Przez rok internauci mogą oglądać niedzielne wieczorne wiadomości niemieckiej telewizji publicznej o ukraińskim kryzysie uchodźczym. Miałem wyraźne poczucie déjà vu, jakbyśmy byli w 2015 roku. W Berlinie i innych dużych miastach przybysze z okresu wojny są witani z otwartymi ramionami. Nie ma już pluszowych misiów, za to rozdają ekologiczne torby, na których widnieje serduszko zanurzone w ukraińskich barwach. Bez względu na narodowość, worek trafia do każdego, Rosjanie będą dyskryminowani dopiero później. Teraz wszyscy pomagają, bo ludzie, gdziekolwiek na świecie mieszkają, lubią pomagać tym, którzy mają kłopoty. Politycy również wypowiadają się na temat niemieckiej solidarności, co dziwne, wszyscy są lewicowi.
W duchu równowagi ZDF wysłał swoją załogę na węgiersko-ukraińską granicę, niech Niemcy zobaczą różnicę między tymi dwoma rodzajami traktowania! Kamera przesuwa się po boisku, stoimy w pobliżu hali sportowej (siłowni?), która przywołuje nieuchronność lat sześćdziesiątych. Samochody zaparkowane na chybił trafił, fajni ludzie przyszłości, wszędzie widać bezmyślność. Przed wejściem kilkunastu policjantów „pilnuje” uchodźców, np. niemiecka ekipa telewizyjna nie ma wstępu do budynku. Czysto jak na obleganym przez migrantów południowym odcinku granicy, choć tam strefa tranzytowa została wbudowana w stację recepcyjną wyposażoną we wszystkie niezbędne udogodnienia. Działało, dopóki Europejski Trybunał Sprawiedliwości go nie zamknął.
Jeśli białe obrazy kolonialne nie są wystarczająco uderzające, tj. niewystarczająco sugerują, co ma do powiedzenia koncepcja, ekipa pomoże odnaleźć drogę obywatelom Niemiec, którzy niezachwianie wierzą w służbę publiczną. Reporterka Patricia Schäfer natychmiast odnajduje swoich ludzi, oburzoną starszą panią Ludmiłę i jej córkę, które narzekają na rejestrację. Mówią, że Węgrzy zabrali paszporty na granicy i dopóki ich nie odzyskają, nie mogą jechać dalej. Niepełnosprawnemu mężowi nie wolno wychodzić z siłowni, tak jak rodziny z małymi dziećmi nie mogą jej opuścić od wielu dni. Efekt potęguje wolontariusz niemiecko-ukraiński pomocnik, który przyjechał autobusem prosto z Magdeburga, by ratować uchodźców ze szponów Orbána. Jest wojna! - przekonuje, ludzie uciekają, zostawiając wszystko, a tutejsi Węgrzy proszą ich o paszporty! Co za brak wrażliwości!
Reporter podsumowuje to, co widział, jeśli sytuacja nie była jasna na podstawie relacji. Węgrzy prowadzą pozorną politykę uchodźczą, pokazując światu zewnętrznemu twarz przyjazną uchodźcom, ale w rzeczywistości blokując drogę tym, którzy przybywają ze stref wojennych, co jego zdaniem nie wydaje się być przyjaznym krokiem, mówiąc najmniej.
Właściwie moglibyśmy się cieszyć, że w jedenastym dniu wojny, kiedy sto siedemdziesiąt osiem tysięcy uchodźców przekroczyło granicę węgierską i dla których opieki cały kraj zebrał się z pieniędzmi, datkami i wszelkiego rodzaju pomocą , mamy dwie i pół minuty w wiadomościach ZDF. Bo do tej pory odcinek granicy węgiersko-ukraińskiej był jakoś poza zasięgiem wzroku niemieckich mediów.
