Niedawno odnowiony zamek Gyal, jedna z największych prywatnych rezydencji w Transylwanii, otrzyma cel kulturalny. Wywiad z biznesmenem Elkiem Nagym, który twierdzi, że o rozwoju sytuacji zadecydowało wychowanie.

W 2012 roku Tamás Barcsay, profesor historii mieszkający w Kanadzie, pozwał państwo rumuńskie za budynek. Dwa lata później sprzedał go Elkowi Nagy’emu, węgierskiemu biznesmenowi z Klużu, który z kolei przekazał go założonej przez siebie Fundacji Tradycji Transylwanii. Po dziesięcioletnim remoncie uroczyste otwarcie obiektu odbędzie się 17 maja. W rozmowie z Króniką Elek Nagy nazwał rozwój sytuacji w Gyalu efektem swojego wychowania.

Zamek Gyalui

Foto: Gazda Árpád/Krónika

Czy mogę rozmawiać z władcą zamku?

Czy rozmawiałeś z premierem Węgier? Czasami żartobliwie nazywa mnie panem zamku. To bardzo zaszczytne przemówienie, ale ja jestem nowoczesnym władcą zamku, który ofiarowuje swój zamek na ołtarzu narodu.

Rozumiem, że kiedy wiosną 2014 roku Balázs Gergely zwrócił się do niego z zamiarem przekonania go do zakupu zamku, zabrał ze sobą dwóch pomocników: László Tőkésa i Gézę Szőcsa. Potrzebujesz zachęty?

Jedno mogę powiedzieć na pewno, los siedmiogrodzkich Węgrów był zawsze dla nich obojga tak samo ważny jak dla mnie. László Tőkés był moim kolegą z klasy, Géza Szőcs był o rok ode mnie starszy i byliśmy dobrymi przyjaciółmi od dzieciństwa. Zawsze mieliśmy przed sobą jeden cel: pomóc ocalić siedmiogrodzkich Węgrów i jak pokazują nasze drogi życiowe, wszyscy trzej uczyniliśmy to na swój sposób i własnymi środkami.

Od pierwszej chwili wyczułem pomysł Balázsa Gergely'ego, aby uczynić z tego zamku centrum kulturalne, a sprzedający, profesor Tamás Barcsay, był w tym partnerem.

Jeszcze wtedy nie wiedziałem, jak uda nam się to osiągnąć, skoro sam zakup, podobnie jak remont, kosztował już sporo. Ale ufałem sobie i zespołowi z Transylwanii. A oto dobry Bóg był z nami. Po dziesięciu latach, 17 maja, w uroczystej oprawie przekażemy odrestaurowany zamek.

Chyba nie znał wtedy tego budynku. Czy miałeś wcześniej jakieś osobiste doświadczenia z zamkiem?

Kiedy jechaliśmy z Cluj do Bánffyhunyad lub Nagyvárad lub wracaliśmy, zawsze patrzyliśmy w górę na wzgórze, próbując dostrzec zarys zamku poprzez liście drzew. Wydawało się, że to jakiś bardzo wyjątkowy, odległy świat, do którego nie można po prostu wejść. Co za życie, dostałem szansę przywrócenia zamku do dawnej świetności.

W związku z zakupem zamku nawiązał także do swojego pochodzenia i wychowania. Jak wyglądało to wychowanie? Jak to się stało, że wykorzystałeś swój majątek na cele społeczne?

Pewne jest, że to pochodzenie i wychowanie doprowadziło mnie do miejsca, w którym jestem dzisiaj. Nie da się tego zrobić w dwóch zdaniach. Aby to zrozumieć, trzeba także zrozumieć, w jaki sposób wychowywali się nasi rodzice i w ten sposób wyłania się obraz całej XX-wiecznej Siedmiogrodu. Moi rodzice urodzili się dopiero w monarchii, ale żyli w Transylwanii, która należała do Rumunii. Moja matka pochodziła z Bácsi, małej wioski w okręgu Hunyad, jako potomek zubożałej rodziny szlacheckiej reformowanej. Obok nich mieszkał najpotężniejszy człowiek we wsi, Petru Groza, lub jak go nazywali Węgrzy, Péter Gróza, pierwszy premier, a następnie prezydent Rumunii, która stała się państwem komunistycznym. Jako prosty pracownik kolei, mój dziadek został obdarzony niezwykłym zmysłem biznesowym i dzięki temu stał się drugim najbogatszym człowiekiem we wsi.

Niestety po przejęciu władzy przez komunistów został uznany za kułaka i cały jego majątek został odebrany.

Zamek Gyalui

Foto: Gazda Árpád/Krónika

Czy relacja z Grozą nie pomogła?

Nie znam szczegółów, ale Groza, który poza tym doskonale mówił po węgiersku, stanął po stronie władz komunistycznych i tym samym należał do uprzywilejowanych. Oznajmił Węgrom, że wszystko będzie dobrze, a Węgrzy mu uwierzyli, bo chcieli wierzyć. Ale nie mógł dotrzymać obietnic, nawet gdyby chciał, ponieważ sam system opresyjny był systemem, który nie znał ani Boga, ani człowieka.

Niestety załamanie finansowe w ciągu kilku chwil zabrało mojego dziadka do grobu. Mój dziadek ze strony ojca przeżył to samo załamanie, choć w inny sposób.

Mój ojciec urodził się w Székelyudvarhely. Jego rodzina kupiła kijek od namiotu podczas inwazji rumuńskiej w 1916 roku i zatrzymała się dopiero w Klużu, gdzie mieszkali rodzice mojej babci. Mój dziadek zrobił poważną karierę jako prawnik w Cluj, ale tak naprawdę nie wiedział wystarczająco dużo o rumuńskim sposobie myślenia, który stał się władcą. Nie wierzył, że można naruszyć „vetitum retro leges”, czyli jedną z podstawowych zasad prawa rzymskiego, jakim jest zakaz ustawodawstwa działającego wstecz. On się mylił. W połowie lat trzydziestych w związku z ogromnym procesem sądowym, który zdawał się mieć pewien wynik, świętując z rodziną oczekiwany sukces, zaciągnął ogromną pożyczkę, ale zmiana prawa doprowadziła do tego, że skończył tracąc cały swój majątek, po czym także bardzo szybko odszedł.

Cały wywiad można przeczytać w Kronice!

Wyróżnione zdjęcie: osobiste archiwum Elka Nagy’ego