Jak dotąd i nigdy więcej! – tak organizatorzy demonstracji powiedzą cierpiącym na psychozę wojenną przywódcom Europy podczas Marszu Pokoju, który odbędzie się w sobotę 1 czerwca – powiedział László Csizmadia, założyciel Forum Solidarności Obywatelskiej (CÖF) i prezydent Fundacji Non-profit Solidarność Obywatelska (CÖKA). Dodał, że Marsz Pokoju odbędzie się w sytuacji, gdy Paryż, Londyn i być może Berlin także przewidują wojnę nuklearną, zapominając o Hiroszimie i Nagasaki. dla Origo mówił także o tym, że stawką wyborów 9 czerwca jest wojna lub pokój – życie lub śmierć. Na Marszu Pokoju mile widziani są wszyscy, bez względu na przynależność partyjną, a uczestnicy będą pochodzić nie tylko z Węgier, ale także z innych krajów europejskich, którzy będą maszerować w imię pokoju. Wywiad z László Csizmadią.
Jak dotąd i nigdy więcej! – to hasło Marszu Pokoju 1 czerwca. Dlaczego wybrano takie motto?
Jeśli przyjmiemy za podstawę zasadę suwerenności ludu i wsłuchamy się w opinie ludzi żyjących w krajach europejskich, stanie się jasne, że ludzie we wszystkich krajach są przeciwni wojnie. Z sondaży wynika, że większość populacji krajów europejskich opowiada się za zawieszeniem broni. Z punktu widzenia matek jest to sprawa szalenie poważna, bo ich synowie nie mają być mięsem armatnim. Nie przejmują się tym jednak przywódcy Unii Europejskiej – podobnie jak większość rządów sprawujących obecnie władzę w krajach Europy. Są w przeważającej mierze prowojenni i nie mają odwagi nawet zapytać własnego narodu, co sądzi o wojnie i pokoju – ale spokojnie możemy powiedzieć o życiu i śmierci.
Zachód myśli obecnie o rozszerzeniu wojny.
Za tym stoją Stany Zjednoczone, które trzymają biurokrację Unii Europejskiej na smyczy. Może pojawić się pytanie, w jaki sposób USA mogą trzymać na smyczy tych europejskich przedstawicieli, którzy kiedyś zostali wybrani przez naród. Tak jak już nawet nie pytają ludzi. Nie interesuje ich już opinia tych, którzy na nich głosowali. Ponadto wśród przywódców związku szerzy się korupcja. Niektórzy z nich to politycy zarabiający na życie, którzy za pieniądze sprzedają zaufanie, jakie otrzymali od obywateli własnego kraju.
Naszą odpowiedzią jest to, że jak dotąd i nic więcej.
Należy położyć kres szaleństwu wojny. Stoimy przed ważnym wyborem: możemy po raz kolejny zdecydować, kogo wyślemy do Unii. Ludzie mogą wyrażać swoją wolę w sposób pokojowy. Ci, którzy opowiadają się za pokojem, powinni iść i głosować. Jeśli zwolennicy pokoju oddadzą swój głos, równowaga sił w Unii Europejskiej może się zmienić.
Jaka jest stawka w wyborach zaplanowanych na 9 czerwca? Na co chcę zwrócić uwagę podczas Marszu Pokoju?
Stawką są losy świata. Idea rozszerzenia wojny zyskuje na sile i ma swoich awangard: na przykład Francję, ale Londyn i Berlin też zapominają o tym, co wydarzyło się w Hiroszimie i Nagasaki, kiedy mówią o bombie atomowej. Jednak te bomby atomowe miały jeszcze mniejszą niszczycielską moc niż obecne.
Celem Marszu Pokoju jest pokazanie Europie, że należy położyć kres szaleństwu wojny. Przygotowujemy się do największego na świecie ruchu pokojowego.