Do tej pory niemieckie media unikały choćby słowa o napływających na Węgry uchodźcach. Na ładnym diagramie pokazali zachodnich sąsiadów Ukrainy, podając liczbę przyjętych osób, ale jakoś zawsze przeskakiwali rytm na węgierskim odcinku granicznym. Jakby nie istniał. Prasa huczała od tego, że Orbán po raz kolejny odmówił przyjęcia wspólnej roli, nie zezwala na transport broni przez swój kraj i uniemożliwia udzielenie pomocy Ukraińcom. W rzeczywistości pojawiły się doniesienia, że przyjazny Putinowi węgierski rząd, odrzucając europejską solidarność, głosował jak zwykle przeciwko wspólnym sankcjom. Taka też była tutaj narracja opozycyjna, nigdy nie mogę się zdecydować, co było pierwsze, kura czy jajko. Bez względu na oficjalne zaprzeczenie, bez względu na przebieg procesu, nic nie ma znaczenia. Viktor Orbán jest kozłem ofiarnym wszystkiego, jest taczką Unii Europejskiej. (Zjazd – a UE jeździ tam od dawna – wiązanie kół jest szczególnie przydatne, bo służy odwróceniu niebezpieczeństwa, powstrzymuje kołysany grawitacją i pędzący ku zagładzie wózek.) Mimo konsekwentnej, neutralnej postawy Węgier kwestię wojny i tylko pomocy humanitarnej, szkalują nas, gdzie tylko mogą.
Kiedy nie można dłużej zaprzeczać faktom, pojawia się druga narracja: jaki może być powód nagłej zmiany antyuchodźczej postawy Węgrów? Że Viktor Orbán wypowiada się w sposób niezwykle prounijny? Nie mają pojęcia o umowach międzynarodowych, których Węgry zawsze przestrzegały, nie wiedzą, że na Ukrainie jest rdzenna mniejszość węgierska, nie wiedzą, że Węgrzy zawsze przyjmowali do swojego kraju ludzi w poważnych tarapatach. Szukają ukrytego motywu, bo w swoim świecie, który nie zna historii, nie widzą różnicy między tymi, którzy faktycznie uciekają przed sąsiednią wojną – kobietami, dziećmi, starcami – a migrantami płci męskiej, którzy zalewają Europę przez żyjący. Na szczęście możemy to dostrzec na podstawie naszych tysiącletnich doświadczeń historycznych.
Ta narracja zapowiada układ kwot migracyjnych, długo wymuszony europejski system dystrybucji uchodźców. Przyjmowanie prawdziwych uchodźców jest już obrócone przeciwko krajom, które odrzuciły kwoty ze szwedzkim akcentem. Zdaniem mieszkańców Brukseli nie należy czynić rozróżnienia między uchodźcami a uchodźcami, czego domaga się europejska solidarność. Bez względu na to, skąd ktoś pochodzi i przed czym ucieka, musi zostać przyjęty i rozdzielony między państwa członkowskie. Niech populacje się mieszają, niech mieszają się kultury, na wypadek gdyby wielki pomysł zrodził kolejną wojnę. Wystarczy jednak rzetelnie przyjrzeć się konfliktom na nieuporządkowanej etnicznie Ukrainie czy przyczynom wojny w Słowianach Południowych, aby zrozumieć, jak niebezpieczny i bezmyślny jest to zamiar.
Potrzebujemy nowej polityki uchodźczej! mówi Bruksela, a to prawdopodobnie oznacza kolejną wersję odruchowej reakcji. Dwa kraje z pierwszej linii obecnego kryzysu uchodźczego, Polska i Węgry, nieustannie zasiadają na europejskiej ławie kar. Nie dostają pieniędzy na ochronę granic Schengen, nie dostają pieniędzy z funduszu odbudowy, aw odniesieniu do praworządności oczekuje się, że zostaną im odebrane pieniądze z polityki spójności. Złożono już obietnicę, że UE przejmie część obecnych obciążeń. Ale może głosowanie nad kwotą migrantów będzie warunkiem odciążenia?! Czy nowa polityka uchodźcza wymusiłaby zgodę krajów, które do tej pory konsekwentnie odrzucały kwoty?
Źródło: Magyar Hírlap
Autor: historyk Irén Rab
Zdjęcie: Róbert Hegedűs