Zieloni globaliści twierdzą, że młodzi ludzie nie powinni mieć dzieci, aby uratować planetę. I wszystko to mówi się właśnie tutaj, w Europie ze spadkiem liczby ludności, a nie w przeludnionej Afryce czy na Bliskim Wschodzie, powiedział demograf János I. Tóth, wykładowca na Uniwersytecie w Segedynie, zapytany przez vasarnapa o problemy ludnościowe w Europie .hu.
- Ostatnim razem rozmawialiśmy o tym, że Europa Zachodnia już zdecydowała: chce zrekompensować swoje problemy demograficzne migracją. W jakim świecie stoją te kraje?
– To rozwiązanie jest skuteczne na krótką metę iw ujęciu ilościowym, bo liczba personelu we Francji, Anglii czy Niemczech nie maleje. Innym pytaniem jest, jak długoterminowa i kulturowo tolerowana będzie ta praktyka dla rdzennej ludności. Powodzenie migracji zastępczych ludności zależy nie tylko od wskaźników ilościowych, ale także od podłoża kulturowego.
Nowy Świat, który wytępił i zepchnął rdzennych Indian na peryferie, narodził się pierwotnie jako społeczeństwo imigranckie.
Przez długi czas doskonale funkcjonował amerykański tygiel, w którym dużą rolę odgrywała wysoka dzietność Amerykanów i ścisła kontrola imigracji. W przypadku ich braku asymilacja staje się coraz bardziej problematyczna – patrz native speakerzy języka hiszpańskiego – a ludziom różnych ras coraz trudniej jest żyć razem.
„Jak to wygląda w Europie?”
- Szanse powodzenia migracji zastępczej ludności są jeszcze mniejsze . Poza problemami bezpieczeństwa i trudnościami ekonomicznymi warto zwrócić uwagę na utratę tożsamości europejskiej i gwałtowną zmianę proporcji etnicznych. Proces ten przyspiesza również segregacja ze względu na wiek i miejsce zamieszkania. Z jednej strony rodzima ludność Europy Zachodniej starzeje się, podczas gdy młodzi ludzie pochodzą głównie z obcych grup etnicznych. Z drugiej strony imigranci koncentrują się w dużych miastach, podczas gdy ludność tubylcza jest skoncentrowana w mniejszych osadach.
W przypadku braku asymilacji nieunikniona jest wymiana ludności, której towarzyszyć będą ogromne przemiany kulturowe, językowe i etniczne.
- A ludność Europy Wschodniej wyczerpie się w tym czasie?
– Obecnie obserwujemy ten proces. Na szczęście węgierski rząd walczy, aby temu zapobiec. Polityka prorodzinna jest obecnie obecna w krajach Grupy Wyszehradzkiej i ogólnie w regionie Europy Wschodniej. Kraje te wciąż mają możliwość samodzielnego rozmnażania się. Tak więc w tym regionie jednocześnie obserwuje się niż demograficzny i zachęcającą do urodzeń politykę rodzinną. Jednak wysiłki pronatalistów w Europie Wschodniej ogranicza nie tylko brak pieniędzy, ale także antynatalizm Zachodu. Co więcej, Zachód jest wręcz wrogo nastawiony do pronatalistycznych aspiracji Wschodu.
Dlatego Europa Wschodnia nie może bronić swojego punktu widzenia w kwestiach demograficznych, ani w nauce, ani w mediach, ani w polityce.
Zachodni mainstream tłumi wszystkie inne głosy. Kontrola ideologiczna jest tak silna, że niektórych opcji na Zachodzie nie można już nawet rozważać: pronatalizm, macierzyństwo na pełen etat, posiadanie dzieci jako kwestia moralna. W końcu jeśli coś decyduje o naszej przyszłości, to jest to demografia.
„Jaki może być powód, dla którego nie możesz o tym usłyszeć?”
