Jest tylko jeden możliwy powód, dla którego Kijów wysłał wojska przez granicę rosyjską: aby zyskać lepszą pozycję w nadchodzących negocjacjach pokojowych. Plan: każdy oddaje drugiemu to, co zabrał. Jednak aby to zrobić, należy najpierw zająć terytorium. Po drugie: jest Putin…
Obraz wojny na Ukrainie zmienił się w ciągu kilku dni, gdy wojska ukraińskie przekroczyły granicę dosłownie i w przenośni i przedostając się na kilkanaście kilometrów w głąb obwodu kurskiego, po drugiej stronie granicy rosyjskiej, przejęły kontrolę nad terytorium w pasie około czterdziestu kilometrów, w tym prawie trzydzieści osad. Akcja ta jest niezwykle istotna nie tylko dlatego, że była pierwszym poważnym sukcesem armii ukraińskiej od czasu kontrataków w 2022 roku, ale także dlatego, że po raz pierwszy od II wojny światowej żołnierze wroga postawili stopę na ziemi rosyjskiej. Co więcej, uczynili to na obszarze Kurska, gdzie w 1943 roku rozegrała się jedna z największych bitew pancernych w historii i gdzie Sowieci zatrzymali armie Hitlera, tym samym raz na zawsze odwracając równowagę sił na froncie wschodnim.
Kursk to nie tylko terytorium Rosji. Symbol, miejsce niemal święte, to jeden z niekwestionowanych symboli rosyjskiej dominacji militarnej.
Fakt, że niewielka liczba wojsk ukraińskich tak szybko zajęła tak duży obszar w Rosji, mógł zaskoczyć nawet kierownictwo w Kijowie, nie mówiąc już o zachodnich strategach i analitykach, którzy po początkowym podniesieniu kapelusza niemal jak jeden zadali pytanie: co teraz?
Niektórzy twierdzą, że Ukraińcy właśnie najbardziej zjadliwie odpowiedzieli Waszyngtonowi, gdzie Biden ciągle mówił o potencjalnej eskalacji wojny i przekraczaniu czerwonych linii.
Jeśli w tym konflikcie jest czerwona linia, to jest to oczywiście konkretny atak na terytorium Rosji – w dodatku nie przy użyciu dronów, rakiet czy ataków artyleryjskich wystrzeliwanych z granicy, ale konkretnie przy użyciu sił lądowych.
Strach przed eskalacją doprowadził nawet do tego, że Biały Dom w ogóle nie wysyłał Ukraińcom broni, której mogliby użyć do ataków na terytoria w Rosji lub jedynie je opóźniał. Ponieważ Ukraińcy właśnie rozpoczęli atak lądowy na terytorium Rosji przy użyciu (bardziej konwencjonalnej) broni zachodniej, można założyć, że jednym z celów ofensywy wysłanie Zachodowi silnego sygnału: „tak naprawdę nie ma czerwonych linii” . Oczywiście nie można tego jeszcze stwierdzić z całą pewnością: Putin obiecał odwet, ale nie ujawnił jeszcze szczegółów jego charakteru. Można sobie wyobrazić, że czerwona linia stanie się jeszcze bardziej czerwona,
jednak głównym zadaniem armii rosyjskiej jest obecnie wypędzenie ukraińskich żołnierzy z kraju – wszystko inne może nastąpić dopiero później.
Jazda na sukces
Władze rosyjskie ewakuowały dotychczas około 140 000 osób z dotkniętych obszarów i okolic. Ostrożność nie zaszkodzi tylko dlatego, że w tej chwili nie jest jasne, jaki będzie następny krok ukraińskiego dowództwa wojskowego: czy będzie ono chciało utrzymać dotychczas okupowane terytoria, czy też będzie chciało pójść dalej i próbować zdobyć nowe osiedla? Tak naprawdę żadna z opcji nie wydaje się możliwa na dłuższą metę z militarnego punktu widzenia: armia ukraińska, która już boryka się z poważnym niedoborem kadrowym, nie jest przygotowana do wojny podboju nie tylko pod względem kadrowym, ale także pod względem uzbrojenia, dlatego też nie mogą myśleć o porozumieniu długoterminowym. „Wojna patriotyczna”, o której Putin głośno mówi od początku konfliktu, od czasu ataku przybrała konkretną formę i nic nie stoi na przeszkodzie, aby rosyjski prezydent przed podjęciem stosownych drastycznych kroków, czy to mobilizacji, czy najwyższego poziomu gotowości broni nuklearnej –
użycie tego ostatniego jest dopuszczalne zgodnie z rosyjską strategią wojskową, jeżeli inne państwo zagraża suwerenności terytorialnej Rosji. To jest dokładnie to, co dzieje się teraz.
