Wszyscy (?) wiemy na pewno, że marionetka o imieniu Karácsony została wypchnięta do przodu przez upadłego premiera, aby gdy sz@r dotrze do nieba, mógł przyjść „wybawiciel”, jego ukochana żona. Tylko jeśli uda im się wygrać przyszłoroczne wybory.
Do tego czasu marionetka o imieniu Karácsony może robić z Budapesztem, co chce, co oczywiście jest tylko w połowie jego, ponieważ nigdy nie zapominamy: prawie tyle samo z nas nie chciało go widzieć.
W rzeczywistości im więcej i większe głupoty popełnia, tym bardziej służy swemu panu i dowódcy. Nie zdziw się więc chaosem w ruchu drogowym, który dopiero w lipcu wzrośnie, ponieważ planowane są zamknięcia pasów na Blaha Lujza tér, przekształcenie dolnego nabrzeża w Peszcie, namalowane ścieżki rowerowe na bulwarze, znaki zakazu parkowania które od miesięcy powodowały chaos parkingowy w bocznych uliczkach.
Nie mówiąc już o śmieciach pokrywających Budapeszt, o tym, że przejścia podziemne i ich okolice wyglądają jak za czasów upadłego premiera, o wiecznie rosnącej trawie, która mimo braku kwiatów została wyznaczona jako pastwisko dla pszczół, nie powinniśmy się dziwić w ogóle. Wszystko to jest tylko częścią głównego planu i kto wie, czy wystarczająco zdenerwuje zwolenników koalicji pralni w Budapeszcie, czy też nie.
Ponadto, jak zauważa Magyar Hírlap, coraz więcej osób puszcza rękę Gergely'ego Karácsony'ego. Gy. Erzsébet Németh jest teraz przede wszystkim w XI. Anikó Paróczai, który jest w okręgu wyborczym, skąpany w rozliczaniu się z afer narkotykowych i korupcyjnych w Kispest, też woli wejść do parlamentu, Gábor Nemes (DK), Gábor Hollai (Momentum) i Zoltán Vajda XVI. nawet starostowie powiatowi po półtora roku służby publicznej przerzuciliby się do polityki ogólnokrajowej (bo to się oczywiście dużo lepiej opłaca – przyp. red.).
Origo zapytał "człowieka z ulicy" o powyższe, a także o rosnące góry śmieci. tutaj: