W ostatnich dniach „świętowaliśmy” 15. rocznicę przemówienia Ószöd, a jesienią z zaciśniętymi pięściami wspominamy, że brutalność policji wobec pokojowych celebransów 23 października 2006 r. do dziś nie ma skutków prawnych. Innymi słowy: piętnaście lat po straszliwych wydarzeniach musimy pogodzić się z faktem, że premier Ferenc Gyurcsány, który tamtej nocy bezpośrednio kontrolował policję, nie został jeszcze za nic pociągnięty do odpowiedzialności.
I odwrotnie jest inny fakt: niejaki Ferenc Gyurcsány jest tym, który tu i teraz kontroluje zjednoczoną opozycję i jeśli wygra ona wiosenne wybory parlamentarne w 2022 roku, to Ferenc Gyurcsány wróci do władzy w tym kraju. I może będzie miał kolejną szansę wezwać policję za pobicie niewinnych ludzi.
Ciekawe, prawda?
Zdaniem wielu ekspertów, których wysoko cenię, nie ma wystarczających dowodów przeciwko Gyurcsány'emu, że miał on cokolwiek wspólnego z brutalnością policji. Przypuszczalnie tak jest. Ale dla porządku weźmy po kolei kilka faktów, a potem wyciągnijmy wnioski.
Po pierwsze, mówiąc o wydarzeniach, chciałbym zacytować artykuł z października 2012 roku w Magyar Nemzet: „Brutalność policji, która osiągnęła szczyt w pięćdziesiątą rocznicę rewolucji, zaczęła się od wycieku przemówienia z Ószöd. Protestujący, którzy od 18 września domagali się odejścia Ferenca Gyurcsány'ego, po oblężeniu telewizji stanęli w obliczu rozpalonej, mściwej policji. Jeszcze przed 23 października pojawiały się doniesienia o oficjalnych ekscesach, ale to, co wydarzyło się w święto narodowe, przerosło wszystko wcześniej.
W ciągu dnia doszło do kilku niewielkich starć między policją a demonstrantami, których usunięto tego dnia o świcie z Placu Kossutha (jak później sąd orzekł: nielegalnie). Starcia przybrały ostry obrót o 4:30 po południu, kiedy policja zaczęła rozpędzać około tysiąca demonstrantów gazem łzawiącym w pobliżu Parlamentu, na ulicy Alkotmány, gdy protestujący obalili kordon. Demonstranci zostali wypchnięci na Bajcsy-Zsilinszky út, a następnie większość tłumu stłoczyła się na Erzsébet tér, gdzie później uruchomiono wóz pancerny przywieziony tam jako eksponat.
Z tą grupą zmieszały się dziesiątki tysięcy osób wracających do domu ze zjazdu Fidesz-KDNP. A policja nie wybrała, wszyscy otrzymali gaz łzawiący, gumowe kule i szarżę konną z mieczami. W starciach, które trwały do drugiej nad ranem, rannych zostało 167 osób (w tym 17 policjantów i 5 cudzoziemców), z czego 134 trafiło do szpitala, a 33 do szpitala. Dwóch z nich zostało oślepionych w połowie oczu od gumowych kul, liczba obrażeń szyi, głowy i oczu wynosiła 80. W ciągu dnia wyprowadzono 153 osoby, z których 35 zatrzymano. Wobec 69 osób wszczęto postępowanie wyjaśniające.
Mimo to rząd i kierownictwo stolicy byli zadowoleni z pracy policji, a Gábor Demszky wręczył nagrodę dla Budapesztu ówczesnemu szefowi BRFK Péterowi Gergényiemu. W wyniku oburzenia utworzono Komitet Gönczöl i przeprowadzono kilka dochodzeń policyjnych, ale nie było żadnych konkretnych konsekwencji”.
To wszystko, co wydarzyło się w okresach Gyurcsány i Bajnai. Nie ma w tym oczywiście żadnych niespodzianek.
Po drugie: po zwycięstwie Fideszu w 2010 roku premier Viktor Orbán poprosił Istvána Balsai o zbadanie wydarzeń z jesieni 2006 roku i złożenie z nich raportu. Raport Komisji Balsai został przyjęty przez parlament w marcu 2012 roku, w którym stwierdzono, że kierownictwo policji nie działało z powodu błędu zawodowego, ale na podstawie najwyższych rozkazów politycznych jesienią 2006 roku. Według Komisji Balsai konieczne byłoby zbadanie odpowiedzialności prawnej i politycznej ówczesnego premiera Ferenca Gyurcsány'ego, a ponadto w związku z nim może powstać podejrzenie o akt terrorystyczny (!). Według raportu „to, co wydarzyło się w centrum Budapesztu 23 października 2006 r., nadawało się do zastraszenia ludności, ponieważ nie tylko osoby obecne w miejscach publicznych, ale także widzowie telewizyjni mogli mieć prawdziwe poczucie strachu”.
Według raportu, dowódcy policji - Gergényi, Bene itp. - "działali nie z niedbalstwa czy zwykłego błędu zawodowego, ale przewidując konsekwencje swojego postępowania i wiedząc, że ograniczają prawo do zgromadzeń pokojowo nastawionych obywateli". Nawiasem mówiąc, sprawozdanie Balsai było również omawiane przez parlamentarną komisję ds. konstytucji, praw człowieka i egzekwowania prawa, a parlament przyjął je w marcu 2012 r. 279 głosami za, przy 11 głosach przeciw i 3 wstrzymujących się. Jednak pomimo tego nie podjęto żadnych dalszych działań prawnych.