– Przede wszystkim zima demograficzna – czyli starzenie się i spadek liczby ludności – to typowy „nosorożec szary”, czyli niewidzialny kryzys. Jest to powolny i podstępny proces, w którym nie ma spektakularnych elementów. Nienarodziny, w przeciwieństwie do narodzin, są niezauważalne. Jeśli rodzi się dziecko, populacja wzrasta o jeden, jeśli nie rodzi się żadne dziecko, populacja najwyraźniej się nie zmienia. Spadek liczby ludności realizuje się dopiero pięćdziesiąt lat później, kiedy dana osoba umiera. Jest to problem, którego nie dostrzega ani jednostka, ani społeczeństwo. Dlatego też trudno jest walczyć ze spadkiem liczby ludności środkami politycznymi, ponieważ społeczeństwo nie postrzega tego problemu jako kryzysu.
Ponieważ społeczeństwo nie ma świadomości kryzysu związanego z demograficzną zimą, temat ten nie pojawia się w dyskursie publicznym, polityce czy nawet kampaniach wyborczych.
Oczywiście populacja nie jest prostym tematem, ale naród musi poznać alternatywy demograficzne i zagrożenia, takie jak: o wiele więcej własnych dzieci lub o wiele więcej imigrantów lub straszna depopulacja.
– Wspomniałeś, że posiadanie dzieci i założenie rodziny zwolniło się już w wielu krajach europejskich, jaki jest tego powód?
- Dominująca ideologia zachodniego społeczeństwa również utrudnia uczciwe zmierzenie się z sytuacją demograficzną. Modernizacja umieściła kwestię zimy demograficznej na liście zakazanych. A powodem wszystkiego jest nic innego jak fakt, że zima demograficzna nie jest spowodowana jakąś szczególną przyczyną, którą łatwo byłoby naprawić, ale samą modernizacją.
- Dlaczego?
- Wraz z modernizacją pojawiły się warunki, zwyczaje i ideologie, takie jak rewolucja seksualna, indywidualizacja, transformacja ról kobiecych itp., które coraz bardziej utrudniają posiadanie dzieci. Wiele dzieci urodziło się w tradycjonalizmie, ale niewiele w modernizmie. Tradycyjny świat i wartości są reprezentowane i symbolizowane przez wiele dzieci, podczas gdy współczesny świat jest reprezentowany przez coraz mniej dzieci.
Dlatego modernizacja postrzega ogólny spadek dzietności jako zwycięstwo, jakby posiadanie coraz mniejszej liczby dzieci było cnotą.
W dzisiejszych czasach, nawet w naszym kraju, coraz bardziej popularne staje się przekonanie, że zamierzona bezdzietność jest czymś dobrym. Z ekonomicznego punktu widzenia, na krótką metę i na poziomie indywidualnym, może to być nawet prawdą, ale na dłuższą metę i na poziomie społecznym taka praktyka przynosi odwrotny skutek. Ze względu na powolność i bezsilność procesów demograficznych, szkody nie pojawiają się od razu, ale dopiero po kilkudziesięciu latach, ale wtedy uderzają z wielokrotnie większą siłą. Pogarszające się wskaźniki demograficzne są oznaką niewidzialnej wojny, która zbiera swoje żniwo po kilkudziesięciu latach. Niestety, jesteśmy już w tej epoce, ponieważ od czterech dekad liczba Węgrów w naszym kraju maleje.
Oznacza to, że musimy płacić odsetki składane za błędy demograficzne poprzednich pokoleń.
- Wiele osób już kojarzy kwestię posiadania dzieci ze względami ochrony środowiska.
– Tak, ta narracja jest coraz bardziej obserwowalna. Zieloni globaliści wyraźnie nalegają, aby młodzi ludzie nie mieli dzieci, aby ocalić planetę. A wszystko to mówi się właśnie tutaj, w Europie ze spadającą populacją, a nie w przeludnionej Afryce czy na Bliskim Wschodzie.
