System paranoiczny patrzył wszędzie, wszędzie, w każdym widział wrogów i chciał uwolnić od nich węgierską demokrację ludową.
Od 21 maja 1951 r. do połowy lipca z Budapesztu wysiedlono 5182 rodzin, w sumie 13 670 osób, od niemowląt po starców. Władza dała im dwadzieścia cztery godziny na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy, zlikwidowanie dotychczasowego życia, pożegnanie z przyjaciółmi i odwołanie się od decyzji o wydaleniu. Ten ostatni w pierwszej kolejności nie miał szans, odmowa mogła już trafić do wyznaczonego miejsca zamieszkania przymusowego. Rano przyszło zamówienie, a następnego ranka ciężarówka, na którą mogli załadować dopuszczalną ilość motocykli, po czym czekali do wieczora na stacji towarowej na załadowanie do wagonów przed wyjazdem. Powiedziano im, że długo na Węgrzech nie zostaną, że zostaną wywiezieni dalej na Syberię, do Gułagu.
Niektórzy z nich odwiedzali już sowieckie obozy pracy, jako jeńcy wojenni lub cywile ciągnięci do robotów Malenyky. Mieli doświadczenie, ale wciąż nie wyobrażali sobie, co może ich czekać. Byli obcymi klasowo we własnym kraju. Wrogowie, wrogowie pracującego narodu węgierskiego. Chociaż nie rozumieli, dlaczego zostali napiętnowani tym znaczkiem, skoro zawsze służyli swojemu krajowi. Jako oficer wojskowy, urzędnik służby cywilnej, a nawet jako przedstawiciel, nawet w wielopartyjnym parlamencie. Byli wśród nich byli ministrowie, sekretarze stanu, sędziowie i prokuratorzy, urzędnicy, byli właściciele ziemscy oraz potomkowie historycznych rodów o długiej historii. Bethlen, Csáky, Esterházy, Széchenyi, Zichy, ludzie, których przodkowie, a nawet oni sami, zrobili tak wiele dla Węgier.
Według raportu końcowego aparat przesiedleńczy działał dobrze iz entuzjazmem, wykonując swoje zadanie w ciągu dwóch miesięcy zamiast czterech, jak w socjalistycznym konkursie pracy. Partia honorowała dobrze wykonaną pracę, wręczała pochwały i nagrody pieniężne oraz przymykała oczy na rzeczy, które zniknęły z zapieczętowanych mieszkań. Towarzysze zarezerwowali dla siebie luksusowe apartamenty. Oczywiście nieoficjalnie, bo według oficjalnej wersji skonfiskowane mienie oddano ludowi pracującemu. Z drugiej strony wysiedleńcy nigdy nie widzieli swoich domów, ruchomości i kosztowności, które pozostawili z konieczności.
System paranoiczny patrzył wszędzie, wszędzie, w każdym widział wrogów i chciał uwolnić od nich węgierską demokrację ludową. Każdy, kto nie był z nimi, myślał inaczej o świecie lub nie podpisał się pod poparciem polityki rządu, był uważany za wroga. Za wroga uważano osobę wykształconą, zamożną i odnoszącą sukcesy. Najpierw zostali odtajnieni, czyli pozbawieni majątku, a następnie wszystkich historycznych tytułów, stopni i urzędów. Ci, którzy stawiali opór, byli więzieni, torturowani i internowani.
System wymienił twoich wrogów. Były listy B, za pomocą których usuwano ze sfery publicznej osoby uznane za niewiarygodne politycznie. Dziewięćdziesiąt trzy tysiące urzędników znalazło się na liście B, czyli na ulicach. Miejsca osób posiadających wiedzę prawniczą i ekonomiczną zapełniały osoby niewykształcone.
