Zdaniem młodego chrześcijanina wyjazd do Izraela i zostanie żołnierzem było dla niego swego rodzaju „powołaniem” i przeznaczeniem.

Niezliczone odłamki przeszyły ciało Dósy D. Bálinta, gdy obok niego eksplodował granat przeciwpancerny. Rakieta została wystrzelona przez terrorystę Hamasu w kierunku młodego Węgier i jego towarzysza, którego zadaniem była ochrona budynku szkoły. Mężczyzna jest spadochroniarzem w izraelskiej armii, chociaż dwa lata temu nie miał nic wspólnego z bronią.

Nie tak dawno temu grał w drużynie piłki ręcznej Ferencvárosa, następnie przeniósł się do Tata AC.

„Już wtedy obawiałem się, że chcę przyjechać do Izraela i osiedlić się tutaj” – powiedział Dósa D. Bálint Blikkowi, który uznał za istotne wspomnieć, że jest chrześcijaninem. Jednocześnie czuje i przyznaje, że wyjazd do Izraela i zostanie żołnierzem było swego rodzaju „powołaniem”, fatalnym przeznaczeniem.

Najdziwniejsze w całej sprawie jest to, że nigdy nie miał nic wspólnego z wojskiem w tym kraju, ale kiedy latem 2021 roku przybył do państwa żydowskiego, wiedział już, że wstąpi do sił zbrojnych.

„Zostałem mianowany spadochroniarzem, szkolenie trwało w sumie 12 miesięcy” – powiedział młody człowiek, któremu nigdy wcześniej nawet nie przyszło do głowy skakać z samolotów. – To było bardzo trudne, znacznie trudniejsze wyzwanie niż to, czego doświadczyłem jako sportowiec na treningu lub gdziekolwiek indziej. Gdybyście mnie o to zapytali przed szkoleniem, odpowiedziałabym, że człowiek nie może przez coś takiego przejść.

Dósa D. Bálint i tak to zrobił, a następnie został zwiadowcą spadochronowym jednostki 202.

7 października terroryści Hamasu zaatakowali kraj i zamordowali ponad tysiąc osób, w tym kobiety, dzieci i niemowlęta.

Był w ich bazie ze swoim oddziałem, dano im godzinę po alarmie na założenie pełnego wyposażenia marszowego.

Musieli natychmiast opuścić teren, a w kolejnych dniach zostali wysłani do trzech kibuców, aby zidentyfikować i w razie potrzeby wyeliminować bojowników, którzy mogli się tam jeszcze ukrywać. Był także tam, w Be'eri; w tym miejscu ludzie Hamasu zabili obywatela Węgier Ilana Weisza, którego śmierć potwierdzono tydzień temu.

Po oczyszczeniu kibuców został wysłany ze swoją jednostką do Gazy, ale wcześniej przeszedł kolejne bardzo trudne szkolenie, które miało go przygotować na to, czego może się spodziewać w tej wrzącej strefie.

Mogli tu dotrzeć dopiero, gdy wojsko przygotowało już wejście piechoty z bombami i rakietami. Przybyli 4 listopada i pozostali do zawieszenia broni, kiedy to zostali przeniesieni w inne miejsce.

– Naszym zadaniem było zajęcie budynku szkoły, który dla terrorystów był schronieniem. Gdy to zrobiliśmy, a budynek był już pusty, musieliśmy zapewnić ogień osłonowy pozostałym jednostkom pułku, aby mogły zająć również przydzielone im budynki – powiedział. - W międzyczasie jednak terrorysta jakoś zdołał się między nas dostać, widział, skąd strzelamy, więc wysłał w naszą stronę rakietę.

Granat uderzył w ścianę obok Bálintów, eksplozja rozrzuciła wiele odłamków.

- Jeden z największych trafił mnie w górną część uda, ale dziękuję Panu, że trafił mnie kilka centymetrów za ścięgno podkolanowe. Gdyby posunął się trochę dalej, od razu mogłabym krwawić – wspominał straszne chwile.

Mimo to nie była to łatwa sytuacja, gdyż bardzo trudno było założyć bandaż na krwawiącą ranę ze względu na lokalizację urazu. Węgierski żołnierz został zabrany do szpitala i niedawno mógł wrócić do swojego półtorapokojowego domu.

„Jak tylko całkowicie wyzdrowieję, natychmiast wrócę do przyjaciół” – powiedział z determinacją węgierski młodzieniec, wierząc, że Bóg przeznaczył mu to zadanie.

Blikk.hu

Zdjęcie na okładce: Jeszcze niedawno Dósa D. Bálint grał w drużynie piłki ręcznej Ferencvárosa, następnie przeniósł się do Tata AC, obecnie walczy po stronie Izraela w Gazie
Źródło: Instagram/dosad.balint