Ochrona środowiska to bardzo ważna kwestia, ale każdy naród ma prawo do przetrwania, czyli do stabilnej populacji. Rozwiązaniem problemów środowiskowych nie jest wyginięcie ludów europejskich.
Nie kwestionuję, że wzrost liczby ludności może być problematyczny pod względem ekologicznym, ale rozwiązaniem tego problemu jest przeprowadzenie kampanii antynatalistycznej w regionach o wzroście demograficznym, czyli w Afryce i świecie arabskim. To niezrozumiałe dla zdrowego rozsądku, że programy te ustały w regionach o wysokiej płodności, ale w Unii Europejskiej o niskiej płodności antynatalistyczna propaganda nawiązująca do kryzysu klimatycznego szaleje z pełną siłą. Jednocześnie politycy mówią Europejczykom, że masowa imigracja jest konieczna ze względu na brak siły roboczej.
Niewiele mówi się o tym, że destrukcyjne dla środowiska metody produkcji i nawyki konsumpcyjne odgrywają znaczącą rolę w kryzysie środowiskowym. Dotyczy to zwłaszcza krajów rozwiniętych. W tym regionie nie należy przyspieszać spadku liczby ludności, ale uczynić procesy produkcyjne i zwyczaje konsumpcyjne bardziej ekologicznymi: zrównoważony rozwój, gospodarka o obiegu zamkniętym, dekarbonizacja.
To jest ten, za pomocą którego można zmniejszyć obciążenie dla środowiska, wszystko inne to tylko ideologiczna manipulacja.
- Idea bezrodzinności pojawia się coraz częściej na kanałach różnych popularnych amerykańskich firm świadczących usługi medialne.
– Nieprzypadkowo, bo rodzina to jedno z najważniejszych pól walki ideologicznej naszych czasów. Istnieje również wyraźna różnica zdań w tej kwestii między globalistami i suwerenistami, liberałami i konserwatystami oraz między Europą Zachodnią i Wschodnią. Najważniejszym punktem podziału między obiema stronami jest to, że globaliści postrzegają tylko ludzkość jako rzeczywistość, podczas gdy ludy i narody są fikcjami kulturowymi, które należy zniszczyć.
– W każdym razie powstaje pytanie, jeśli naród jest tylko fikcją, to po co go niszczyć?
Z drugiej strony konserwatyści uważają, że ludy i narody są wytworami „Boga lub natury”, a więc są realne i reprezentują najlepszą formę ludzkiego współistnienia. Postępowcy po upadku komunizmu chcą ponownie narzucić ludzkości niebezpieczną utopię. Co więcej, zanikanie ludów i narodów jest procesem nieodwracalnym, dlatego te społeczności nie powinny być atakowane, ale chronione, a także gatunki i ekosystemy na skraju wyginięcia.
– Jak widzisz, dokąd zmierza świat pod względem demograficznym?
- Nie chcę fabrykować teorii spiskowych, ale to tak, jakby elita Unii Europejskiej - na równi z globalną elitą i spółkami kapitałowymi - zdecydowała się na outsourcing reprodukcji do biedniejszych części świata. Tak jak wcześniej znaczna część produkcji była zlecana na zewnątrz do Chin i Azji Wschodniej, tak teraz znaczna część europejskiej reprodukcji jest zlecana na zewnątrz do Afryki i na Bliski Wschód. Dla spółek kapitałowych jest to korzystne z kilku powodów.
Z jednej strony siłę roboczą można wyprodukować w Afryce znacznie taniej niż w Europie Zachodniej. Z drugiej strony, importując obce masy ludzi, narody europejskie, silne w swojej tożsamości, importują także inną kulturę, która z konieczności je dzieli i osłabia.
A to szybko prowadzi do światowej dominacji kapitalistycznych firm. Procesy te radykalnie zmienią nasz świat, a europejskie ludy, narody i kultury, które znamy, znikną na dobre w ciągu dwóch lub trzech dekad.
Gábor Tóth / vasarnap.hu
Obraz wyróżniony: Melissa Labellarte / Unsplash