Powoli zaczyna się nudzić gadanina Márki-Züra. Redukcja użyteczności jest zła, nie potrzebujesz dodatkowej miesięcznej emerytury, wieśniacy są ignorantami, wszyscy są wprowadzani w błąd itp. Nie sposób nawet wymienić wszystkich absurdów, jakie lewicowy kandydat na premiera wyczarował w ciągu zaledwie miesiąca, co oczywiście zaczął tłumaczyć, nie powiedział tak, nie powiedział tak, on miał coś innego na myśli itp.
Pomimo otaczających go pań i panów, o których mówi się, że są specjalistami od komunikacji, trzeba przyznać: królestwa mózgowej ciemności nie da się wyeliminować z dnia na dzień. Ale nie o to chodzi, pewnie nie chcą, po prostu tak robią. Bo kto w rozmowie z zagraniczną prasą ocenia swoje szanse na zwycięstwo na 40 proc. – oczywiście ze względu na antydemokratyczny ustrój – czego można się po nim spodziewać. Nie chodzi już o Pétera Márki-Zaya, ale o to, kiedy Gyurcsány wyliczył swój upadek w odpowiednim momencie. Bo co do tego nie ma wątpliwości, skoro wiemy, że pomocą jest Klara.
Oczywiście Péter, który twierdzi, że jest świętym – pytanie, kiedy ostatni raz widział go w kościele – może odczuwać jakieś boskie natchnienie, bo coraz bardziej się irytuje, pluje, bo krytykuje się go nie tylko przez prasę prawicową, ale także przez przyjazną prasę lewicową. Ale to też część taktyki. Może nie byłoby złym posunięciem ze strony prawicowo-konserwatywnej prasy, gdyby Márki zarządził moratorium, czyli udawał, że nie ma go przez tydzień lub dwa. Być może wcześniej zdarzyłoby się, że Gyurcsány, urodzona jako Klára Dobrev, mogła tańczyć na scenie w swoich baletkach z angielskim numerem 7,5. Następnie lekkimi krokami i zaciśniętymi pięściami olśniłby publiczność zmianami, jakie tu nastąpią. Oj to nie stary rekord, unijna płaca minimalna, likwidacja list oczekujących na opiekę zdrowotną, tworzenie miejsc pracy, pomaga się ludziom z trudnym losem, podwyższa się emerytury, będą socjalne mieszkania na wynajem itp. Przestarzały zapis już się nie pojawi, ale tematem przewodnim będzie zjednoczona Europa, owinięta chili-vili, wrzucenie tam narodu, a wtedy wszystko zmieni się za jednym zamachem. Co? To już wiemy! Chodzi o to, że dochodzą do władzy, jeśli nie inaczej, to przez ciągłe zmienianie swoich zwodniczych obietnic, bo widać, że jedyną stałą rzeczą na tęczy, która pozostała, jest zmiana.
Wyróżniony obraz: Facebook/Péter Márki-Zay