Odpowiedzialne państwa narodowe zamiast globalnej omnipotencji, ponieważ bezpieczny świat nie zaczyna się od imperiów, ostrzega amerykański historyk Mark Milosch. Z punktu widzenia małych państw jest już jasne, że choć wielkie ośrodki władzy działają w imię prawdy, to ich prawdziwym celem jest własny interes, interes elity sprawującej kontrolę nad danym imperium. Mark Milosch, amerykański prawnik, historyk, były szef Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE), który wcześniej pracował jako ekspert ds. polityki zagranicznej w Kongresie USA, udzielił wywiadu dla programu Vasárnapi Újság Kossutha Rádió.

- Przygotowuje się do wizyty na Węgrzech. Do kraju, który zachodnie media często przedstawiają w złym świetle. Jakie są Twoje główne oczekiwania przed wizytą na Węgrzech?

– Odwiedziłem Budapeszt kilka razy w latach 90., aw ciągu ostatnich 20 lat odwiedziłem go około 10 razy. Tak więc mój wizerunek został ukształtowany przez moje własne lektury i doświadczenia, znacznie bardziej niż media. A to jest bardzo ważne, bo media kreują jakby osobny obraz świata, który zupełnie nie odpowiada temu, co widziałem np. na Węgrzech.

- Będzie prowadził wykłady i spotkania, m.in. ze studentami Collegium Mathias Corvinus. Co zamierzasz być swoim głównym przesłaniem, na czym będziesz się koncentrować na spotkaniach, wykładach i kiedy będziesz miała okazję porozmawiać z młodzieżą i oczywiście naukowcami?

– Pracując dla rządu USA, miałem wcześniej okazję odwiedzić wiele krajów jako szef instytucji zajmującej się polityką zagraniczną. Zawsze obserwuję, że każdy kraj tworzy swój własny nastrój i świat uczuć. Węgry mają inny świat uczuć niż powiedzmy Norwegia czy Francja i zawsze mnie to ciekawi. Jaki jest świat ulicy, świat relacji międzyludzkich, jak ludzie odnoszą się do siebie i do mnie, jaka jest ogólnie atmosfera. Na Węgrzech zawsze uderzało mnie odświeżająco normalne uczucie. Mam takie same odczucia w Polsce, która mnie otacza. To jest jak nastrój Ameryki 20 czy 30 lat temu. Ludzie wciąż patrzą sobie prosto w oczy, wydaje się, że dobrze się dogadują, wzajemnie otrzymują od siebie witalność i energię, uśmiechają się. Więc też czuję, że Węgry to bardzo ludzkie miejsce, podczas gdy w wielu dużych miastach w całej Europie Północnej i Ameryce Północnej czuję jakoś wyobcowanie i chłód. I naprawdę mam nadzieję, że wy, Węgrzy, zachowaliście to wspaniałe uczucie, które zawsze towarzyszyło mi w waszym kraju.

– Węgry i Polska są członkami Unii Europejskiej. I w tych krajach toczy się wiele dyskusji - na Węgrzech iw Polsce - o Unii Europejskiej, o tym, jakie powinny być relacje z Unią. Myślisz, że tutaj, w Stanach Zjednoczonych, mówi się o Europie lub Unii Europejskiej, a jeśli to się pojawia, to jak jest to postrzegane z tego miejsca? Jak Unia Europejska, a raczej niepodległe kraje Europy.

– Uważam, że większość Amerykanów nie ma jasnego pojęcia, jak działa Unia Europejska. Wiedzą, jak to jest, ale wolą widzieć kraje, które za tym stoją. Jeśli chodzi o rząd amerykański, w zależności od jego konkretnych celów, zwraca się albo do Unii Europejskiej jako całości, albo do niektórych jej krajów, za pośrednictwem których może lepiej osiągnąć swoje cele. Nie sądzę, aby z amerykańskiego punktu widzenia debata między UE a państwem narodowym była tak wielka, Europejczycy muszą wypracować tę równowagę. I mam nadzieję, że mój kraj to uszanuje i rozegra uczciwą grę. Negocjuje z państwem narodowym, kiedy jest to właściwe, ze związkiem, kiedy jest to właściwe, ale stara się zachowywać konstruktywnie w tym systemie stosunków i nie próbuje narzucać mu rozwiązań.

– Czy uważa Pan, że Europa jest sojusznikiem Stanów Zjednoczonych, czy ważniejsza jest rywalizacja między nimi?

