Scenę zastąpił warsztatem: były śpiewak Opery w Klużu-Napoce zbudował drewniany i elektryczny samochód. Péter Szabó pracował nad drewnianym samochodem przez trzy lata, a zbudowanie samochodu elektrycznego zajęło sześć lat.

Kilka tygodni temu Emil Boc pozował samochodem elektrycznym wyprodukowanym w Kluż-Napoce i bił się w klatkę piersiową w Bukareszcie z okazji kongresu Europejskiej Partii Ludowej. Piękno całej sytuacji polegało na tym, że burmistrz Cluj nie miał żadnej zasługi w wyjątkowych narodzinach pojazdu o sportowym wyglądzie, który po części

powstał w warsztacie w Koronce i jest efektem wysiłków Pétera Szabó i kilku jego współpracowników.

Konstrukcja oryginalnego pojazdu koncepcyjnego jest niesamowitym osiągnięciem technicznym, tym bardziej, że jego projektant i główny wykonawca, Péter Szabó, nie jest inżynierem, ale byłym śpiewakiem Opery Węgierskiej w Cluj. To, że potrafił chodzić po deskach reprezentujących świat, można w zasadzie przypisać przypadkowi, gdyż pracował jako stolarz w Marosvásárhely, kiedy ktoś usłyszał jego śpiew i rozpoznał jego talent.

Wkrótce śpiewała już w chórze miejscowej filharmonii, skąd przeniosła się do chóru operowego w Klużu-Napoce i w krótkim czasie dostała rolę w Królowej Czardów. Przez ponad dwie dekady był solistą Opery Węgierskiej w Klużu, aż do chwili, gdy zdecydował się zakończyć karierę sceniczną.

„Ręce mnie swędziały, żeby coś stworzyć”

– przypomina główny powód tej decyzji.

Przyczyniło się to także, jak przyznaje, do tego, że w wieku 55 lat czuł, że jest za stary na odgrywanie bohaterskich kochanków.

Zaczęło się od wózka

Jego pasja tworzenia rękami nie była nowa, już w młodości rzeźbił i nigdy nie musiał chodzić do sąsiadów po swój talent techniczny. Jednak samochód elektryczny miał swoich poprzedników, a pierwszym był powóz. Został zbudowany przez Pétera Szabó w 2010 roku, podczas jego kariery operowej, wyłącznie dla zabawy.

Dwa lata później poczuł, że chce większego wyzwania i zaczął budować drewniany samochód. Kiedy po raz pierwszy usłyszałem, że złota rączka z Vásárhely zbudowała samochód osobowy z drewna, wyobraziłem sobie ten pojazd jako prymitywne urządzenie przypominające karykaturę. Patrzyłem więc w szoku, chyba z szeroko otwartymi oczami, a może nawet z otwartymi ustami, kiedy mój reporter zabrał mnie do swojego warsztatu obok swojego domu w Koronce, który jednocześnie pełnił funkcję garażu, i zobaczyłem samochód. Dostrzegłem imponująco elegancki, mocny i pełen charakteru pojazd, którego nadwozie lśniło nie kruchością metalu, ale ciepłem drewna.

Zapraszało mnie do dotknięcia, do przesunięcia palcami po delikatnie obrobionych, zakrzywionych powierzchniach. Pomyślałem, że mógłby to być rekwizyt do filmu o Jamesie Bondzie.

Podwozie i części całkowicie samodzielnie zaprojektowanego samochodu wykonano z metalu, natomiast nadwozie z laminowanego drewna jesionowego, podobnie jak kierownica, przełączniki i wycieraczki. Wybrał popiół, ponieważ jest nie tylko twardy, ale i elastyczny – wyjaśnia Péter Szabó. Przerobił trzy metry sześcienne drewna, ale tylko 25 procent tego drewna wykorzystano w samochodzie, ponieważ ze względu na zakrzywione kształty było dużo odpadów.