Przydatność oznaczała lojalność wobec partii i demokracji ludowej. Dyplomowani profesjonaliści mogliby uważać się za szczęściarzy, gdyby zostali zatrudnieni jako pomocnik, pracownik magazynu lub pracownik pralni. Państwo pracujące odebrało emerytury starszym i oni też musieli iść do pracy. Konstytucja Węgierskiej Republiki Ludowej z 1949 r. (Do której wielu nadal będzie się stosować), starając się wprowadzić w życie zasadę socjalizmu, ceniła każdego według jego zdolności i pracy.
Były listy kułackie. „Każde komunistyczne dziecko wie, że kułacy są kategorią polityczną” – pisał ikoniczna postać tamtej epoki, towarzysz Rakosi. Na listę kułaków dodano wiejskich „wyzyskiwaczy”, czyli dobrze wychowanych, a raczej pracowitych chłopów. Do listy kułaków dodano około stu tysięcy gospodarstw chłopskich. Zabrano im ziemię, anulowano pożyczki, usunięto z zarządów tradycyjnych spółdzielni rolniczych, nałożono na nich podatek ryczałtowy i obowiązek płacenia podatków. Rozpoczęła się likwidacja kułactwa, popularnie zwana okresem sprzątania strychów. Wiele osób się poddało, ale wiele rodzin kułackich zostało wysiedlonych. Wieś także musiała być trzymana w strachu.
Niewiarygodne elementy uznane za wciąż niebezpieczne dla systemu zostały ostatecznie deportowane. Ośmielamy się powiedzieć, że pod względem środków i celów umieszczenie w przymusowych mieszkaniach było podobne do deportacji Żydów! Mienie zostało odebrane, bez wyroku sądu, pozbawieni praw i zastraszeni ludzie zostali wywiezieni siłą. Policjanci i funkcjonariusze ÁVH biorący udział w deportacji nie różnili się od kadetów. Warstwa społeczna napiętnowana jako faszystowska, hortyistyczna, wyzyskiwacza, klasa rządząca była skazana na powolną zagładę, ostatecznym celem była ich fizyczna zagłada.
Czytam wspomnienia byłych przesiedleńców. Widzę trzylatkę, która o drugiej nad ranem nie rozumie, co się dzieje, tuli swoje dziecko i szlocha, że nigdzie się nie wybiera. Niegrzeczny mężczyzna powala ją na ziemię, tak że tylko piszczy. Widzę codziennie płaczącą ośmioletnią dziewczynkę idącą dwadzieścia kilometrów z farmy do wiejskiej szkoły, w śniegu i błocie, po ciemku, ze strachem w sercu. Nikt nie mógł mu towarzyszyć, ponieważ rodzicom nie wolno było opuszczać granic gospodarstwa, a i tak musieli pracować za skromny dzienny dochód.
Widzę nastolatka, który wyczytuje gwiazdy Egri do łachmanów, bo to była książka, którą mógł zabrać ze sobą. Widzę nastolatków wykonujących ciężką pracę fizyczną, którzy nieważne jak bardzo by chcieli, nie mogli dalej się uczyć, ponieważ przy ich nazwisku widniało piętno „X” (obcy klasowy). Jakie urazy psychiczne mogło to w nich pozostawić? Jak małe dziecko wysiedlone z rodzicami może być uważane za wroga klasowego?
Jak hrabina Margit Bethlen, żona byłego premiera Istvána Bethlena, zawleczona do Związku Sowieckiego, przeżyła wysiedlenie.W wieku sześćdziesięciu dziewięciu lat została przydzielona do kułackiej izby ziemnej o powierzchni dziesięciu metrów kwadratowych mieszkania. Dlaczego uważano go za niebezpiecznego, wroga ludu?
Jak żyło się internowanym wraz z rodzinami w baraku w Hortobágy, w mieszkaniach przerobionych z chlewni i owczarni, za drutami kolczastymi? Praca za grosze od świtu do zmierzchu, bo innego źródła utrzymania nie było, a wysiedleńcom za tę samą pracę płacono mniej. Jak można było znosić codzienne upokorzenia, terror psychiczny i fizyczny? Czym było uczucie bezsilności i bezbronności uwięzione w pięści? Co może utrzymać ducha w tych ludziach? Być może jest to świadomość ich niewinności, silna wiara w Boga, pozostała godność i niezbywalna wiedza.
