Tylko tak go w Somorján i okolicach nazywają, panie Pint, i chwalą go za przystępną cenowo i sumienną pracę.
Kilka lat temu przeniosła się do nowej lokalizacji, do pokoju w poczekalni dworca autobusowego w Somorji. Tutaj przejmujesz rzecz do naprawy przez małe okienko. Kiedy zaniosłem buty do naostrzenia, pomyślałem, jak dobrze, że w tym hipernowoczesnym świecie są jeszcze tacy rzemieślnicy. Zapytałem go, dlaczego wybrał ten zawód.
Niestety jestem niepełnosprawny. Jedna z moich nóg jest krótsza, taka się urodziłam. Musiałem wybrać zawód, który mógłbym wykonywać siedząc. W 1960 roku pojechałem do Nyitraszerdahely, aby studiować jako szewc. Nawiasem mówiąc, pochodzę z Nagymegyer i mam teraz siedemdziesiąt dziewięć lat. Praktycznie całe życie chodziłam w butach
Imre Pint, mistrz szewstwa, chętnie odpowiada.
Ale tu jest klucz, śmiało wchodźcie do budynku, do mojego warsztatu – wręcza klucz, po czym dodaje, że skoro ten budynek nie należy do słowackiej firmy transportu autobusowego, to musi być zamknięty, nikt nie może wejść, nawet osoby oczekujące na autobus nie mogą skorzystać z toalety – wyjaśnia.
Jest bardzo zimno
Wchodzę do maleńkiego warsztatu, gdzie jest tylko 13 stopni, ale jak mówi mistrz, i tak jest lepiej niż w panelu. Latem zaczyna o siódmej rano, zimą o ósmej i pracuje do piątej po południu. Niestety w pomieszczeniu nie ma ogrzewania, więc zimą po przyjeździe rano jest zwykle tylko 4 stopnie. Jeśli ogrzejesz go przez cały dzień za pomocą małego elektrycznego gadżetu, po południu warsztat nagrzeje się do 13 stopni. Pracuje w ten sposób przez osiem godzin dziennie, ale jest do tego przyzwyczajony.
Nie można pracować w dużym płaszczu i rękawiczkach, szycie ręczne zazwyczaj zabieram do domu, tam jest cieplej. Pewnego dnia będzie wiosna
– mówi z przekonaniem. Następnie powraca do lat szkolnych.
Mieszkał w internacie szkoły zawodowej w Nyitraszerdahely, co tydzień musiał chodzić dwa kilometry od dworca kolejowego, ponieważ szkoła znajdowała się w parku. Uczono tu różnych zawodów, byli ślusarze i kominiarze; uczniów z całego kraju. Jego współlokatorzy pochodzili z Kassa, Nagymihály i Érsekújvár.
Co za mały świat! Mieliśmy nauczyciela z Bratysławy, który mówił także po węgiersku. Wiedział, że jestem Węgrem, więc mnie przytulił, byłam jego ulubienicą. Niestety już nie żyje, ale jego córka przeprowadziła się do Somorji i na podstawie starych fotografii podeszła do mnie. Nawet dzisiaj, kiedy tam idzie, zawsze puka w okno, żeby wejść!
– oznajmia dumnie.
Po nauczeniu się zawodu nie podjął pracy w Somorji.
W 1965 roku dostałem pierwszą pracę w Dunaszerdahely, było nas dziesięciu szewców i ledwo wiązaliśmy koniec z końcem! Był administrator, który obok lokalnej siedziby Csemadoku zbierał buty przeznaczone do naprawy, następnie ze stratą zanosił je szewcom i rozdzielał pracę. Następnie w 1968 roku przyjechałem tu na motocyklu Pionier, aby zobaczyć Somorję. Powiedzieli, że jest wakat. Spodobało mi się to miejsce, nie chciałam iść nigdzie indziej. Nasz warsztat znajdował się naprzeciwko ówczesnego ratusza. Kwiaciarnia, nawijacz motocykli, szewc w jednym miejscu, nas czterech, szewców.
Mieszkałem wtedy jeszcze w Nagymegyer, gdzie poznałem moją żonę i w 1969 roku ożeniłem się. Przez rok do Somorji jeździłem codziennie pociągiem, a w drugim roku na motocyklu Pionier. W tym czasie już się zadomowiłem, złożyłem wniosek o mieszkanie i w 1972 roku dostaliśmy mieszkanie spółdzielcze
Somorján, od tego czasu mieszkamy w tym domu z paneli – wdaje się w szczegóły.
