Kwestia zakupu nieruchomości na Słowacji przez tzw. cudzoziemców (czyli Węgrów) była poważnym wyzwaniem dla szefa słowackiej dyplomacji. Co powinno być rozumiane jako nic więcej niż najbardziej instynktowne uczucie, które zawsze wypełnia złodzieja, gdy skradziony apeluje o jego prawowitą własność...
Dylemat polega na tym, że w Unii Europejskiej, w krainie „czterech swobód”, każdy kupuje nieruchomości, gdzie chce. Żaden z podstawowych traktatów UE nie stanowi, że Ivan Korčok powinien być o tym wcześniej poinformowany. Jednak szeroko dyskutuje się, że Słowacja jest częścią „rdzenia Europy”. Cóż, jeśli tak jest, to Słowacja, jako rdzeń UE, raczej nie może sprzeciwić się temu, by osoby fizyczne i prawne z obywatelstwem UE kupowały lasy, pola i łąki zgodnie ze standardowymi przepisami UE.
Tak, ale po drugiej stronie są rzeczy trzewne, bez których nie ma Słowacji: dekrety, a szerzej wszystko, co symbolizują, na czym zbudowało się monstrualne państwo: ani jednej stopy ziemi dla Węgrów !
O tym jest ta historia. Wytępili nas, Węgrów, z naszej własności, a naszych przodków załadowali na wagony najgorszymi nazistowskimi metodami. Wbrew wszelkim obowiązującym umowom międzynarodowym przeprowadzono przesiedlenia mające na celu wymuszoną zmianę proporcji etnicznych (i są one przeprowadzane – w znacznie bardziej wyrafinowany sposób – do dziś). Dzisiejsi monstrualni potomkowie tego pokolenia Benesza staraliby się zapobiec przewrotowi: przejęciu ziemi przez Węgrów z wyrzutami sumienia złodzieja.
Nie będzie to jednak działać w rdzeniu UE.
Unia wprawdzie łatwo akceptuje zasadę winy zbiorowej, ale nigdy nie zaakceptuje ograniczania własności przez cudzoziemców, czym niezwykle interesują się obywatele i instytucje upadającego Zachodu.
Dlatego fakt, że urzędy katastralne co tydzień umieszczają na biurku Korčoka raport o liczbie zarejestrowanych praw własności zagranicznej, jest dobry tylko dla głupiego dziecka, aby miało się czym bawić: jeśli nie używają druku dwustronnego, wtedy możesz nawet rysować na drugiej stronie papieru….
Autor: Dániel Szűcs/Felvidék.ma