W ciągu kilku dni trzeci słynny na cały świat obraz został oblany płynem przez młodych ludzi protestujących pod pretekstem zmian klimatu, ale niewykluczone, że do czasu ukazania się tego artykułu będzie już czwarty czy piąty taki przypadek. Chęć wyróżnienia się, spontaniczny terror kulturowy czy nowy rozdział kultury anulowania po histerii BLM? - zadaje pytanie na stronie Węgierskiej Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (MKDSZ).
Ostatnio działacze na rzecz ochrony klimatu polali sokiem pomidorowym Słoneczniki Van Gogha w National Gallery w Londynie, najdroższy obraz Moneta w Muzeum Barberini w Poczdamie i puree ziemniaczane.
Promocji pod pretekstem globalnego ocieplenia nie można nazwać rewolucyjną ani oryginalną. Dziś wszyscy wiedzą, że zielony radykalizm to nie romantyczna innowacja przytulonych do drzew hipisów mieszkających w eko-domach, ale
internacjonalistyczny produkt polityczny, który można wykorzystać do celów inżynierii społecznej, podobnie jak wyglądający na idiotów aktywiści, którzy przyklejają własne ciała do podłogi muzeum, nie są bohaterami, a jedynie sługami globalnego systemu, których można sprzedać za wszystko przez piętnaście sekund sława
– pisze MKDSZ, a potem dodaje, podobnie jak w przypadku znanych lewicowych grup akcji (Femen, Antifa, BLM), tu też najprawdopodobniej chodzi o tzw. chodzi o astroturfing, czyli oskryptowany ruch zorganizowanych odgórnie pseudogrup, nawet jeśli grupy te – zgodnie z zasadami imitacji – mogą później rozmnażać się samodzielnie. W swoim artykule zwrócili uwagę, że typowa europejska Partia Zielonych marnuje dziś maksymalnie jedną czwartą tego, co mówi na temat ochrony środowiska, podczas gdy przez resztę czasu zajmuje się wspieraniem mieszania się ludzi, dyktaturą opinii, lub powstanie różnych perwersji i zaburzeń tożsamości. MKDSZ podkreślił, że znając sprawdzone strategie kampanijne i silne zakorzenienie europejskich partii zielonych, nasuwa się pytanie: po co po tym wszystkim eko-radykalizm w przebraniu ruchu, a zwłaszcza takie szorstkie narzędzia użyte?
Aktywiści z @JustStop_Oil rzucili zupą pomidorową na Słoneczniki Van Gogha w Galerii Narodowej i przykleili się do ściany. pic.twitter.com/M8YP1LPTOU
— Damien Gayle (@damiengayle) 14 października 2022 r
Istnieją dwa logiczne wyjaśnienia tego twierdzenia.
Z jednej strony, w coraz głośniejszym szumie medialnym, w dobie coraz bardziej wulgarnych i głośnych manifestacji, oczekiwany efekt komunikacyjny można osiągnąć jedynie za pomocą rażąco szokujących przekazów – pisze mkdsz.hu. Z drugiej strony zradykalizowały się też same główne cele, co można wywnioskować z realnych (nieoficjalnych) przekazów działań, a także z adaptacji tych przekazów do współczesnych trendów ideowych.
Przesłaniem malarstwa van Gogha i Moneta jest nic innego jak to, że arcydzieła ludzkiej cywilizacji, w tym zachodniej, nie są już święte.
O tym, że najcenniejsze dzieła naszych poprzedników można teraz bez konsekwencji zniesławiać jakimkolwiek wulgarnym tekstem czy wzniośle brzmiącym pretekstem. Widok płomieni ogarniających Notre Dame i inne francuskie kościoły należy już do przeszłości: rozpoczął się nowy rozdział. Każdy, kto sądził, że kultura abolicjonistyczna ograniczała się do palenia, burzenia lub profanacji symboli chrześcijaństwa lub „białej supremacji” (cokolwiek to znaczy), grubo się mylił.
– piszą, dodając, że sprawcy kryli się za hasłami ochrony klimatu, ale łatwo może być tak, że zbrodnie są już poukładane w laptopie lub w szufladzie dębowego biurka, co z czasem – chrześcijanie, prawicowcy, biali, heteroseksualiści czy nawet rosyjscy sportowcy i pianiści – wtedy mogą czytać w umysłach współczesnej, zsekularyzowanej Europy.
Zaatakowane teraz obrazy były chronione szklaną ścianą, co zapobiegło nieodwracalnym uszkodzeniom. Miejmy nadzieję, że nie będzie już poważniejszych ataków (bo też mamy nadzieję, że sprawcy zostaną ukarani przykładem), a jeszcze bardziej mamy nadzieję, że nasza obecna hipoteza dotycząca planowania i organizacji jest po prostu błędną intuicją i że tylko kilku samotnych szaleńców chwilowo zakłóciło funkcjonowanie cywilizowanego społeczeństwa nerwy świata. Pytanie tylko, czy ktoś kiedyś przebije się przez szklaną ścianę tolerancji lokalnych społeczności i społeczności. Widząc gwałtowny upadek europejskich społeczeństw obywatelskich i biorąc pod uwagę fakt, że samoświadomość obywatelska w zasadzie obejmuje również zdolność i zamiar ochrony naszych wartości, niestety łatwo może się zdarzyć, że tego muru na jakiś czas już nie będzie. A może tylko my go nie widzimy, bo jest ze szkła? Najlepiej by było, gdyby tego nawet nie trzeba było ujawniać – zamykają artykuł.
Źródło i pełny artykuł: vasarnap.hu
Wyróżniony obraz: Twitter