Do drewna nałożono 11 warstw lakieru, dzięki czemu jest ono całkowicie wodoodporne. Część nadwozia wykonana jest z bejcowanego drewna, co nadaje samochodowi patynę i styl retro. „To jest sztuka industrialna” – mówi świadomie twórca i nie ma w tym stwierdzeniu żadnej przesady.

Ekipa filmowa z Wielkiej Brytanii pojechała do Koronki, żeby nakręcić klip o drewnianym samochodzie i patrząc na pojazd, myślę, że było warto.

Samochód osobowy z automatyczną skrzynią biegów napędzany jest sześciocylindrowym silnikiem Ford Taunus. Piękny pojazd pojawił się na kilku wystawach i targach, m.in. na Hungexpo, Frankfurcie, Norymberdze i Bukareszcie. Choć nie jest on zarejestrowany do ruchu, a co za tym idzie, nie może poruszać się po drogach publicznych, jego twórca przyznaje, że kilka razy wybrał się z nim na ulice Koronki. Według niego nie ma szans na próbę wprowadzenia go na rynek w Rumunii.

Moc 300 koni mechanicznych, zasięg 450 km

Właściciel firmy informatycznej w Cluj, Arobs, poprosił Pétera Szabó o zbudowanie samochodu elektrycznego po tym, jak zobaczył drewniany samochód, który wymknął mu się z rąk. Było to zadanie bardziej złożone technicznie, zajęło sześć lat, a w projekt zaangażowani byli także informatycy.

samochód elektryczny

Samochód elektryczny otrzymał opływowe nadwozie | Fot. archiwum Pétera Szabó

Projektowanie zaczęło się od projektu, najpierw wykonał makietę. W pojeździe zastosowano zawieszenie Audi A8, nadwozie wykonano z włókna węglowego. Samochód napędzają dwa silniki elektryczne o mocy 150 koni mechanicznych wbudowane w koła. Został zarejestrowany do obiegu, co w dużej mierze jest zasługą byłego premiera Nicolae Ciucă, który widział go na wystawie i interweniował u właściwego organu. Często z niego korzystali w Kluż-Napoce, a raz wybrali się na autostradę. Jego zasięg na jednym ładowaniu wynosi 450 km, a prędkość maksymalna jest wątpliwa.

„Ma 300 koni mechanicznych, powinien przejechać 300 kilometrów, a my pojechaliśmy tylko 120 km/h. Jest to samochód składany ręcznie, dlatego może nie być wskazana jazda nim zbyt szybko.”

mówi Péter Szabó. Cena kosztowa pojazdu przekracza 450 000 euro, koszty poniósł Arobs. Nie zbudował obu samochodów całkowicie sam. József „Öcsi” Csákány, Csaba Mátyus i István Ritz byli ważnymi współpracownikami – podkreśla.

Ideą twórców pierwszego i jak dotąd jedynego w Transylwanii samochodu elektrycznego jest wyprodukowanie serii dziesięciu egzemplarzy. Wymagałoby to jednak małego zakładu, co wymagałoby znacznych inwestycji, a finansowanie nie zostało jeszcze rozstrzygnięte.

Péter Szabó nie spocznie jednak na laurach, dopóki przeszkody finansowe nie zostaną usunięte.

„Chcę zbudować rower trójkołowy, podgrzewany, z możliwością zamiany. Będzie z drewna jesionowego, sprężyny zrobię nawet z laminatu. Zacznę zimą”

- mówi.

W swoich poprzednich projektach przeżywał trudne momenty, był przykład, że efekty tygodniowej pracy trzeba było wyrzucić, jednak jak twierdzi, ani razu nie pomyślał o poddaniu się.

„Nie udałoby mi się to bez wiary w Boga. Dostałam od niego siłę, modliłam się”

- ujawnia, co pomogło mu pokonać trudności.

Masturbujesz się

Wyróżnione zdjęcie: Péter Szabó w popielniku | Fot. archiwum Pétera Szabó