Problem w tym, że Gyurcsány nie mówi nic więcej poza tym, że fundusze UE są trzymane z dala od naszego kraju ze względów ideologicznych. Wywiad z Máté Kocsisem.
„Kiedy w 1991 r. z Węgier wycofał się ostatni żołnierz radziecki, ówczesny premier MDF József Antall powiedział w pamiętnym przemówieniu, że nasz kraj odzyskał suwerenność, to znaczy niepodległość, swobodę działania. Od tego czasu Dunajem spłynęło mnóstwo wody, u naszego sąsiada trwa wojna, wysadzany jest ważny gazociąg, UE wstrzymuje należne naszemu krajowi środki, a opozycja finansowana jest z zagranicy . Jak w takich okolicznościach możemy zachować naszą suwerenność?
József Antall miał wtedy rację. W okresie wokół zmiany reżimu wszyscy uważali, że nie można już z zewnątrz dyktować, co ma się dziać w kraju i jakie interesy zagraniczne należy reprezentować. Tak było mniej więcej do ostatnich lat, czyli do czasu, gdy UE wypychając na szczyt swoje federalistyczne aspiracje, zaczęła zmuszać państwa członkowskie do stopniowej rezygnacji z suwerenności, w wielu przypadkach poprzez ukryte ustawodawstwo. Przykładowo UE obecnie regularnie podejmuje decyzje ponad głowami krajów, stawiając je w trudnej sytuacji gospodarczej i naruszając ich suwerenność gospodarczą.
Pamiętajcie, że wobec Rosji wprowadzane są bezsensowne sankcje energetyczne, w wyniku których ceny energii wzrosną kilkukrotnie i rozwinie się poważna inflacja.
Albo formułują tzw. zalecenia dla poszczególnych krajów, dyrektywy, poprzez które osoby, które nigdy nie zostały wybrane, chcą nam powiedzieć, jak decydować w sprawach wchodzących w zakres kompetencji krajowych. Ostatnio na przykład chcą, żebyśmy znieśli obniżki użyteczności publicznej i górny limit stóp procentowych, aby lepiej chronić multis i pozwolić na ukraińskie zboże niskiej jakości. Ale proszą też o mnóstwo innych szaleństw.
Poczyniono już znaczne postępy w dochodzeniu w sprawie wpływów zagranicznych na wybory parlamentarne w 2022 r. Część raportu podsumowującego upublicznionego przez służby bezpieczeństwa narodowego została zatuszowana. Widać, że masz większą wiedzę. Czy można wiedzieć, kto dokładnie doliczył ponad cztery miliardy forintów?
Stało się to jasne po wypowiedziach aktorów lewicowych. Wymowne są także ich ciągłe rozmowy na boku, a próbując obalić konkretny szczegół, przyznają się do innego. Na przykład, gdy Gergely Karácsony powiedział, że zagraniczne pieniądze rzeczywiście do nich dotarły, ale otrzymali je jedynie od mikrodarczyńców, przyznał już to, czemu wcześniej zaprzeczał, czyli że w ich kampanii były pieniądze zagraniczne. Wiadomo też, że pieniądze pochodziły od grup interesu gospodarczego.
Sam Karácsony mówił o tym, że mieli też większych darczyńców – oczywiście bogatego amerykańskiego spekulanta – ale kto to mógł być, pozostawiamy wyobraźni wszystkich.
Czy kampania lewicy byłaby finansowana przez organizacje pozarządowe?
Przez nich też. Tendencja jest taka, że starają się interweniować w węgierską politykę coraz większymi sumami, a środki te muszą trafiać jak największą liczbą kanałów. Pod koniec zeszłorocznej kampanii wyborczej wąski i dość brudny segment mediów lewicowych został sfinansowany takimi sumami, że duży portal informacyjny mógł funkcjonować nawet przez rok, aby móc stamtąd przekazywać pieniądze do polityki. Stwierdzono, że zagraniczni darczyńcy również za pośrednictwem prasy próbowali wpłynąć na węgierskie wybory. Jeśli w proponowanej nowelizacji prawa zamkniemy luki prawne, z pewnością będą poszukiwane nowe.
Jeśli środki unijne zostaną wstrzymane na dłuższy okres, co powiedzą np. nauczycielom, którzy czekają na znaczącą podwyżkę wynagrodzeń?
Ferenc Gyurcsány powiedział, że będzie w stanie przekazać środki UE w ciągu dwóch tygodni. Ponieważ chodzi o niego, należy osobno wyjaśnić, czy przywiezie go do domu, czy też zabierze do domu, ale przyjmijmy życzliwe podejście, aby on i jego żona mogli rozwiązać kwestię wypłaty kwot na Węgry.
Problem polega jednak na tym, że Gyurcsány nie mówi nic więcej poza tym, że fundusze UE są trzymane z daleka od naszego kraju ze względów ideologicznych. Mówią, że jeśli u siebie powstanie rząd odpowiedni dla brukselskiej elity, to oni zapewnią środki. To zwykły szantaż i nadużycie władzy.
To właśnie robi Bruksela i jej krajowe dranie. W odniesieniu do sytuacji nauczycieli należy podkreślić przede wszystkim faryzejskie zachowanie lewicy. Jeżeli naprawdę tak dobrze lobbują wśród władz Brukseli, to dlaczego nie udało im się wypłacić chociaż tych pieniędzy, które nie trafiłyby do rządu, a trafiłyby prosto do kieszeni nauczycieli? Tak naprawdę w ogóle tego nie robią. Csaba Molnár, również z Danii – za sześciomilionową pensję miesięczną – mówi w Brukseli, że jego patriotycznym obowiązkiem jest niedopuszczenie do napływu tych pieniędzy. Trudno mi wymienić bardziej odrażające i przyprawiające o zawrót głowy zachowania z ostatnich lat, mimo że podczas pandemii krajowi lewicowi politycy wykonali kilka niesmacznych posunięć”.
Cały wywiad można przeczytać TUTAJ!
Wyróżniony obraz: MN/Zoltán Havrán