Gastrotożsamość i kultura chłopska – wywiad z Marcsi Borbásem, gastroaniołem nas wszystkich.
Poznaliśmy go dzięki różnym programom telewizyjnym, wielu z nas ma na półkach książki kucharskie z adnotacjami, w ostatnich latach mogliśmy śledzić, jak zagospodarowuje swój ogródek kuchenny w Őrség, a ostatnio wypuścił także własne produkty kosmetyczne . Popularny węgierski prezenter był ostatnio w Csíkszéku: wygłosił wykład, wziął udział w spotkaniu z publicznością, nakręcił występ i przy okazji naładował baterie.
Poszczególne etapy jego życia ładnie się ze sobą łączą, ale co jest najbliższe Marcsi Borbásowi?
Moje dzieciństwo mnie definiuje. Dorastałam na wsi w Bácskiej, miałam dwie babcie, moi rodzice byli rolnikami. Dorastałam w bardzo rozsądnym życiu, moja babcia nie kupowała w sklepie niczego poza cukrem, mąką i solą, ale wszystko produkowała. I na przykład każdy mebel był dziełem rąk mojego dziadka. Gesty rąk mojej babci, która codziennie ugniatała, rozciągała i piecze, słońce zaglądało do aneksu kuchennego, stałam przy stole i patrzyłam. Wyszliśmy do ogrodu, gdzie były warzywa i owoce, bo sami produkowaliśmy wszystko, nawet zioła.
Dużo pracowaliśmy w polu i odkąd pamiętam, musiałem do pracy chodzić jak dorosły. Oprócz pracy dużo rozmawialiśmy w polu... To jest to, co nazywam rozsądnym życiem, to mi utkwiło.
To poczucie życia odbija się echem także w jego przedstawieniach.
Bardzo mi przykro, że wszystko powoli ginie, wszystko zmienia się niewiarygodnie szybko. W ciągu zaledwie kilku dziesięcioleci doszliśmy do punktu, w którym toniemy ziemię w śmieciach. Jak człowiek mógł zmienić się tak bardzo w tak krótkim czasie? Boli mnie to i dlatego uważam, że wiedzę trzeba jakoś utrwalać i przekazywać, bo jestem przekonana, że będzie ona potrzebna. A to wszystko należy udokumentować przy osobach starszych, bo inaczej nie będzie czego dotykać. Nagrywam te poręcze, bo opis jest inny i filmik jest inny. Na przykład podczas wyrabiania ciasta, jeśli je opiszemy, możemy nie być w stanie go wyrobić, ale jeśli zobaczymy ruchy, zobaczymy fakturę tego, jak powinno być złożone, wtedy będzie nam łatwiej. Teraz to tylko przepis, ale ważne jest, aby go zachować, bo nie chodzi tylko o jedzenie.
Oczywiście to też jest bardzo ważne, ale te przepisy to informacja emocjonalna. Jeśli poczujesz zapach ciasta lub jedzenia, nie pomyślisz najpierw o jedzeniu, ale o rodzicach, dziadkach, ciotce, matce chrzestnej i bracie.
Mówi się, że człowiek żyje tak długo, jak długo się o nim pamięta, dopóki się o nim pamięta. I tego nie należy tracić. Pomyśl tylko o tym, jaki rodzaj fast foodów lub półproduktów jedzą dziś dzieci – szacunek dla wyjątku – a to oznacza również, że nie mają takiego doświadczenia, jakie przygotowała ich babcia, a które zrobiła moja mama. Jedzenie emocjonalne – to nasza gastrotożsamość, która niesie ze sobą także wiele innych rzeczy. Bardzo ważne jest również dbanie o jedzenie. Dziś, gdy mówimy o kulturze, nie myślimy o kulturze chłopskiej i to jest duży problem, ponieważ pozwala nam zdrowo żyć i odżywiać się.
To jednak wymaga głębszego połączenia niż to, które masz... Czym jest dla Ciebie chłopski tryb życia, jaką rolę pełni w rozwoju świadomego ekologicznie stylu życia?
Próbuję przekazać, że powinniśmy docenić to, co odziedziczyliśmy. Doceniamy to, że możemy uprawiać warzywa, a nie uprawiamy ich, bo nie możemy ich kupić. Jeśli zaczynamy uprawiać bardzo mały ogródek kuchenny, zdajemy sobie sprawę, jak mali jesteśmy, a to uczy nas wielkiej pokory. A jeśli nie potrafimy żyć w harmonii z naturą, nie będziemy w stanie nic zrobić. Ważne jest, aby ludzie ponownie poczuli, że są częścią natury.
Każdy musi sam znaleźć sposób na prowadzenie życia bardziej świadomego ekologicznie. Choć jest już bardzo późno, wciąż mamy szansę coś zrobić. Powinniśmy spojrzeć głęboko w siebie, aby nie niszczyć dalej naszego środowiska.
Zamiast turzycy posadź jabłonie, a nie możesz sobie wyobrazić nic piękniejszego niż dobrze funkcjonujący ogród warzywny. Jeśli nie masz takiej możliwości, zwróć uwagę na zakup. Nie kupuję pokrojonych wędlin i serów, ale pokroję chleb, wędliny i sery. Przede wszystkim należy ograniczyć czynniki lenistwa. Nie możemy ograniczyć ilości odpadów do zera, ale musimy starać się, aby było ich jak najmniej. To bardzo miłe, że wiele osób w mieście próbuje tworzyć ogrody, są ogrody społeczne, ale nie sądzę, żeby to była sprawa miasta. A gdybyśmy nie wpadli do supermarketu, tylko kupili żywność produkowaną przez rodziny chłopskie zamieszkujące okoliczne osady?
Jestem optymistą, chociaż wiele osób woli ogród ozdobny niż ogród kuchenny. To absolutnie nie jest trwałe. Tak czy inaczej, z ogródkiem kuchennym nie ma wiele wspólnego, pracuje się 3-4 godziny tygodniowo i po prostu zbiera się plony.
Trzeba zrobić ogródek kuchenny, wyprodukować kompost! Cóż za piękny cykl! Zbieram warzywa, kompostuję łodygi, odkładam je na wiosnę i ponownie zbieram z nich porcję warzyw. I na pewno ma składniki odżywcze!
Nowością było dla mnie pojawienie się kosmetyków noszących nazwę Marcsi Borbás. Tutaj także istotny jest proekologiczny styl życia.
Dzięki Mamie Borbás od dziecka bardzo interesowałam się roślinami i ziołami oraz ich działaniem. Tę wiedzę poszerzam już od najmłodszych lat. Nie jem zatrutych owoców i warzyw. Mieszkam w parku narodowym i nie przeprowadziłam się tam przez przypadek. Do pięćdziesiątki nie używałam żadnych kosmetyków, potem dostałam całą masę bardzo krzykliwych kosmetyków, przeczytałam co w nich jest i byłam przerażona. Dlaczego miałbym się zatruwać przez skórę? Zaczęłam się zastanawiać, co da się zrobić i tak powstał pierwszy krem na dzień i na noc. To naturalna linia produktów, a ponieważ mam sekcję Ogród, dlatego właśnie ośmioosobowa linia produktów otrzymała swoją nazwę. Jeśli chodzi o opakowania, również dbamy o to, aby nie produkować śmieci.
Cały wywiad można przeczytać TUTAJ!
Wyróżniony obraz: Árpád Földházi