To wszystko jest plastikowe
Dowiaduję się, że musiał już przenieść się do siódmego lokalu w Somorján, jego mały warsztat najdłużej, bo dwadzieścia sześć lat, znajdował się w centrum miasta, obok gabinetów lekarskich. Jednak po tym, jak inwestor kupił nieruchomość, musiała ona zostać sprzedana. Od trzech lat w budynku dworca autobusowego mieści się jego warsztat szewski, który w międzyczasie również zyskał nowego właściciela.
Wiele osób rano jedzie autobusem do pracy, zostawia buty do naprawy i zabiera je po południu. Nie ma już tak wielu stanowisk pracy jak kiedyś. Wcześniej prawie codziennie niosłem do domu w dwóch torbach rzeczy do naprawy. Jedno jest pewne, buty z tamtych czasów są butami dnia dzisiejszego, no cóż, niebo i ziemia
– mówi trochę ze złością. Kiedy pytam, jakie są dzisiaj buty, wzdycha.
Wcześniej można było szyć i przybijać gwoździe, dziś już nie, bo prawie całe obuwie jest wykonane z plastiku. Podeszwa jest cienka jak papier, a całości daleko do dobrej jakości. Jest też mnóstwo butów treningowych, które przynoszą do naprawy, bo odklejają się podeszwy, a ja, jeśli to możliwe, staram się je zszywać, a nie kleić.
I zawsze się trochę uśmiecham, patrząc na etykietę ekoskóry, bo to sztuczna skóra, ale pewnie byłoby bardziej krępująco to napisać.
Niestety, ponad 90 procent butów produkowanych jest w Chinach. Nie przebieram i nie wybieram, naprawiam wszystko najlepiej jak potrafię. Zawsze powtarzam, zwłaszcza w przypadku tych plastikowych butów, że spróbuję je uratować i zobaczę, czy mi się uda. To rzadki przypadek, ale ostatnio zdarzyło się, że sprowadzono wysokiej jakości but skórzany, taki typu Oxford, ale wcześniej były też typy Budapeszt. To wspaniałe kawałki. Eleganckie buty ze sznurowadłami, najlepsze do garniturów. Właściciel powiedział, że uwielbia je nosić, ma teraz 15 lat, to jego ulubiony but, powinienem poprawić jeden ze szwów. Z pewnością pracowało się z nim znacznie lepiej niż z dzisiejszymi plastikowymi elementami! Początkowo były to buty męskie, dziś dostępna jest także ich wersja damska. To jest to, co teraz mam, spód się zsunął, dołożę do tego gumową podeszwę, żeby zapewnić wygodny, antypoślizgowy chwyt – mówi i pokazuje egzemplarz. Tymczasem dwójka z nich już czeka przed oknem.
Synowie przynieśli buty sportowe w czarno-białej torbie, dlatego przyjechałam – mówi pani w średnim wieku.
Tak, przykleiłam obydwa, ale proszę nie prać w pralce w 60 stopniach, a w niższej, to będzie 6 euro
Pan Pint odpowiada.
Druga pani przyniosła torebkę, zamek w niej był zepsuty i pasek trzeba było skrócić. Zanim przybędzie więcej klientów, kontynuujemy rozmowę.
Wiele osób przynosi swoje stare, ale dobrej jakości torby, których już nie potrzebują, abym mógł zabrać od nich to, czego potrzebuję. Mogę to wykorzystać później. Teraz tylko wymienię główkę zamka i znowu będzie działać – mówi. Następnie mówi, że z Bártfy przyjeżdża sprzedawca, aby przywieźć zamówiony towar. Materiały potrzebne do napraw zamawiał z magazynu Niitraszerdahely, ale woli tam pojechać i popatrzeć. W tym przypadku wybierasz towar, który chcesz.