Jeżeli celem kierownictwa w Kijowie było zmuszenie Rosjan do przerzutu wojsk atakiem, to znaczy spodziewali się przerzutu rosyjskich żołnierzy i broni z obszarów Donbasu do obwodu kurskiego, to musieli się rozczarować. Można wykryć ruchy wojsk na małą skalę, ale nie ma wzmianki o wycofaniu przez Rosjan swoich ludzi z terytorium Ukrainy w celu wzmocnienia obrony Kurska. Sytuację rozwiąże rozmieszczenie odwodów wewnętrznych i będzie krwawo: ze względu na małą liczebność sił ukraińskich, poważnie ograniczone zasoby armii i braki logistyczne, pomimo wzrostu morale bojowego, akcja jest skazana na porażkę do porażki (militarnej), skutecznej tylko na krótką metę.
Aukcja ziemi podczas rozmów pokojowych
Najbardziej prawdopodobne wydaje się, że Kijów zdobywa obecnie najsilniejszy atut, jakiego może użyć do nieuniknionego zawieszenia broni i negocjacji pokojowych. W ostatnich miesiącach Zełenski kilkakrotnie dawał do zrozumienia, że chce teraz widzieć Rosjan przy stole negocjacyjnym – to inna sprawa, że Kreml, który także nie boi się procesów negocjacyjnych toczących się na własnych zasadach (tj. przejęcia terytorium), nie chce nawet słyszeć o ukraińskim „planie pokojowym”, który zaczyna się i kończy w momencie opuszczenia przez wszystkich rosyjskich żołnierzy okupowanych dotychczas terytoriów, w tym Krymu.
Jednak warunki zmieniły się wraz z ukraińskim atakiem. Do tej pory narracja pokojowa była zdominowana przez Putina. Jego plan był jasny: wschodnie rejony, na których stanęły już wojska rosyjskie, zostaną przekazane Rosji przez Ukrainę i wojna się zakończy. Klasyczna taktyka przejęcia terytorialnego, która wiąże zakończenie konfliktu z ustanowieniem nowych granic. Jednakże obecna sytuacja może zmienić zasady gry.
Przywódcy Kijowa przy stole negocjacyjnym mogą zaproponować prostą wymianę: obie strony wycofają się z terytorium drugiej, kończąc w ten sposób wojnę.
Teorię potwierdza wywiad Zełenskiego sprzed kilku tygodni, w którym konkretnie wspomniał o tym, że odzyskanie terytorium można przeprowadzić nie tylko brutalną siłą, ale także środkami dyplomatycznymi. Jego ówczesne niejasne zdania nabrały pewnego znaczenia wraz z obecnym atakiem: teoretycznie wzajemne wycofanie się mogłoby rzeczywiście być warunkiem wstępnym traktatu pokojowego, ale wyniki obecnej miniofensywy nie są jeszcze na tyle mocne, aby Putin mógł poważnie myśleć o tej sprawie nawet na chwilę, a w rzeczywistości może osiągnąć dokładnie odwrotne skutki. Rosyjski przywódca zapewne będzie upierał się: nie ma zamiaru zasiadać do stołu negocjacyjnego, a okupowane terytoria odzyska najcięższymi z możliwych metod militarnych, a nie klękając na białym obrusie.
Zełenski podjął ogromne ryzyko, podejmując atak, ale z tego punktu widzenia można go postrzegać jako ostatni desperacki akt mający na celu włączenie Rosjan do negocjacji. Niewiele więcej może zrobić: Ukraina nie osiągnęła dotychczas niczego na konferencjach pokojowych. Jego celem było przede wszystkim przekonanie państw Globalnego Południa do potępienia i rozpoczęcia sankcji wobec Moskwy – ale przede wszystkim przekonanie Pekinu do wykorzystania swoich wpływów na Putina i zmuszenia go do podpisania porozumienia pokojowego (oczywiście na warunkach ukraińskich).