Cóż, myślę, że rywalizacja jest zawsze elementem. Zgadzam się ze starym brytyjskim powiedzeniem, że „Wielka Brytania nie ma sojuszników, ma interesy”. Każdy kraj ma swoje interesy i obowiązkiem mężów stanu jest znalezienie rozwiązań, które zagwarantują przyszłość ludziom, za których są odpowiedzialni jako przywódcy. Powinno się to odbywać w taki sposób, aby dać innym możliwość odpowiedzialnego zachowania się wobec własnego narodu. Stowarzyszenie należy zatem rozumieć jako wspólnotę ludzi, których łączy wspólny interes.

Czy uważasz, że równowaga geopolityczna na świecie, jeśli kiedykolwiek istniała, została całkowicie wywrócona do góry nogami? I czy konieczne jest przeorganizowanie, mam na myśli globalny porządek geopolityczny? A gdzie jest rola Stanów Zjednoczonych w tej debacie publicznej? Jak zrównoważyć?

" Mam nadzieję, że tak się stanie." Chcę widzieć świat państw narodowych kierowanych przez odpowiedzialnych mężów stanu, którzy kierują się dobrem swojego kraju współpracując z innymi krajami. W którym nikt nie przekracza granic swojej odpowiedzialności, aby działać jako swego rodzaju globalny wszechmocny, „obrońca wszechświata ”. Niestety żyjemy w świecie, w którym wielu ludzi chce w tej roli zadowolić Waszyngton, Brukselę, Pekin. Jednocześnie w Rosji są ludzie, którzy nadużywają swojej roli i obecnie z niej rezygnują. I nawet gdybyśmy mieli całą dobrą wolę na świecie, aby przenieść świat od rywali walczących o dominację do bardziej umiarkowanego i odpowiedzialnego systemu, to też nie byłoby to łatwe, ponieważ jest tak wiele globalnych zobowiązań, zobowiązań i obietnic. Wzajemnie się znoszą, więc myślę, że w tej sytuacji nie sposób sobie wyobrazić jakiegoś idealnego porządku świata i do niego dążyć. Powinniśmy raczej kierować rzeczami we właściwym kierunku, skromnie i twórczo.

– Jeśli będziemy się trzymać tego, że Stany Zjednoczone nie prowadzą wojny z Rosją, to czy uważa pan, że wojna na Ukrainie, która jest rodzajem wojny wypowiedzianej, jest prawdziwa, Rosja nie nazywa tego tak, ale operacją wojskową . Ale czy daje zachodnim sojusznikom i mocarstwom szansę na pokonanie Rosji? A może to jest ich faktyczny cel? A może mądrzej byłoby, gdyby podjęli więcej kroków w kierunku rozwiązania dyplomatycznego, zwrócili większą uwagę na pokój, a przynajmniej coś w rodzaju zawieszenia broni?  

– Zaczęlibyśmy od stwierdzenia, że ​​dzięki Bogu nie jesteśmy w stanie wojny z Rosją, ale jednocześnie doszło do bardzo niezwykłej sytuacji, do której wydarzenia ostatnich 70 lat nawet się nie zbliżyły. Oznacza to, że Stany Zjednoczone i ich zachodnioeuropejscy sojusznicy wysyłają na Ukrainę duże ilości broni i zapewniają poważne szkolenia. Jestem amerykańskim katolikiem i uważam się za człowieka Zachodu pod każdym względem, ale myślę, że poważnym błędem jest wyobrażenie sobie, że wielki naród, taki jak Rosja, może zostać skutecznie wyeliminowany z globalnego równania. Jeśli chcemy być patriotami, a nie nacjonalistami czy globalistami, musimy pozwolić innym też być patriotami. Jednocześnie prawdą jest również, że niewiele krajów przysporzyło innym krajom tyle kłopotów w ciągu ostatnich 250 lat, co Rosja. Trzeba przyznać, że Rosjanie to także ludzie, którzy mają pod wieloma względami wspaniałą historię. Nie możemy dążyć do ich upokorzenia, a już na pewno nie możemy dać się im zastraszyć. Biorąc pod uwagę rzeczywistość, powinniśmy wyobrazić sobie przyszłość, w której każdy kraj w Europie i Eurazji osiągnie to, czego potrzebuje, aby żyć w pokoju na własnym terytorium i zgodnie z własnymi tradycjami.

Źródło: hirado.hu

Zdjęcie na okładce: Mark Milosch, amerykański prawnik, historyk, były szef Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE), ekspert ds. polityki zagranicznej Kongresu USA. (źródło: MCK)