Jest to rzecz bolesna dla pewnych środowisk, nie da się temu zaprzeczyć. O ile to wielki zaszczyt, że papież Franciszek przyjechał do nas po raz drugi w tak krótkim czasie – i to na trzy dni – podczas gdy lepiej czujący się obywatele kraju – nawet duża część niewierzących – są z tego dumni, to to ci, którzy we wszystkim, co dobre, znajdują zło.

Tutaj, na przykład, jest dobrze znany niezależny cel 444. Chociaż podali stosunkowo poprawne informacje o ograniczeniach ruchu w stolicy, nie zapomnieli o swoim „świętym” obowiązku wzniecenia nieco zamieszania przed wizytą chrześcijańskiego wodza pastor. Wszystko, co zrobili, to nadano poprawnej komunikacji „słodki” tytuł, określając ją jako „piekło drogowe”. Oczywiście nie ma w tym żadnego celu, prawda? Czy skarcili Ojca Świętego? Nie ma mowy, żeby skarcili! O piekle wspomniano tylko w związku z jego wizytą. Bo to bardzo mili chłopcy i dziewczęta.

Wizyta papieża Franciszka obaliła również zapewnienia HVG. Nawet tytuł ich podcastu to nonsens, bo wygląda tak: Czy papieska wizyta legitymizuje Viktora Orbána?

Ale dlaczego papież Franciszek miałby legitymizować węgierskiego premiera? O ile mi wiadomo, większość węgierskiego społeczeństwa legitymizowała go w demokratycznych wyborach dobry rok temu, kiedy po raz czwarty dała mu mandat dwóch trzecich głosów.

A może kolega z HVG z jakiegoś powodu o tym zapomniał?

Nieprzypadkowo cały podcast sugeruje (choć sam tego nie twierdzi), że Viktor Orbán w rzeczywistości wykorzystuje religię tylko jako przykrywkę, by oszukać wierzących. To znaczy, nawet gdyby to była prawda - co oczywiście wcale nie jest prawdą - nadal musielibyśmy powiedzieć, że ma się dobrze. W przeciwieństwie do witryny Ballibs prowadzonej przez HVG, ich wrogiem jest wiara – z wyjątkiem jednego przypadku, gdy ktoś w nie wierzy.

Szkoda byłoby dalej wymieniać przykłady szału tzw. produktów prasy opozycyjnej. Po co? Wiedzieliśmy już o nich, co reprezentują, jak przedstawiają idee „nieistniejącej siły tła”, która chce zniszczyć społeczeństwo. Ich wielkimi wrogami są chrześcijanie, żydzi lub inne religie, ponieważ wszyscy oni są budowniczymi społeczności. Jednak silne wspólnoty (zwłaszcza w połączeniu z wiarą) nie promują indywidualistycznego typu osoby. Jeśli wspólnota jest dla kogoś ważna, to trudno (lub wręcz niemożliwe) postawić ją obok takich antyludzkich idei, jak ideologia LGBTQ, pro-life aborcja czy nielegalna migracja, która niszczy społeczeństwo. Wujek Gyugyó Soros nie chce na to wydawać! Dolary pojawiają się tylko tam, gdzie akceptowana jest, a nawet promowana idea „społeczeństwa otwartego”, pochwała światowej Sodomy.

Ale wróćmy do Papieża. Z drugiej strony starają się, aby wyglądało na to, że węgierski premier (lub jego ludzie) zaaranżował wizytę Ojca Świętego, mądrze przemilczając fakt, że już w drodze powrotnej z Kongresu Eucharystycznego dał do zrozumienia, że wszystko, czego doświadczył na Węgrzech, miało na niego ogromny wpływ. Nie wspomnieli wtedy nawet, że muszą oszukiwać, bo rozpuścili wieść, że papież nie chce rozmawiać z członkami węgierskiego rządu. Następnie przemówił, co wywołało niemały ból w liberalnych kręgach bolszewickich. Fakt, że spędził z nami bardzo krótki czas, został wymieniony jako lekarstwo na ich ból, hurra, to wciąż wskazuje, że nie lubi Orbánów.

O czym więc świadczy 3-dniowy pobyt tutaj?

Słyszałem też „argument”, że papież nie chciał do nas przyjechać, ale że rząd go zaprosił.

Teraz wiele osób zaprasza mnie na różne imprezy, ale nie chodzę tam, gdzie nie chcę. Skąd wywnioskowali, że głowa Kościoła katolickiego nie może zlekceważyć zaproszenia?

Winogrona są kwaśne, moi przyjaciele, bardzo kwaśne. Wszystko, co się wydarzyło, to to, że papież Franciszek osądził Węgry i rząd węgierski na podstawie własnych doświadczeń, a nie kłamstw lewicowo-liberalnej prasy. Wiem, że jest to niewybaczalna zbrodnia, zwykle nie popełnia się jej w Brukseli, ale Watykan to na szczęście nie Bruksela.

Ciekaw jestem, jakie teksty z Dodony posłużą do analizy trzech dni w Budapeszcie papieża Franciszka. Ponieważ nie powinno być wątpliwości, we wszystkim co dobre znajdują zło, a jeśli nie ma, to je wyjaśnią. Nie możemy go nawet winić, bo za to im płacą.

My natomiast powinniśmy świętować i cieszyć się, że Ojciec Święty do nas przyszedł, bo chciał do nas przyjść. Tutaj, gdzie chrześcijanie nie są jeszcze prześladowani, a starożytne wartości chrześcijaństwa są chronione.

Deo gratias! (Dzięki Bogu!)

Autor: mł. György Tóth

(Obraz nagłówka: Wiadomości Watykańskie )