Krajowa i zagraniczna prasa postępowa cierpi na selektywną ślepotę i z jakiegoś dziwnego powodu zobaczyła tylko kilka tysięcy ludzi na największej w Europie imprezie propokojowej – ale nie można od nich wiele oczekiwać. Zobaczmy, co mówią metody naukowe.
Powszechną praktyką jest, że po imprezach masowych organizatorzy i obóz przeciwny zaczynają domyślać się liczby uczestników, ale komu wierzyć? Na koncercie ma się proste zadanie. Na podstawie sprzedanych biletów i miejsc możemy uzyskać dokładną liczbę, jednak w przypadku Procesji Pokoju sytuacja jest inna. W takich przypadkach warto skorzystać z Internetu i nowoczesnych technologii.
Nadal nie mamy dokładnej liczby, ale w przypadku np. półmilionowego tłumu +/- 10 000 osób może nawet nie mieć większego znaczenia.
Trudno dokładnie określić, jak duży jest tłum w środku imprezy masowej. Świetnie się do tego nadają zdjęcia lotnicze. Péter Szijjártó opublikował wczoraj na swoim Facebooku takie nagranie:
Nie zdradza to oczywiście, jak duży był Sobotni Marsz Pokoju, ale początek marszu mamy już na Moście Magita (gdzie czekał już ogromny tłum), a końca kolejki jeszcze nie widać. Amatorskie nagranie tej sceny wykonał także zagraniczny YouTuber, Ignaz Bearth:
Nie mamy jeszcze dokładnej liczby, ale już tutaj można poczuć, jak duży był tłum.
Ile osób widziała opozycja? Proste: mało.
Krajowa i zagraniczna prasa postępowa nadal cierpi na selektywną ślepotę i z jakiegoś dziwnego powodu widziała tylko kilka tysięcy ludzi, ale nie można się po nich wiele spodziewać. Na przykład jedna z największych agencji informacyjnych w Europie, Reuters, opublikowała artykuł na temat Marszu Pokoju zatytułowany „Kilka tysięcy osób demonstrowało poparcia dla Orbána przed głosowaniem w UE”.
Nawet „tysiące” nie jest w porządku, ale wymowne jest również to, że w tytule nawet nie wspomniano o pokojowym charakterze demonstracji.
Oczywiście wymowne jest też to, że opozycyjne portale informacyjne, które kiedyś były tak głośne, jakimś cudem nie rozpoczęły dzikiej wojny na liczby. Po wydarzeniach Pétera Magyara niemal się przelicytowali, rzucając setkami tysięcy liczb i naukowych metod pomiaru, ale teraz jakoś milczą… i to jest najbardziej wymowne.
Z wyjątkiem Głosu Ludu. Nie powiedziano im, że lepiej będzie teraz milczeć. Już przed marszem cieszyli się, że Széchényi tér nie jest pełny, że Marsz Pokoju będzie brzydką porażką.
Zobaczmy teraz liczby najbliższe rzeczywistym danym.
Strona mapchecking.com może dać stosunkowo realny obraz wielkości tłumu. Pesti Srácok obliczył współczynnik na 4 osoby/m2, przy czym autorka zauważa: warto zaznaczyć, że liczba ta jest zawsze wyższa w warstwach wewnętrznych, blisko sceny, a niższa na obrzeżach.
Obliczenie, że TYLKO na podstawie powyższych pomiarów wychodzi 411 000 osób, nie jest skomplikowaną operacją, ale wcale nie jest wykluczone, że rzeczywista liczba jest nieco wyższa. Możemy śmiało powiedzieć, że liczba ta wahała się pomiędzy 420 000 a 500 000 (na podstawie tych pomiarów).
Niezależnie od tego krytycy Węgier mogą słusznie twierdzić, że Rosja i Ukraina nie zawarły jeszcze pokoju z powodu Marszu Pokoju… i mają rację.
Pokój nadejdzie tylko wtedy, gdy strony złożą broń, zasiądą do stołu negocjacyjnego, a Zachód nie będzie już dolewał oliwy do ognia i nie będzie podsycał machiny wojennej.
Europa nie chce i nie może wygrać kolejnej wojny światowej, ale jest na tyle wpływowa, że negocjacje pokojowe można schować pod dachem. Zamiast transportować broń i służyć interesom amerykańskiego przemysłu zbrojeniowego, powinniśmy nad tym popracować.