Obydwa plany nie powiodły się: kraje Globalnego Południa nie miały zamiaru zrywać stosunków politycznych i gospodarczych z Rosją, a Chiny przed wszystkimi negocjacjami pokojowymi narzekały (tylko jeden brał udział, pozostałe nie widziały sensu), że strona rosyjska nie została zaproszona na konferencje. Sytuacja stała się tak gorąca, że Zełenski niemal nazwał Xi Jinpinga Putinem-Pinchinem, na co Chiny spokojnie odpowiedziały: niekoniecznie kraje uczestniczące w konferencji pokojowej chcą pokoju, w przeciwnym razie pozostaną przy swoim stanowisku, czyli do czasu Rosja jest traktowana na równi jako partner tego rodzaju konferencji, Pekin trzyma się z daleka od wydarzeń.
Im dłużej sprawa się przeciąga, tym bardziej wygląda na to, że Kijów jest ośrodkiem prawdziwych, konkretnych negocjacji pokojowych.
Istnieją również poważne obawy związane ze spowolnieniem dostaw broni z Zachodu i zmniejszaniem się wielkości pakietów pomocowych. Europie zaczyna zauważalnie brakować broni, a własne zagrożenia w postaci wojny NATO-Rosja popychają ją do rozpoczęcia wzmacniania własnych zdolności obronnych zamiast Ukrainy. Za granicą problemem jest Donald Trump, który wielokrotnie powtarzał, że wojna na Ukrainie musi się natychmiast zakończyć, a Stany Zjednoczone muszą zaprzestać swojego zwykłego podejścia do „niekończącej się wojny” i dostaw broni do Kijowa. Nawet jeśli Trump nie zostanie wybrany na prezydenta, Kamala Harris nie będzie w stanie nic zrobić z większością Republikanów w Kongresie, która, jak widzieliśmy, była w stanie przez pół roku blokować pomoc dla Ukrainy.
Jednocześnie zachodnia opinia publiczna staje się coraz bardziej widoczna, a Ukraińcy coraz bardziej desperacko pragną wojny.
Wśród tych ostatnich zwolennicy pokoju stanowią obecnie wyraźną większość, ale rośnie także odsetek zwolenników pokoju nawet w obliczu ukraińskich strat terytorialnych.
Wzmocnienie narracji Putina
Zarówno presja zewnętrzna, jak i wewnętrzna wywierają duży wpływ na kierownictwo Kijowa: Zełenski i jego sztab w przegranej sytuacji zaakceptowali niemożliwe i przypuścili fizyczny atak na Rosję. Powód takiego posunięcia może być tylko jeden logiczny: jeśli liczą, że da im to przewagę w negocjacjach pokojowych, to znaczy starają się zatrzymać okupowane terytoria do czasu, aż zaczną one pełnić funkcję bazy wymiany. Muszą jednak zostać spełnione dwa warunki: z jednej strony kolejny szczyt pokojowy musi już być otwarciem konkretnego procesu, a z drugiej strony Putin musi wykazać chęć dialogu.
Atakowanie Rosji nie jest jednak argumentem, przed którym rosyjski prezydent pochyli głowę i od razu będzie chciał negocjować. Nie wspominając o tym
pojawiająca się sporadycznie narracja o „Moskwa rozpoczęła agresywną wojnę z Ukrainą” w społeczeństwie rosyjskim zaniknie.
W czasie ataku Ukraińców zginęli obywatele Rosji, więc przemówienia Putina na temat wojny w obronie narodowej i podobieństwa jego myśli z II wojną światową i „nazizmem” w większości pozostaną bez dyskusji. Jeśli ktoś spodziewa się erozji władzy i upadku Putina w wyniku ukraińskiego ataku, będzie zawiedziony. Rosjanie zrobią dokładnie to, co zawsze robili w historii: zamkną i zażądają zniszczenia obecnie realnego, fizycznie obecnego wroga. Bez i zamiast jakiegokolwiek dialogu.
Wyróżnione zdjęcie: Żołnierze 72. Ukraińskiej Brygady Zmechanizowanej ćwiczą w pobliżu linii frontu w obwodzie donieckim na wschodzie Ukrainy, 18 marca 2024 r. podczas wojny Rosji z Ukrainą. MTI/EPA/Olga Kovalova