Co powiedziałyby węgierskie gospodarstwa domowe, gdyby koszty mediów nagle wzrosły, powiedzmy, trzykrotnie?

Ciekawe, co powiedzieliby emeryci, gdyby w tym roku, w tym przeklętym pandemicznym roku, nie dostali podwyżki, dodatku, premii do emerytury, powołując się na złe wskaźniki ekonomiczne z zeszłego roku, i nie było też obietnicy trzynastej miesięcznej emerytury? Nie sądzę, by tak łatwo przyjęli wytłumaczenie skądinąd akceptowalne, skoro pandemia zniszczyła gospodarki większości krajów, a UE wstrzymuje też wypłatę należnych nam pieniędzy z funduszu odbudowy.

Dla Niemców jednak wypłata ich części 25 mld euro z funduszu ruszyła już w sierpniu, bo Niemcy to państwo prawa, nie ma znaków zapytania, nie ma korupcji, nie ma co się bać, że pieniądze trafią w złe miejsce. Niemcy mają wielkie szczęście, że nie mają w Parlamencie Europejskim ani jednego przedstawiciela, który nieustannie narzekałby na ich kraj. Niemieccy emeryci na pewno nie dostaną żadnych pieniędzy na rekonwalescencję, bo w tym roku, powołując się na wskaźniki ekonomiczne, podwyżki emerytury, premii i trzynastej emerytury i tak nie ma.

Równość płci również nie jest gwarantowana, ponieważ emerytury kobiet są rzeczywiście niższe niż emerytury mężczyzn. Nie ma danych dla trzeciej płci z wieloma literami, są zbyt młodzi, aby się nimi opiekować. Nie wiem więc, jak opozycja miałaby trzymać emerytów przed rządem z powodu nieudanej podwyżki, ewentualnych zobowiązań podatkowych i składkowych?

Demonstracja w Berlinie/Źródło: Mfor/ilustracja

Demonstracja w Berlinie/Źródło: Mfor/ilustracja

Zastanawiam się, co powiedziałyby węgierskie gospodarstwa domowe, gdyby koszty mediów nagle skoczyły, powiedzmy, trzykrotnie? Ponieważ giełdowa cena gazu osiągnęła rekordowy poziom, ceny zakupu wzrosły pięciokrotnie w porównaniu z ubiegłym rokiem. Niemcy boją się, że jeśli w zbiornikach zabraknie gazu, to na pewno będą mogli go składować po wyższej cenie, a to doprowadzi do wzrostu cen konsumpcyjnych.

Do tej pory energia nie była tania, gaz i prąd kosztowały przeciętne niemieckie gospodarstwo domowe 2400 euro (ok. 850 000 HUF) rocznie. społecznie wrażliwa przedstawicielka Pani Barley, partnerka Kláry Dobrev poradziła, Nie słyszałem tak dobrej rady od żadnego urzędnika państwowego w tym kraju, po prostu tak mówią

ceny energii pozostają niezmienione od dziesięciu lat dzięki dotacjom komunalnym.

Pamiętam, że w 2000 roku moje węgierskie media były znacznie wyższe niż niemieckie, rachunek za energię w domu był wyższy, telefon był droższy, odsetki i opłaty bankowe były znacznie wyższe. Minęło tydzień, zanim przelane pieniądze dotarły na moje węgierskie konto bankowe. Kiedy o to zapytałem, sympatyczny, niewinny urzędnik poinformował mnie, że pieniądze są, widzi je, ale nie zostały jeszcze zaksięgowane.

Ciekawe, co by powiedzieli mieszkańcy Budapesztu, gdyby np. ruch liberalno-zielony, taki jak Momentum, a może osobiście zainicjowali referendum w sprawie wywłaszczenia prywatnych mieszkań w Budapeszcie, jak to miało miejsce w Berlinie kilka tygodni temu? Chcą tam znacjonalizować ponad 200 000 mieszkań, aby odebrać prawo własności dużym grupom mieszkaniowym.

Ciekawe co by powiedzieli Węgrzy chcący mieć jednorodzinne domy gdyby nagle jakaś partia nie poparła programu budowy domów jednorodzinnych, wręcz go zakazała, bo to za drogie, energochłonne, a i tak nikt nie zasługuje na tyle prywatnej przestrzeni życiowej .

Jest to również część programu niemieckich Zielonych, podobnie jak wywłaszczenie, i jeśli do władzy dojdzie czerwono-żółto-zielona „koalicja lampowa”, kto wie, ile z tego zostanie zrealizowane. (Doświadczyliśmy tego już, gdy kierownictwo partii określało potrzeby mieszkaniowe ludzi. Dla czteroosobowej rodziny przepisano i zbudowano dwa pokoje lub jeden pokój i dwa półpokoje.)

Zastanawiam się, co powiedzieliby obywatele Węgier, gdyby ponownie utracono z trudem wywalczone bezpieczeństwo własności prywatnej? Co powiedzieliby Węgrzy, gdyby obiecana przez opozycję odpowiedzialność została zrealizowana, gdyby zagrożony był porządek konstytucyjny i gwarancje praworządności? Gdyby referendum mas kierowanych, tzw. demokracja bezpośrednia, zniosłoby ustawę zasadniczą?

Co powiedzieliby Węgrzy, gdyby strategiczne sektory znowu wpadły w obce ręce, gdyby 7,6-proc. wzrost gospodarczy, który był w czołówce Europy, jak niedawno prognozował MFW, nagle zaczął spadać wraz z pozorowanym przejęciem władzy? Nie wiem, co powiedzieliby mieszkańcy Budapesztu, gdyby w ich mieście wybuchały zamieszki uliczne przypominające te z października 2006 r., gdyby bezpieczeństwo publiczne było tam na dole, jak to ma miejsce w dużych miastach europejskich?

Źródło: ma7.sk/illustration

Źródło: ma7.sk/illustration

I nie wiem, co powiedziałaby węgierska opozycja, cała tęczowa koalicja, gdyby powołując się na art. 59 Ustawy Zasadniczej, Urząd Ochrony Konstytucji (innymi słowy służby specjalne) uznał je za ekstremistyczne i antynarodowe, jak Niemcy z AfD? Gdyby obserwowali swoich polityków na wzór niemiecki, gdyby młodzi działacze partii rządzącej przewrócili ich budki przedwyborcze, czy uniemożliwiliby cały prawyborczy pchli cyrk?

Znam na to odpowiedź: pobiegliby do Brukseli po pomoc, bo uważają, że na Węgrzech panuje dyktatura, a demokratyczny porządek prawny i godność ludzka są zagrożone.

Źródło i pełny artykuł: MH/Rab Irén

Wyróżniony obraz: Węgrzy w Niemczech/ilustracja