Zapraszamy wszystkich, bez względu na przynależność partyjną i ograniczenia ideologiczne. Kwestia wojny lub pokoju wykracza poza politykę partyjną. Kiedy mówią o wysłaniu wojsk na Ukrainę, musimy powiedzieć jak dotąd i nic więcej. Swoją drogą, nasi żołnierze są na Ukrainie z powodu Trianon. Na froncie giną także węgierscy chłopcy. Na Zakarpaciu młodzi Węgrzy zostają pojmani i zmuszeni na front. Patrząc na naszą historię, wielokrotnie mamy prawo trzymać się z daleka od wojny i mówimy: nie powinniśmy dać się wciągać w ten konflikt, bo wiemy, że za każdym razem, gdy byliśmy zmuszani do wojen, kraj zawsze ponosił ogromne straty. Trzeba stawiać opór do końca. Wiele osób może powiedzieć, że jedziemy autostradą w przeciwnym kierunku, ale może się nawet zdarzyć, że podejmiemy właściwą decyzję. Jesteśmy za pokojem, jesteśmy przeciw wojnie. Wracając do wyborów 9 czerwca: była to dla obywateli okazja do oceny tego, co każda partia ma do zaoferowania, jak się komunikuje, co dotychczas zrobiła i co obiecuje. Ufam mądrości ludzi. Ci, którzy do tej pory nie poszli na głosowanie, jedynie ze swoich foteli oglądali programy debat i ufali większości, mogą teraz przekonać się, przed jaką poważną decyzją stoimy.
W tej historycznej sytuacji potrzebny jest każdy głos. Teraz nie chodzi o to, która partia zdobędzie ile głosów, ale o pokój czy wojnę, stawką jest przyszłość naszych dzieci i wnuków.
Trzeba wstać z krzesła i po przemyśleniu oddać głos.
Na podstawie jakich obiektywnych przesłanek wyborca może podjąć decyzję o sposobie głosowania?
Należy dokładnie przeanalizować przeszłość i teraźniejszość różnych stron. Co obiecali i co dostarczyli. Jest to niezwykle istotne dla obiektywnej oceny. Widzieliśmy, co wydarzyło się w latach 2002–2010 na Węgrzech. Rządy Gyurcsány i Bajna nie tylko sprzedały majątek państwowy, ale także sprzedały naszą moralność. Nadal tu są i nadal unieszczęśliwiają Węgrów – niezależnie od tego, że nie są u władzy. Ich przedstawiciele w Unii pracują nad tym, aby Węgry nie otrzymały pieniędzy, które w przeciwnym razie otrzymałyby. To wręcz zadziwiające, że węgierscy politycy idą do pracy w Unii, aby reprezentować naród węgierski, a potem pracują nad tym, aby kraj nie otrzymał należnych nam pieniędzy – czyli nauczycieli, strażaków, lekarzy, Węgier ludzie nie dostają tego świadczenia, na które pracowali, utrudniają rozwój kraju, udaremniają unijne inwestycje, a można by wymieniać jeszcze więcej. Dla tych przedstawicieli, którzy działają przeciwko Węgrom, nie ma miejsca w Unii, bo nie służą dobru swojego kraju.
Potrzebujemy przedstawicieli Węgier w Unii Europejskiej, którzy przynajmniej opowiadają się za pokojem i reprezentują naród węgierski i regularnie pytają, czego chcą ci, którzy ich wybrali.
Nie wystarczy, że przedstawiciel zbierze euro warte kilka milionów forintów, po czym popija w belgijskich barach piwnych, rozmawiając o modzie z przedstawicielami innych krajów, a nie o ludziach, których reprezentują.
Węgierscy przedstawiciele UE muszą reprezentować Europę i Węgry – tak jak nasze serce bije w środku Europy.
Muszą wiedzieć, dlaczego w ich kraju dzwoni dzwonek, i tym ogniem muszą stanąć w obronie interesów Węgier i Europy. Tutaj stawką jest nie tylko przyszłość Węgier, ale także Europy. Jeśli partie prowojenne dojdą do władzy w Unii i będzie można je kupić – nie zapominajmy o korzyściach finansowych Sorosa – to nie chodzi już tylko o to, kto reprezentuje jaką politykę czy ideologię partii, ale o to, że potentaci finansowi przejmą nad zarządzaniem Europą - głównie z Ameryki - i opowiadają się za szerzeniem idei bardzo odległych od kultury judeochrześcijańskiej, a co jest jeszcze straszniejsze, chcą rozszerzyć wojnę. Musimy chronić naszą kulturę, naszą gospodarkę i nasze bezpieczeństwo. Suwerenność trafia także do Europy. Dwadzieścia lat temu mówiłem, że nadejdzie czas, gdy kontynenty zaczną ze sobą konkurować - gospodarczo. W końcu gospodarka jest na pierwszym miejscu, a polityka na drugim miejscu. Takie też było stanowisko założycieli Unii. Ekonomia definiuje nasze istnienie. Kiedy żyjemy w dobrobycie, panuje pokój. Jeśli bezpieczeństwo jest również zapewnione, pokój będzie się nadal umacniał. Bezpieczeństwo Europy również jest zagrożone od lat, odkąd pojawili się masowi nielegalni imigranci – co wpływa także na sytuację gospodarczą krajów i Unii. Dokonują się ogromne szkody, których nie spowodowali Węgrzy. Nigdy nie byliśmy kolonialistami. W Afryce, na Bliskim Wschodzie, kraje kolonizacyjne ograbiły mieszkającą tam ludność do tego stopnia, że teraz masowo wyjechała do Europy – którą uważają za Kanaan. Premier Viktor Orbán jako pierwszy powiedział, że nie należy tu przywozić migrantów, ale tam należy nieść pomoc. Kolonizatorzy – tacy jak Anglicy, Francuzi, Holendrzy, Portugalczycy – muszą się odwdzięczyć. Zamiast patrzeć na napływ migrantów oraz ataki, zabójstwa i morderstwa, które dzieją się jeden po drugim na niegdyś spokojnych ulicach Europy. Co teraz widzimy? Węgry zostałyby ukarane i zobowiązane do płacenia sześciu milionów forintów dziennie za to, że zbudowały płot, aby zapobiec zalaniu Europy przez nielegalnych imigrantów. To jest absolutnie absurdalne.
