Zgodnie z oczekiwaniami szczyt UE zakończył się akceptacją kandydatur Ukrainy i Mołdawii do członkostwa w UE. Każdy, kto w to wątpił, musiał pochodzić z obcej planety i nie ma pojęcia o polityce europejskiej.
Oczywiście kandydowanie do członkostwa nie oznacza automatycznego przyjęcia (zapytaj o to Turcję czy Serbię), ale nic w Unii nie może być dziś traktowane jak gotówka. Jeśli przyjrzymy się zasadom i wymogom obowiązującym wszystkich nowych uczestników, Ukraina z pewnością nigdy nie zostanie przyjęta.
Jeśli istnieje państwo, które pod żadnym względem tych warunków nie spełnia, to jest to imperium Zełenskiego. Nawet jeśli Ursula von der Leyen kłamie, że Ukraina zrobiła wiele dla umocnienia praworządności, musimy ponownie zapytać: gdzie? Gdy?
Ale już widzieliśmy cud w Brukseli, dobrze wiemy, że jeśli globaliści chcą coś osiągnąć, to bez mrugnięcia okiem złamią własne zasady. Czy i tym razem powinniśmy się tego spodziewać?
Jednak fakt pozostaje faktem: Ukraina i Mołdawia stały się kandydatami do członkostwa. Balázs Orbán , dyrektor polityczny premiera, pisze o tym, co się stało na swoim profilu w mediach społecznościowych
„Szczyt UE dobiegł końca: Rada Europejska zgodziła się, Ukraina i Mołdawia również otrzymały status krajów kandydujących. Powiedziałem w Kossuth Radio, że Węgry od wielu lat są jednym z największych zwolenników integracji europejskiej krajów bałkańskich i wschodnioeuropejskich. To historyczny krok, że zarówno Ukraina, jak i Mołdawia uzyskały status kraju kandydującego, ale praca jeszcze się nie skończyła.
Teraz musimy dążyć do tego, by Gruzja i Bośnia były o krok bliżej integracji z UE i stały się krajami kandydującymi. A w przypadku Bałkanów Zachodnich nadszedł czas, aby usunąć przeszkody biurokratyczne, aby one również mogły stać się częścią Unii Europejskiej po wielu latach oczekiwania”.
Zdjęcie źródłowe i tytułowe: Facebook/Balázs Orbán