Po trzecie: Emerytowany przewodniczący Rady Sądu Najwyższego Miklós Völgyesi, który był asystentem i doradcą Komisji Balsai, złożył osobisty raport na podstawie śledztwa w październiku 2011 r. – przed upływem pięcioletniego okresu przedawnienia! – przeciwko Ferencowi Gyurcsány i kierownictwu policji polityczno-politycznej w związku z aktem terrorystycznym. I chwileczkę: od tego czasu prokuratura do dziś nie ustosunkowała się do zgłoszenia, nie przyjęła go oficjalnie, ale też nie odrzuciła – a to już dziesięć lat! Miklós Völgyesi udzielił wywiadu na ten temat w telewizji FIX w lutym tego roku.
Choć nie jestem prawnikiem, chciałbym zauważyć jedno: moim zdaniem prokuratura działała bezprawnie, nie reagując na skargę Miklósa Völgyesiego przez dziesięć lat, ani za, ani przeciw. W rezultacie, moim zdaniem, przedawnienie też się nie kończy, skoro zgłoszenie zostało sporządzone w ciągu pięciu lat – formalnie, prawnie.
Po czwarte: we wrześniu 2013 roku na podstawie aktu oskarżenia Prokuratury Centralnej rozpoczął się proces przeciwko komendantom policji, którzy kierowali brutalnością z 23 października 2006 roku, ale co szokujące, prokuratura udzieliła oskarżonym wstępnego zwolnienia, co oznacza, że zostali nie mogą iść do więzienia, a nawet jeśli otrzymają karę pozbawienia wolności w zawieszeniu – to może być ich najwyższy wyrok – to i tak nie będą mieli priusu, czyli pozostaną niekarani (!). W dodatku posądzono ich jedynie o niedopełnienie obowiązków przełożonych (!), a brutalna akcja wobec niewinnych celebransów nie miała nawet charakteru oskarżenia.
Nic innego nie przychodzi mi na myśl, oprócz klasycznego filmu Świadek: wyrok zapadł już przed procesem. Zastanawiam się, jak sobie to wyobrażał debreceński wydział Centralnej Śledczej Prokuratury Generalnej?
Po piąte: proces trwał cztery lata (!), Stołeczny Sąd Rejonowy wydał wyrok w lutym 2017 roku i był „niesamowicie” surowy: były kapitan budapeszteńskiej policji Péter Gergényi, który był głównym kontrolerem policji podczas brutalnej zdarzeń, został ukarany grzywną w wysokości 400 000 za zaniedbanie, ponieważ przełożony został skazany na grzywnę w wysokości HUF.
Jak zauważył wówczas Fidesz: niewinnie skazani protestujący zapłacili więcej jako karę niż Péter Gergényi.
A reszta milczy...
Proces prawny najwyraźniej się zakończył. Raport Miklósa Völgyesiego wciąż leży na biurku Prokuratury Generalnej, ale mój Boże, ile jest papierów na tylu stołach...
Po zakończeniu części prawnej pozwolę sobie na jedną uwagę: faktem jest, że Ferenc Gyurcsány sprawował tego dnia bezpośrednią kontrolę nad policją. Poinformował o tym ówczesny sekretarz stanu Ferenc Kondorosi, ale na prośbę przewodniczącego Izby László Kövéra sam Gyurcsány potwierdził, że 23 października na posiedzeniu Gabinetu Bezpieczeństwa Narodowego stale kontrolował ruchy policji. Krisztina Morvai opowiedziała również o tym, że Gyurcsány był tam tego złowrogiego dnia w centrum kontroli pałacu policji na Teve Street.
Ale nawet po tym można powiedzieć (pozwolę sobie ironizować na moje własne stwierdzenie): Gyurcsány rządził, ale nikt nie udowodnił, że wzywał policję do brutalnych działań.
Ale jeśli tego popołudnia i wieczoru bezpośrednio kontrolował policję, zauważył również, że w jakiś dziwny sposób, pomimo jego anielsko życzliwych instrukcji, policja zaczęła bić, bić, strzelać i deptać ludzi.
To dlaczego nie zatrzymał natychmiast policji przez Gergeny? Dlaczego nie? Innymi słowy: nie udało mu się powstrzymać brutalności policji i podejrzewanej o terroryzm agresji wobec pokojowo celebransów. I tutaj zakończę.
Dodam to na koniec: wiemy też, że ówczesna administracja Obamy „kazała” Węgrom zostawić w spokoju ich ukochaną Ferike Gyurcsány. Zostało to przekazane przez Gyula Budai. No dobrze, jak powiedział kiedyś Hofi w swoich opowiadaniach wojskowych: „Zamknij się!” zostało powiedziane, mamy wspólny mianownik.
Więc zapomnijmy o możliwości odpowiedzialności prawnej. Jednak moralna siła i moralny osąd społeczeństwa obywatelskiego są warte więcej niż cokolwiek innego, nawet więcej niż prawo. I nawet Joe Biden nie może tego powstrzymać. Zostawmy to na razie.
Autor jest politologiem, konsultantem naukowym Centrum Praw Podstawowych, kuratorem CÖF
Źródło: naród węgierski
Zdjęcie na pierwszej stronie: uścisk dłoni Gyurcsány'ego i Gergényi w marcu 2015 r. w Sądzie Metropolitalnym podczas procesu karnego funkcjonariuszy policji (Zdjęcie: MTI/Noémi Bruzák)