Wracając do tematu wojny: w 2012 roku, kiedy odbył się pierwszy Marsz Pokoju, nie mieli pojęcia, co dziś oznacza to słowo…
Marsz Pokoju w 2012 r. miał „główną prezentację”. W 2009 roku, kiedy założono CÖF. Dwudziestu nas siedziało u Imre Makovecza i Imre powiedział: dość Gyurcsányów, trzeba coś z tym zrobić. Wtedy zorganizowaliśmy pierwszy ruch. Wydrukowaliśmy tysiące ulotek i umieściliśmy je na przednich szybach samochodów, żądając przedterminowych wyborów i zapraszając ludzi na plac Hősök. Było cudownie, cały kraj się zjednoczył i na nasz apel przyszło co najmniej 250 000 osób. Nie udało nam się doprowadzić do przedterminowych wyborów, ówczesne partie rządzące i Ferenc Gyurcsány w żaden sposób tego nie chcieli, ponieważ ponieśliby porażkę natychmiast, więc przedłużyli o kolejne półtora roku – ale to samo w sobie było kpiną z demokracji, ponieważ po takiej porażce, przez którą przeprowadził mnie rząd Gyurcsány’ego, cała normalność wymagałaby ich rezygnacji. Nie zrobili tego. Z perspektywy czasu widzę, że Fidesz zachował się bardzo mądrze, biorąc pod uwagę przesłanki praworządności. W demokracji prawybory są konieczne, gdy ludzie nie mają już dość cierpliwości, aby czekać na legalną datę wyborów. Z tego punktu widzenia naród węgierski był również niezwykle mądry. Następnie w 2010 roku Fidesz-KDNP wygrał wybory większością dwóch trzecich i rozpoczął ogromną pracę: musiał wyciągnąć z kłopotów kraj na skraju bankructwa. Awansowali wielkimi krokami. Jednak jesienią 2011 roku zaczęliśmy odczuwać, że rząd Orbána znajduje się pod politycznym i finansowym atakiem ze strony Brukseli. Nie podobało mi się to, że na Węgrzech do władzy doszedł rząd narodowy i właściwie stosunkowo szybko pozbyliśmy się długów, a kraj nawet nie zaciągnął nowych kredytów. Na Viktora Orbána wywierano ogromną presję. W 2012 roku ponownie zorganizowaliśmy masową demonstrację wraz z rządem. Przybył ogromny tłum, początek marszu był już na placu Kossutha, a koniec na placu Hősök. Premier podziękował także temu ruchowi i wszystkim Marszom Pokoju, które odbyły się od tego czasu. Teraz możemy mu podziękować za stabilne zarządzanie od 2010 roku krajem, który rozwija się, jest bezpieczny i mimo trudności nadal walczy o Węgry, a przez ostatnie 14 lat stworzył Węgrom znacznie lepsze życie – nie tylko finansowe, ale także moralnie. Pomyśl o tym: Węgry są wymieniane przez wiele osób za granicą. Co więcej, na korytarzach budynku Unii przedstawiciele Fideszu mówią, że Węgrzy mają rację, ale nie mają odwagi tego powiedzieć. Ten strach trzeba pokonać.
Jeśli się boimy, jeśli nie odważymy się powiedzieć prawdy, zwycięży prowojna.
