Zorganizowani przestępcy profesjonalnie podzielili między siebie terytoria. Tarcia między grupami zajmującymi się handlem ludźmi często kończą się przemocą
Viktor Marsai, dyrektor ds. badań Migration Research Institute, powiedział Magyar Nemzet o strzelaninach w Serbii związanych z migrantami. Zdaniem wykładowcy Państwowej Wyższej Szkoły Służby Publicznej migranci nie mogli celowo podpalić lasu Makchete, ponieważ jest on dla nich również ważną kryjówką.
- Starcia graniczne są podobne do wojen gangów w Meksyku. Nie zapominajcie, że mówimy o ogromnych sumach, ogromnych sumach pieniędzy. Miliony euro i dolarów przechodzą z rąk do rąk, które handlarze ludźmi chcą chronić, powiedział w odniesieniu do incydentów w Serbii związanych z migrantami.
Jak powszechnie wiadomo, w ostatnich tygodniach słychać było strzelaniny w Horgos i Martonos, a ponadto w okupowanym przez migrantów lesie Makchetes, niedaleko Suboticy, dochodziło do starć zbrojnych, które pochłonęły dwa razy więcej ofiar. Gaj dwukrotnie płonął, rzekomo z powodu obozujących w lesie nielegalnych imigrantów. Wykładowca Państwowej Wyższej Szkoły Służby Publicznej stwierdził, że większość z tych głośnych wydarzeń można powiązać z grupami zajmującymi się handlem ludźmi.
Jak zaznaczył, są też napięcia wśród migrantów, nie można ich interpretować jako jednorodnej społeczności. – Przynajmniej są oddzieleni od siebie narodowością i obywatelstwem. Marokańczycy nienawidzą Algierczyków, wszyscy boją się Afgańczyków, nie zadaje się z nimi towarzysko. Przypomniał, że w ośrodkach recepcyjnych dochodziło już do bójek i pchnięć nożem.
Pełny artykuł Magyara Nemzeta można przeczytać tutaj.
Autor: Áron Ternovácz
Zdjęcie: Zoltán Havran