Po trudach kampanii izolacja po upadku dała się we znaki Péterowi Márki-Zayowi, jego komunikacja stała się jeszcze bardziej surrealistyczna niż wcześniej, wczoraj napisał o potrzebie ochrony dzieci: „Nie pozwólcie Orbánowi wysłać ich do Ukraina jako kamizelki kuloodporne”. - można przeczytać w Magyar Hírlap.
Opublikowano zarządzenie, zgodnie z którym za przyjęcie na studia będą przyznawane dodatkowe punkty, jeśli ktoś pełni dobrowolną służbę rezerwową przed uczelnią. Jak zwykle przesłanie Márki-Zay jest wewnętrznie sprzeczne i bezsensowne, ponieważ to politycy lewicowego sojuszu – na czele z liderem listy – zaapelowali o pomoc zbrojną i wojskową dla Ukrainy, nazywając jej brakiem hańbą , z drugiej strony omawiany dekret nie jest środkiem doraźnym, ale system rezerw może w dłuższej perspektywie przyczynić się do ekspansji.
Po trzech dniach wahania burmistrz również postanowił nie zasiadać w parlamencie. Opublikował zagmatwany post pełen faktycznych kłamstw na ten temat: „Chronię dzieci Vásárhely!” z tytułem, argumentując również, że młodzież miasta - w tym „czterech synów zarządcy miasta, którzy nawet nie są żołnierzami” - zostałaby wzięta jako „łapacze kul”, gdyby nie stawiał oporu. Stwierdził też, że nie uważa wyniku wyborów za zgodny z prawem, ze względu na „niedoinformowanych” wyborców. „Maszyna propagandowa Fideszu może udowodnić, że prawicowy wiejski burmistrz chrześcijański z siedmiorgiem dzieci jest człowiekiem Gyurcsány'ego, że nienawidzi on wiejskich ludzi” – napisał lider listy Gyurcsány, który wcześniej nazwał wieśniaków „ignorantami” i kilka razy "głupi".
Nawiasem mówiąc, wizja mieszkańców wsi obywatela Kanady, Pétera Márki-Zaya, przypomina dokładnie historie opozycyjnych rachmistrzów. Pogarda, wstręt, a nawet nienawiść biją z kont udostępnionych przez lewicowo-liberalnych działaczy na Facebooku. Choć większość z nich jest zmuszona stwierdzić – z rozczarowaniem – że nie doszło do poważnych nieprawidłowości, a pozostali członkowie komisji skrutacyjnych byli dla nich uprzejmi i życzliwi, piszą o wyborcach w sposób, który przyprawia ich o mdłości. Według obrazu sporządzonego przez działaczy z Belpes, którzy wyjechali na jeden dzień na wieś, ludzie spoza stolicy – zwłaszcza ci z Fideszu – są na ogół śmierdzący, źle ubrani, otyli, bezzębni, alkoholicy, cierpią na problemy psychiczne, ale przede wszystkim wszyscy mają wyprane mózgi i nie mają pojęcia na co głosują.
Innego zdania jest matematyk László Mérő, jeden z głosów opozycyjnej inteligencji, który był licznikiem głosów w Sárazsadány. „Cóż, biorąc pod uwagę długi i męczący dzień spędzony tam, śmiem twierdzić, że nie byłoby to oszustwo, nawet gdybyśmy tam nie byli”. Według niego „obalono bajkę, którą wyprano nam mózgi Pesztów, że ciemność, ignorancja, pranie mózgów i oszustwo żyją na wsi. Fidesz naprawdę odnosił sukcesy na wsi, ale nie dzięki temu, ale dlatego, że był dużo lepszy od opozycji”.
Cały artykuł KCS tutaj .
Zdjęcie: MH/Péter Török