Większość Parlamentu Europejskiego przyjęła rezolucję o bardzo przebiegłym tytule: „Globalne zagrożenia prawa do aborcji: możliwa rewizja prawa do aborcji przez Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych”, rozpoczyna swój artykuł Francesca Rivafinoli w niedzielnym portalu.
Tytuł jest podstępny, ponieważ „prawo do aborcji” nie istnieje (na razie) i nie jest zapisane w żadnym międzynarodowym traktacie – pomysł może być taki, że jeśli w tytule zawarta jest pewna liczba rezolucji, najlepiej dwa razy natychmiast, a następnie odwoływać się do danych dokumentów w kółku, to słuchacz będzie w danym momencie przekonany, że to prawo faktycznie jest przyznane (jednak, jeśli jest nadane, to nie może być logicznie powiązane z terminem).
Oczywiście przyzwyczailiśmy się już do metody Kláry Dobrev: w ostatnich latach tyle razy pisała, że „właśnie walczyłem o „europejską płacę minimalną” dla ciebie kosztem heroicznych zmagań”, że jest teraz całkowicie jasne dla jej fanów, że Lácacséké zarobi tyle samo, co w Luksemburgu, tylko Zorbán zaciekle to zawetuje.
Tak narodziła się rezolucja , z której możemy dowiedzieć się m.in.: „ograniczenie lub zakazanie prawa do aborcji w Stanach Zjednoczonych miałoby nieproporcjonalny wpływ (...) na osoby LGBTIQ”. Sprawdziłem, czy nie ma przypisu, ale niestety go nie ma, chociaż trochę wyjaśnień by tu nie zaszkodziło.
W środku obecnego kryzysu Parlament Unii Europejskiej prowadzi dwugodzinną debatę na temat decyzji niezawisłego sądu państwa spoza UE, która jeszcze nie zapadła. ale jeśli tak jest, to przynajmniej nie powinno się publikować we wszystkich językach urzędowych UE, że lesbijki i geje są szczególnie dotkliwie dotknięci ograniczeniami dotyczącymi aborcji.
Ale oprócz tekstu pisanego odbyła się również debata plenarna; zobaczmy też taki odcinek. Mężczyzna z Niemieckiej Partii Ludowej wstaje, by zabrać głos i mówi spokojnie i stanowczo, że jego zdaniem aborcja może być rozważana w indywidualnych przypadkach, „OK”, ale ogólnie w Europie mamy możliwość ochrony życia, więc powinniśmy nie otwierać puszki Pandory, stawiając prawo do samostanowienia o życiu ponad prawdziwe prawo. Jak na to reaguje obecna przewodnicząca Postępowego Sojuszu Socjalistów i Demokratów (!)?
Oczywiście, wrzeszczy na nią histerycznie: „Wyraźnie przemawiasz do mnie, kobieto, jako mężczyzna tutaj”, mężczyzna, który „nigdy nie musi płacić” tej samej ceny i który tylko wierzy, że może sobie wyobrazić siebie w pozycję kobiety, więc „jako mężczyzna” powinieneś teraz słuchać. (Ożywiony aplauz, owacja z szeregów.)
Jest w tym wiele emocjonujących momentów, można by o tym napisać duży tom, poczynając od tego, że komisarz niemieckiego rządu ds. rzekomo postępowy członek jednej z niemieckich partii rządzących z ambony sali posiedzeń w Strasburgu, z odległości wielu metrów (z kwalifikacjami instruktora pracy fizycznej), określa swojego kolegę reprezentanta jako „całkowicie ewidentnie człowieka”. Więcej konsekwencji, jeśli mogę zapytać.
Ale zalecałbym również, aby od teraz posłowie do PE z węgierskiej partii rządzącej cytowali to entuzjastycznie celebrowane postępowe przemówienie mutatis mutandis dosłownie (i oczywiście z powołaniem się na źródło) we wszystkich sprawach dotyczących węgierskich spraw wewnętrznych i dostaw energii na Węgrzech: „Wyraźnie jesteś tutaj jako Niemiec/Szwed/ on mówi do mnie jako Portugalczyk/Holender, do Węgier. Po prostu myśli, że potrafi sobie wyobrazić siebie w naszej sytuacji. Nie musisz ponosić tych samych konsekwencji. Więc teraz jest moment, w którym proszę się zamknąć.
Dla dyktatury nigdy nie jest wstydem uczyć się od popularnych polityków w twierdzy demokracji.
Cały artykuł Franceski Rivafinoli można przeczytać na vasarnap.hu .
Źródło obrazu: Lifenews