Od fundacji Sorosa do fotela sędziego. Gregor Puppinck, dyrektor Europejskiego Centrum Prawa i Sprawiedliwości, zbadał, skąd pochodzili sędziowie i z jakimi organizacjami byli związani w Europejskim Trybunale Praw Człowieka, a wynik jest szokujący. Raport powstał w zeszłym roku i od tego czasu skandal nie ucichł. A teraz jest może nawet szansa, że w Radzie Europy rozpocznie się jakieś śledztwo.
„ Jestem francuskim prawnikiem, pracuję w Strasburgu od ponad 20 lat, brałem udział w około 40 sprawach przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka. Kilka lat temu zauważyłem pewne niepokojące rzeczy, zwłaszcza gdy spojrzałem na skład Sądu. Zacząłem badać, kto i jak się tam dostał w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Zauważyłem, że na stu sędziów 22 było wcześniej szefami lub współpracownikami organów cywilnych. Istnieje siedem dużych organizacji pozarządowych, czyli organizacji pozarządowych, które mają własne sprawy przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka. Organizacje te mogą zatem prowadzić poważny lobbing z pomocą waszych byłych kolegów, a to naszym zdaniem rodzi problemy. Ci ludzie wcześniej byli przywódcami bojowników, a teraz zostali sędziami” – zaczął Grégor Puppinck, dyrektor Europejskiego Centrum Prawa i Sprawiedliwości, zapytany przez Zoltána Pásztora. Wywiad można było usłyszeć w programie Vasárnapi Újság Kossutha Rádió.
Ponadto 12 z 22 sędziów pochodziło z tej samej organizacji pozarządowej, Fundacji Społeczeństwa Otwartego. Dodał, że pozostałe sześć organizacji jest również finansowanych przez tę samą organizację
Sędziowie ci często angażowali się w sprawy dotyczące ich dawnej organizacji, co stwarzało możliwość wywierania wpływu. Zaobserwowano to w 88 różnych przypadkach. Podczas śledztwa pojawiło się również węgierskie nazwisko: András Sajó był pierwszym, który został zauważony.
Mówili o nim jako o przyjacielu György Sorosa w Strasburgu.
„Reprezentował tę samą ideologię, co Open Society Foundation. Na przykład był aktywny w sprawie, w której państwo włoskie zostało skazane za posiadanie krzyży na ścianach włoskich szkół” – powiedział Puppinck.
Raport ma ponad 200 stron i nie spotkał się z żadną krytyką. Został on teraz przedstawiony Radzie Europy z nadzieją, że sytuacja ta ulegnie poprawie w przyszłości.
Raport przed publikacją został również przesłany do Prezesa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka i jego następcy. Jednak od tego czasu nie otrzymano od nich żadnej odpowiedzi. Wręcz przeciwnie, kilku sędziów otrzymało list, z których kilku zareagowało na niego.
„Z sądu nie było żadnej reakcji. Jednocześnie odpowiedziało też kilku obecnych i byłych sędziów, ale nieoficjalnie, oczywiście są to ci, których nie ma w raporcie. Napisali, że trzeba to opublikować. Prezes sądu nie zareagował bezpośrednio, ale został poproszony przez Radę Europy, a następnie przez ministrów 47 krajów, czyli Radę Ministrów. Podczas wywiadu prezydent zawsze powtarzał, że to nie oni odpowiadają za wybór sędziów, co jest tylko częściowo prawdą, bo sędziów ostatecznie wybierają przedstawiciele Rady Europy. Prezydent nigdy nie odpowiedział na temat istnienia wpływów” – wyjaśnił Grégor Puppinck.
Choć kilku sędziów odpowiedziało, to tylko jeden z nich zrobił to w oficjalnej formie, czego wielu się obawia.
Według własnego wyznania Puppincka, on sam bał się podczas pracy. Wielu sędziów nadal tam pracuje, a gdyby ich opinia została oficjalnie wyrażona, wybuchłaby wojna. Tylko jeden słoweński sędzia złożył oświadczenie i poparł raport w oficjalnej formie. Potem przyszły wystąpienia w mediach i reakcje różnych rządów.
Oczywiście wszystko zależy od tego, czy np. dany rząd wyznaje tę samą ideologię co sędziowie. Bo jeśli tak, to lekceważąco i starali się zminimalizować znaczenie. Zasadniczo jestem zadowolony, bo było wiele reakcji niemal z całego świata, zwłaszcza z Europy – powiedział francuski prawnik.
Postęp osiągnięty dzięki sprawozdaniu.
„Nowy belgijski sędzia został wybrany zaledwie w zeszłym tygodniu. Do wyboru były trzy, z których jedna pracowała wcześniej w Fundacji Społeczeństwa Otwartego w Nowym Jorku. Ostatecznie nie został wybrany, ale godne uwagi jest to, że otrzymał ponad osiemdziesiąt głosów. Ale nie był jedynym, który nie został wybrany” – kontynuował Puppinck.
Od czasu publikacji raportu nie pojawił się żaden nowy sędzia, którego można by powiązać z organizacją pozarządową, a jeden taki sędzia zakończył swoją pracę. Teraz ważne jest, aby tak pozostało w przyszłości. Zdaniem mecenasa jest to również zwycięstwo pod względem niezawisłości sądu.
Zapytany, czy nadal się boi, odpowiedział, że teraz pracują nad innymi sprawami. Według niego ich znaczenie jest obecnie znane i rozpoznawane wszędzie. Ale wciąż toczy się przeciwko nim kampania medialna.
Na przykład Open Democracy Institute w Londynie otrzymuje 400 000 dolarów od Fundacji Społeczeństwa Otwartego na zbadanie Puppincka i jego współpracowników oraz na pisanie o nich artykułów za pośrednictwem międzynarodowej grupy dziennikarzy. W maju spodziewana jest kampania, która ich zaatakuje, o nazwie Tracking the backlash.
Jednym z przykładów ataków na nich jest to, że w dzień Wszystkich Świętych w zeszłym roku Fundacja Społeczeństwa Otwartego upubliczniła swoje śledztwo, które przeprowadziła przeciwko organizacji, o czym tego samego dnia poinformowało 50 gazet na całym świecie. Następnego dnia ukazał się w Times Magazine i Euronews.
Wszystko to sfinansowała Fundacja Społeczeństwa Otwartego. Innymi słowy, jesteśmy na celowniku, musimy zostać zniszczeni – podsumował Grégor Puppinck.
Źródło: Kossuth Rádió / hirado.hu
Ilustracja: 888.hu