Paski to także oszustwo
W większości przypadków do naprawy trafiają szpilki damskie, zazwyczaj są to buty na wysokim obcasie. Nie mogę się nadziwić, że kobiety jeżdżą samochodami na 14-centymetrowych obcasach. To wcale nie jest bezpieczne! Może zaczepić się o dywanik lub pedał gazu, co może nawet doprowadzić do tragedii. Inna sprawa, że pięta szybko się urywa. Tutaj, na środku podeszwy, znajduje się kawałek żelaza, który przytrzymuje piętę buta za pomocą 4-5 śrub. Właśnie przeczytałam, że w przypadku obuwia damskiego zamawianego z chińskiego portalu ten spiczasty, ostry kawałek żelaza kończył na boku buta, a nie na środku, jakoś się poślizgnął i przeciął pani stopę
mówi przerażony.
Kiedy rozmawiamy, rozglądam się po warsztacie.
Tę maszynę do szycia dla leworęcznych mam od 1968 roku, ale nawet wtedy nie była to nowość. Dodatkowo moim stałym narzędziem pracy jest ta mała szlifierka, naciągam obuwie jak najbardziej na desce do krojenia, bo tego można używać tylko do butów skórzanych – wyjaśnia, po czym pokazuje pozostałe narzędzia pracy, szczypce, zgrzyt, młotek , drewniany gwóźdź, szczypce.
Wcześniej buty robiono z drewnianych gwoździ, wytrzymały znacznie dłużej. Dziś jednak kleją ten plastik, a ten też jest trudny do uszycia, igła się łamie. Któregoś dnia przyszedł młody człowiek, żeby szybko uszyć sobie torebkę, powiedziałam mu, że w maszynie jest nawleczona biała nić, poprosił, żebym się tym nie przejmowała, żeby tym uszyła czarną. Nie robię tego! Co by o mnie pomyśleli?
powiedział zirytowany.
Pasy wiszą w jednym z rogów warsztatu.
Przynoszą też paski i paski, które trzeba uszyć lub skrócić. Często zdarza się, że ludzie myślą, że kupili skórzany pasek i tak im został sprzedany, ale jest to dalekie od przypadku. Dużo za to biorą, ale to wszystko oszustwo. Spójrz na to, spód jest wykonany z cienkiej dwoiny, a górna część ze sztucznej skóry, ale co ze środkiem? To jest najciekawsze! Jeśli go rozłożymy, zobaczymy, że rzeczywiście jest to papier. Robią to w ten sposób, żeby grubość paska była odpowiednia. Jeśli się zepsuje, od razu widzimy, że jest nie tak. W ten sposób oszukują ludzi.
Wiesz, jest dobry, dopóki nie jest używany
– mówi rozczarowany.
25 lat na półce
Wyobraźcie sobie, że mam naprawiane buty od 25 lat. Albo wyjechali, żeby tu zamieszkać, albo zapomnieli, albo umarli. Niewiele osób płaci z góry, nie da się tego nawet kartą bankową, nie mają gotówki, więc takie jest moje ryzyko. Dawno, dawno temu w Somorji wszyscy znali wszystkich, ale obecnie wprowadza się tu wielu ludzi. Więcej osób przychodzi do mnie z Bratysławy, z okolicznych wsi, we wtorki, czwartki i jeszcze raz, ale słowackie pielęgniarki przyjeżdżają też z Austrii, przywożąc dużą torbę butów do naprawy i swoich kolegów. A ja jestem „tani János”. Tu płacą tyle samo za cztery pary, co za jedną tam. Wiele osób twierdzi, że to tylko kwestia czasu i zbankrutuję... Ale o jaką kwotę mam prosić? – pyta z uśmiechem.
W międzyczasie pani podbiega do okna, szybko łapie naprawioną torbę i biegnie za autobusem.
No cóż, tęsknił za tym autobusem, żeby móc to tak obliczyć! szewc kręci głową.
Na koniec pytam Imré Pinta, jak długo chce pozostać w zawodzie, naprawiając buty. Odpowiada bez zastanowienia.
Zbliżam się do osiemdziesiątego roku życia, ale dopóki zdrowie pozwoli, pozostanę na szubienicy. Tak się czuję dobrze, bo pomagam wielu osobom, każdego dnia spotykam jeszcze więcej osób. Lubię zgiełk, w mieszkaniu po prostu bym się nudził
– odpowiada stanowczo.
Artykuł ukazał się w numerze Magyar 2024/127.
Wyróżnione zdjęcie: Anna Molnár/ma7.sk