Media opozycyjne w dalszym ciągu próbują nastawić społeczeństwo na stolicę Wschodu, ale tym razem całkowicie się myliły.

W piątek 24.hu opublikował artykuł , w którym stwierdził, że pomimo tego, że na Węgrzech realizowanych jest wiele azjatyckich inwestycji na dużą skalę, inwestorzy zazwyczaj dyktują warunki nie do przyjęcia i ostatecznie węgierska branża budowlana radzi sobie źle. Za pomocą takich i podobnych analiz starają się stworzyć wrażenie, że rząd zasadniczo działa przeciwko węgierskiej branży budowlanej. Komisarz rządu István Joó, dyrektor generalny Narodowej Agencji Inwestycji (HIPA), na swojej stronie w mediach społecznościowych , kategorycznie je odrzucając.

Wbrew temu, co twierdzi gazeta, prezes w swoim poście napisał, że żądano konkretnych liczb w przypadku azjatyckich projektów o wartości kilku miliardów, co pokazało, że firmy te współpracują zazwyczaj z węgierskimi graczami z branży budowlanej na poziomie 70-100%. Są to więc duże inwestycje, z których w patriotyczny sposób korzysta także węgierska branża budowlana. W istocie rzeczywistość jest odwrotna do tego, co starał się sugerować swoim czytelnikom portal opozycyjny.

Znowu fałszywe wiadomości i podżeganie przeciwko wschodnim inwestorom

– zaczął na swoim stanowisku prezes HIPA.

„W związku z budową chińskiego zakładu CATL w Debreczynie 70 proc. dotychczas przetargowych robót przejęły węgierskie firmy. W przypadku także chińskiego Semcorp, który powstaje w tym samym parku przemysłowym, wartość ta wynosi 90 proc. 70 procent koreańskiej fabryki SK w Iváncsi wybudowały firmy węgierskie” – dodał.

W chińskim zakładzie CPMC w Makó dotychczas rozpatrzone przetargi w całości wygrała węgierska firma. Czy byłoby to zerowe uczestnictwo?! Rzeczywistość jest zatem taka, że ​​węgierskie firmy, a co za tym idzie i budżet, już w trakcie realizacji inwestycji uzyskują znaczące dochody.

- podkreślił komisarz rządu.

Przez Mandinera

Wyróżniony obraz: ipu.org