A jak czuli się ci, którzy pomagali w tych bezprawnych rozkazach i poleceniach partii? Jak się wtedy czułeś i jak to później tłumaczyłeś? Jak mogli poradzić sobie ze swoim sumieniem?
Dekret o amnestii, który nastąpił po śmierci Stalina, przyniósł ulgę i uwolnienie. Nie oznaczało to jednak, że wysiedleńcy mogli wrócić do swoich domów. We wszystkich przypadkach odrzucono wnioski o zwrot i wnioski o odszkodowanie. Nie mogli nawet postawić stopy w Budapeszcie, ani w większych miastach, ani w pasie granicznym. Nie mieli własnego mieszkania, odebrano im majątek materialny i mogli ubiegać się jedynie o pracę fizyczną. Znak X nadal widniał przy imionach ich dzieci i tylko wytrwali mogli uzyskać maturę lub dyplom w klasie wieczorowej. Wiele odrzuceń oznaczało ten sam poziom upokorzenia, co nędza wysiedlenia.
W momencie zarządzenia amnestii partia ponownie wpisała kosmitów klasowych. W 1953 r. było ich 94 827. Funkcjonariusze bezpieczeństwa państwa zarejestrowali znacznie więcej wrogów niż to, około dwóch milionów ludzi. Przydzielono im czterdzieści tysięcy agentów. Lista osób antyreżimowych była wykorzystywana przez służby specjalne do czasu zmiany ustroju.
W dzisiejszych czasach mało się mówi o tych czasach, w umysłach ludzi jest dużo chaosu. Próba przekształcenia społeczeństwa na wzór sowiecki, czyli przełożenia ideologii komunistycznej na praktykę, utknęła w martwym punkcie, ale ideowe pranie mózgów powiodło się. Czy warto byłoby przeprowadzić ankietę w podziale na pokolenia, aby zobaczyć, co ludzie wiedzą o tym świecie, w którym, przynajmniej według gazety, klasa robotnicza budowała socjalizm ramię w ramię ze swoim sprzymierzonym chłopstwem? Co oni wiedzą o tym, jak moskiewska elita partyjna wykorzystywała niewykształconych, zwykłych ludzi do budowania swojej dyktatury?
Co oni wiedzą o tym, że partia w trosce o swoją władzę bezlitośnie usuwała z drogi wszystkich, których uważała za wrogów systemu komunistycznego do wprowadzenia w życie.
Z przesiedleńcami podpisano umowę o zachowaniu poufności. Ktokolwiek ją naruszył, plotkował, naruszał tajemnicę państwową, a to pociągało za sobą surową karę. Tak więc zaangażowani nie mówili, a po czterdziestu latach było niewielu, którzy mogli mówić. Dokumenty można przeszukiwać od 1995 roku, ale naprawdę obciążające dokumenty zniknęły z archiwów. Większość społeczeństwa nie pamięta lub nie chce pamiętać okrucieństw lat 50., linczów z powodu zaangażowania. Potomkowie odpowiedzialnej elity partii komunistycznej żyją wśród nas beztrosko, podobnie jak potomkowie tych, którzy służyli temu skorumpowanemu, bezprawnemu systemowi.
Zemsta jest nieobecna u tych, którzy niewinnie przeszli przez piekielne otchłanie. W jakiś sposób wszyscy pogodzili się ze swoim losem. Musieli żyć, pracować, uczyć się i pokazywać, że nawet w takich warunkach mają siłę. Pogodzili się ze swoim losem, ale nie wybaczyli. Bo tego, co im zrobili, nie można wybaczyć.
Źródło: Magyar Hírlap
Zdjęcie: Róbert Hegedűs