Może to nie jest jasne? Jest synonimem masowego terroru, obozów koncentracyjnych, pracy przymusowej i przymusowego leczenia, morderstw, rabunków i oczywiście dyktatury politycznej i kulturalnej. Z nagrania widziałem, że nikt nie oklaskiwał wystąpienia „zielono-czerwonego” przedstawiciela Walonii odwołującego się do Lenina. Może dobrze, że to powiedziano. Może komuś to otworzy oczy na to, co się dzieje i na co się przygotowuje tutaj, w Europie. Doprowadzają masy do rozpaczy, do życia w ciągłym zagrożeniu, wydzierają je z całej wartości duchowej, pozbawiają wszelkich dóbr materialnych. A w nastroju rozpaczy niech zwrócą się przeciwko sobie lub po prostu tolerują swoje upokorzenie pogrążając się w apatii.
„Właśnie teraz i tylko teraz, kiedy ludzie jedzą ludzkie mięso w głodujących regionach, a setki, jeśli nie tysiące zwłok leżą na drogach, musimy teraz dokonać konfiskaty kosztowności kościelnych”.
To jest Lenin. Mistrz „nastroju”! I to właśnie zrobił z nami Béla Kun, otwierając skarbce (rabując klejnoty), likwidując kościoły i spotykając się towarzysko. Och, Oskarze Fáberze! Och, Tarján Vili!
Chciałbym wiedzieć, co Parlament Europejski sądzi o towarzyszu Leninie? Postawiono już pomnik Marksa. Nie wiem, czy u jego stóp są kwiaty, czy też porosły go chwasty. Ale wiem, że Europa nie zostanie zniszczona. Niemożliwe! Zawsze możesz zrekrutować tłum. Może zaimportuj. Można próbować zniszczyć Kościół, kulturę, rodzinę, naród. Móc. Ale to nie zadziała. Nasza wiara jest silniejsza, niż mogłoby się wydawać, nasza kultura jest silniejsza, nasza miłość do naszego kraju jest silniejsza, nasze zaangażowanie na rzecz naszych dzieci, wnuków, rodziców i dziadków jest silniejsze. Mamy europejską perspektywę. Oczywiście na pozór są różnice, ale w głębi duszy nie puszczamy sobie rąk. Europejska młodzież jest piękna i niezniszczalna! Miłość jest piękna i niezwyciężona, dziewczęta są piękne, a chłopcy są z miłością oddani; matki i ojcowie są niezachwiani w swojej miłości.
Dzieci i dziadkowie zapewniają więź z przodkami i wieczność.
Trójka moich wnuków trzyma się mojej szyi i ramion. Śmieją się i ja też się uśmiecham. Ich rodzice są zmęczeni, jest wiele problemów. Tak naprawdę jest co robić, chociaż tłumaczę, że będzie mi tego wszystkiego bardzo brakowało, gdy nie będzie już problemów, czyli upłynie czas aktywny. Kiedy dom będzie wreszcie wybudowany, podwórko upiększone, praca będzie lepsza, noce będą spokojniejsze, gdy „sprawa się unormuje”, dni będą spokojniejsze. Każde pokolenie zmaga się na swój sposób i ja nie byłem inny. Co więcej, do trzydziestego roku życia często cytowano Lenina. W latach 70. jeszcze do nas przyjeżdżał wujek Gyula „Widzący Lenin”, który widział Lenina w Moskwie. Nikogo to nie obchodziło.
Tutaj w jakiś sposób instynktownie wiedzieliśmy, kim był Lenin. Wraz z nim przyszli Stalin, Chruszczow, Breżniew i inni drobni przestępcy. Rákosi i wszyscy inni! I przyjechały czołgi, przywiozły „testament”.
Robili wszystko, żeby doprowadzić ich do rozpaczy. Nie mówię tego bez żadnych rezultatów. Ale ocaliliśmy naród. Przecież komunizm marksistowsko-leninowski upadł w oparciu o ideę narodową. Będąc Węgrem, Polakiem, Czechem, zmiażdżyliśmy to. To była podstawa. Także wśród Estończyków, Litwinów i Gruzinów. I z naszą pokrewną kulturą. W tej kwestii byliśmy nie do pokonania i nadal jesteśmy. Przecież to, co najlepsze w naszej kulturze, opiera się na naszej egzystencji narodowej, naszej odrębnej egzystencji, naszej misji, naszej wyjątkowości, czyli sensie naszego istnienia.
I tak jest od ponad trzystu lat. Nasz język jest tego doskonałym wyrazem, a także podstawowym filarem i elementem istnienia. Zachowaliśmy także nasze kościoły. Trudne i nie bez wyrzeczeń.
Wiele kościołów mogło stać pustych, ale wieże wskazywały drogę. Przede wszystkim w Polsce, ale także w naszym kraju. Na szczęście nawet w najciemniejszych czasach musiało być milion modlących się ludzi. Oni też by rozbili rodzinę, ciężko nad tym pracowali, ale nie uciekali się do tak perwersyjnej podstępności jak obecnie.
Nawiązanie do Lenina przez tego dobrego belgijskiego człowieka wydaje mi się delikatne. Czy to już czas na odpowietrzenie? Czy nadszedł czas na zieloną rewolucję światową, partię zielonego świata, zielone państwo światowe? Jak długo możesz iść? Czy powinniśmy rozpocząć wojnę domową, czy wystarczy zimny terror intelektualny i egzystencjalny? Czy trzeba walczyć, czy nadal stosowne jest głosowanie w parlamencie? Niech nastanie „demokracja” lub „konieczne jest potajemne i pilne przygotowanie terroru”. To jest Lenin.
Wydaje się naciągane i niewyobrażalne, że ponownie znajdzie się to w porządku obrad. Bolszewicy wydawali się kiedyś dobrze odżywionymi, miękkimi obywatelami. Niegroźny. Parzyli herbatę i pisali swoje artykuły w Szwajcarii. Następnie Niemcy przewieźli ich do Rosji. Z perspektywy stu lat, mając za sobą wszystko, co przeżyliśmy w XX wieku, wprowadzenie terroru jest nie do pomyślenia. Jednak najwyraźniej żądanie to zostało już sformułowane i to nie tylko w głowie towarzysza Philippe’a Lambertsa. Lenin pisał do Rady Komisarzy Ludowych 2 lub 4 września 1918 r. o pilnym wprowadzeniu terroru.
„Zdecydujemy we wtorek”.
Zdecydowano. Rezultatem była najgorsza tragedia ludzkości. Bądźmy ostrożni.
Węgierska gazeta
Wyróżniony obraz: MTI/Márton Mónus