W kolejnych wierszach będę rozsiewał przerażające wieści, bo jestem przerażony tym wszystkim, co usłyszałem i przeżyłem w kilku małych miejscowościach na wyżynach w ciągu ostatnich kilku dni – napisał Sándor Pap, przewodniczący Krajowej Komisji ds. komitet strategii.
Istota opowieści polega na tym, że urząd statystyczny umył, wygniótł i wymieszał dwa rejestry koordynatorów spisów z urzędów wiejskich. Jednym z rejestrów jest oczywiście prowadzony przez urząd lokalny rejestr obywateli zamieszkałych na stałe lub czasowo, a drugim „evididenza fischichich osob ”, czyli rejestr osób fizycznych, który jest gdzieś prowadzony przez państwo i który teraz przejął w celu „ułatwienia” spisu ludności.
Te dwa zestawy danych stały się całością, co z kolei powoduje skandaliczną sytuację w wielu miejscach. Listy stanowe zawierają sporo osób (lub ich numery urodzenia), które mają 105, 110 lat, ale jak dotąd rekordzistą jest 117-letnia dusza „żywego trupa”!
Z doświadczenia autora wynika, że takich nieistniejących (właściwie zmarłych) osób jest ok. Stanowią oni 7-15 proc. spisu ludności sporządzonego w powyższy sposób.
Koordynatorzy wioskowi są w kropce, bo nie wiedzą, co z tą sytuacją zrobić, ale nie mogą zabierać głosu publicznie, bo państwo to uniemożliwiło taką a taką tajemnicą i innymi zobowiązaniami prawnymi. Groźna cisza wokół problemu jest przerażająca.
Ze względu na ludność Węgier „utrzymanie 20-procentowego wskaźnika byłoby niezwykle ważne ze względu na nasze prawa wynikające z prawa. Warunek ten jest równie ważny w przypadku utrzymania psychologicznej granicy 50 proc. – mówi prezes.
W przypadku, gdy ta „populacja widmo” pozostanie w rejestrze, nie będzie można oczekiwać prawdziwych, prawdziwych wyników urzędu statystycznego.
Źródło: Felvidek.ma