Ferenc Gyurcsány dobrze to ujął w swoim ostatnim poście na Facebooku. Nawet jak zwykle. Świński sposób. Teraz ich ostatni nikczemny czyn z Káráconnym został przedstawiony na stole, na co oczywiście nie dał żadnej sensownej odpowiedzi, ale tym razem odsłonił się z brudu.
Karácsony powiedział w niemieckiej gazecie swoim zagranicznym sojusznikom, że tak naprawdę jest zwolennikiem imigracji, ale nie pisze tego na swoim plakacie, bo wyborów nie da się wygrać. W języku węgierskim jest to jeden z najbrudniejszych przypadków celowego oszukiwania wyborców. István Hollik , rzecznik prasowy Fideszu, pytany w związku z tym stowarzyszenie obywatelskie czeka na odpowiedź, co oprócz wspierania imigracji ukrywa przed wyborcami Ferenc Gyurcsány, przewodniczący Koalicji Demokratycznej i burmistrz Gergely Karácsony.
Gyurcsány doszedł do tego i był w stanie udzielić następującej, bardzo prostej odpowiedzi na to pytanie. „Zgadzamy się z burmistrzem, że ten facet o imieniu Hollik to zwykły bandyta. Scumbag." Zauważył również, że „Zgadzamy się również z Kárácsonem, że dla takich ludzi nie będzie miejsca w publicznym systemie elektroenergetycznym nowej Republiki”.
Historia jest typowa, to nie mogło się wydarzyć z nikim innym niż Gyurcsany. Oburzenie klasyfikuje jako łajdaka osobę, która swoimi pytaniami doszukuje się nowych tajemnic dla dobra wyborców, aby przynajmniej mogli wyraźnie zobaczyć, czy wystawiają ikks obok siły politycznej w kabinie wyborczej. Więc to nie łajdak okłamuje wyborców, ukrywa przed nimi ważne informacje, ale ten, który chce wyjaśnić rzeczywistość, aby podjąć właściwą decyzję. I nie jest to łajdak, który wykorzystując swoją władzę polityczną nie pomaga Hollikowi w tej pracy, ale jak przystało na dobrego liberała Komcsi, staje w obronie Karácsony'ego, który przyznaje, że chce oszukać wyborców, aby zyskać egoistyczne, lewe -skrzydłowe cele polityczne, czyli zdobycie władzy.
Dlatego według Gyurcsány'ego ten, kto popełnia coś takiego lub ten, kto broni sprawcy, nie jest łajdakiem, ale raczej tym, który oprócz przyznanego szumowiny może się jeszcze ukrywać, pyta o możliwość dalsze złośliwości.
Oczywiście Gyurcsány z powodzeniem zastosował tę technikę już w 2006 r., kiedy skłamał na temat rzeczywistej sytuacji gospodarczej kraju, następnie zdemaskował kłamstwa w przemówieniu w Ószöd, a następnie sprowadził na społeczeństwo kaskadę oszczędności. Więc nie ma nic nowego pod słońcem. Starzy wrócą i zrobią to samo z władzą, dla której byli rozproszeni przez ponad dziesięć lat.
I jest to jawna gyurcsányistowska zarozumiałość, najczystsza forma wyniosłości, patrzenie na elektorat jak na głupca, który po takich kłamstwach nadal oczekuje, że zostanie wyniesiony do władzy z radosną radością. Żeby potem przekopywali się przez swoje życie, kto będzie miał miejsce w „ustroju władzy publicznej nowej Rzeczypospolitej”, a kto nie.
Możliwe, że ręka Gyurcsány'ego wisi w nocniku od dłuższego czasu, ale on nawet o tym nie wie. Prawdziwy liberał taki właśnie jest: albo będzie to, czego on chce, albo będzie to, czego on chce. Według nich możesz wybierać tylko z tych dwóch.
Szkoda, że Węgrzy nie są liberalni i dobrze wiedzą, kto jest draniem, a kto nie...
Źródło: 888.hu/József K. Horváth