Stany Zjednoczone w zasadzie toczą odległą wojnę z Rosjanami podczas kolonizacji. Kolonizuje ziemie, fabryki i życie Ukraińców do tego stopnia, że za pięćdziesiąt lat oni będą spłacać liczne pożyczki udzielone Ameryce, a także płacić za broń. Moim zdaniem Zełenski będzie musiał kiedyś poważnie odpowiedzieć, dlaczego uważał, że to, co teraz reprezentuje, jest korzystne dla Ukraińców. Wojnę należy natychmiast przerwać – Viktor Orbán i na przykład Donald Trump mają co do tego rację – konieczne byłoby natychmiastowe zawieszenie broni.
Dlatego po stronie opozycji mówią – nie tylko na Węgrzech, ale także w Europie – że oznaczałoby to, że Ukraina podda się i przegra wojnę…
Nie, wcale nie to oznacza zawieszenie broni. Oznacza to, że fabryka śmierci na jakiś czas ustanie. Obie strony siadają i omawiają możliwości zawarcia pokoju.
Jeśli Rosjanie i Amerykanie powiedzą o zaprzestaniu wojny i będą mówić o zawieszeniu broni, można będzie natychmiast uratować wiele tysięcy istnień ludzkich.
Następnie negocjuj – obszary, możliwości, cokolwiek. A stanowiska mogą nawet być zbieżne. Tymczasem potrzebny jest międzynarodowy zespół, który zadba o to, aby podczas zawieszenia broni ani prawica, ani lewica nie została ostrzelana. Wkrótce po wybuchu wojny pojawiła się szansa na negocjacje pokojowe, ale USA nie pozwoliły na to Ukrainie – mimo że porozumienie zostałoby podpisane. W istocie zostali wpędzeni w lata zabijania.
Wróćmy do Marszu Pokoju z 1 czerwca: premier Viktor Orbán zapowiedział, że tam będzie, a nawet wygłosi przemówienie…
Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że Premier również przyjedzie i przemówi przed uczestnikami Marszu Pokoju. Czujemy, że po 14 latach wreszcie mamy minimechanika, którego możemy szanować za to, co ma do powiedzenia.
Marsz Pokoju dotyczy teraz wyłącznie pokoju i chcemy powiedzieć Europie, że możliwe jest opowiadanie się za pokojem.
Zobaczymy, ilu ludzi przyjdzie, jaki będzie tłum, którzy wszyscy chcą pokoju. Niech Węgry będą latarnią morską. Zaproszeni są także Węgrzy i obywatele innych krajów europejskich. Niech wsiądą do samolotu lub samochodu z zagranicy, a z Węgier przybędą pociągiem, autobusem, tramwajem lub tramwajem, a zapełnią ulice i place, niech wystarczy, by pokazać tę wspólnotę, siłę, która istniała dla tak wielu lata.
Czy zatem spodziewają się uczestników z zagranicy?
Tak, Marsz Pokoju będzie miał charakter międzynarodowy, gdyż – jak już wspomniałem – stawką jest tu przyszłość nie tylko Węgier, ale i Europy. Jest już pewne, że przybędą z Włoch, ale 7-8 innych krajów również wskazało, że przybędą na Marsz Pokoju.
We wszystkich krajach europejskich należy zwrócić uwagę na wysyłanie do Unii przedstawicieli propokojowych.
Węgry będą wyspą pokoju i poprzez Marsz Pokoju wysyłamy przesłanie: chodźcie z nami! System instytucjonalny Unii Europejskiej należy wywrócić do góry nogami. Przywództwo powinno znajdować się w rękach ludzi, którzy reprezentują interesy Europy. Europa powinna być tak suwerenna, jak jej państwa członkowskie.
Jaki dokładnie będzie scenariusz Marszu Pokoju?
Miejsce zbiórki w ramach wydarzenia odbędzie się 1 czerwca o godzinie 11:00 po stronie Pesztu w Lánchíd. Procesja rozpoczyna się o godzinie 13:00 i dociera na wyspę Margit przez plac Széchenyi, nabrzeże Józsefa Antalla Starszego, plac Jászai Mari i most Margit. Spodziewamy się dużej liczby ludzi, ponieważ nigdy wcześniej nie było tak zdecydowanego Marszu Pokoju. Należy również wspomnieć, że na Marszu Pokoju nigdy nie doszło do zamieszek, dlatego każdy jest mile widziany, nawet z rodzinami i dziećmi.
źródło: Origo